Niech stanie się wiosna

Ten winny wtorek miał zakląć wiosnę i sprawić, że wreszcie porzucimy kurtki i witaminę D w pigułkach, a przynajmniej taki cel przyświecał Robertowi z Naszego Świata Win, gdy proponował nam ten wróciwszy ze słonecznej Italii, gdzie nie miał tutejszych pogodowych rozterek. To, że dziś nie wtorek, przemilczmy. Wiosnę mamy za to bez cienia wątpliwości!

Pędząc dzisiaj do Dwa przez cztery po butelkę wina na jutrzejszy Zlot Blogosfery żałowałem, że krótkie portki zostały w szafie. Pierwsze, co przyszło mi do głowy to, że zabieg się udał ze szwajcarską precyzją — blogerzy swoje wina odkorkowali i stała się wiosna.  Idąc tym tropem nasz wpis jest już kompletnie niepotrzebny, ale pomyślałem sobie, że słoneczny dzień aż prosi się o lekkiego Rieslinga, którym dołączymy do pozostałych piszących w tym zaklinaniu, aby wiosna zbyt szybko nie postanowiła zdezerterować. Ten wybór wydał się jeszcze bardziej oczywisty wziąwszy pod uwagę, że trwają właśnie coroczne Riesling Weeks, podczas których zapomnieć o Rieslingu się po prostu nie godzi. Połączyliśmy ze sobą te dwa fakty i stała się jasność, czy może raczej… zgasło światło?

Czytaj więcej

Pociąg do Barolo

Dosłownie chwilę temu pisaliśmy, że okazji do pogłębiania zażyłości z Barolo chciało by się więcej (choć ostatni rok był przełomowy), a tu już luty zaczyna tegoroczne przygody z impetem degustacją w ciemno dziesięciu owych. Rzecz jasna to znów sprawka Michała Misiora z Wine Trip Into Your Soul, który nawet na moment nie zwalnia tempa i mógłby śmiało rozważyć sprzedaż abonamentów i karnetów na swoje degustacje.

Na prężenie muskułów i opisywanie butelki po butelce jesteśmy zbyt ciency w uszach. Notatki dla siebie i własnej edukacji zrobiliśmy staranne, ale Wam, drodzy Czytelnicy, polecamy obszerną i świetnie napisaną relację Roberta z Naszego Świata Win, który na Piemoncie zjadł dużo więcej zębów niż my. Zamiast tego chcemy podzielić się z Wami odkryciami, zawodami i niespodziankami.

Czytaj więcej

Ciemna strona szampana

O degustacji w ciemno Wojtek Bońkowski często mówi, że blind tasting never lies, z kolei Tomek Prange-Barczyński w ostatnim Magazynie Wino – choć przyznaje temu rację – dodaje, że degustacji w ciemno nie lubi, bo odziera wino z kontekstu i nie pozwala dojść do głosu czynnikom innym niż tylko smak i zapach. Trudno nie zgodzić się czy to z jednym, czy to z drugim. Nie ma tajemnicy w tym, że wiedząc co pijemy, mimowolnie się tym sugerujemy. Nie tylko oceniajac wino w dowolnej, arbitralnej skali, ale nawet opisując je sensorycznie. Co jest bowiem dziwnego w doszukiwaniu się nut typowych dla szczepu, gdy wiemy, co mamy w kieliszku?

My w degustacjach w ciemno uczestniczymy chętnie przy nadarzających się okazjach, bo – jak wspominaliśmy niedawno – to fantastyczna sposobność do nauki i wystawienia swoich zmysłów i wiedzy na próbę, w której nie ma żadnego suflera. To wcale jednak nie znaczy, że to nasza ulubiona forma obcowania z winem. Wręcz przeciwnie, każda kolejna degustacja w ciemno natrętnie przypomina nam, czego w nich nie lubimy.

Czytaj więcej

Retrospekcja o hiszpańskiej Biedronce

Jedne tematyczne festiwale win w dyskontach interesują nas bardziej, inne mniej, inne praktycznie wcale. Festiwale win hiszpańskich dość jednoznacznie zaliczają się do tej ostatniej grupy i nie wywołują szybszego bicia serca. Z reguły to wszelkie możliwe wariacje na temat Tempranillo solo lub z domieszkami w każdym możliwym wcieleniu, zazwyczaj od dużych producentów lub spółdzielni, zazwyczaj hojnie wytaplane w beczce.

Hiszpania winiarsko w ogóle przyprawia nas o szybsze bicie serca rzadziej niż inne kraje, a jeśli już to robi – to z ciekawymi winami od garażystów i ambitnych winiarzy, którzy skutecznie szukają innej drogi niż zaaplikowanie ulubionego tekstu Jeremy’ego Clarksona „WIĘCEJ MOCY!” w winiarskiej karykaturze pod znakiem „WIĘCEJ DREWNA!”. Nie jest też tajemnicą, że my w ogóle beczkę lubimy użytą z umiarem i gracją smukłego kota, niż słonia w składzie porcelany – jeśli więc dla odmiany lubujecie się w intensywnych beczkowych nutach, warto czytać nas z przymrużeniem oka.

Czytaj więcej

Dwa przez cztery – oaza na łódzkiej pustyni

Łatwo zauważyć, że choć prowadzimy bloga zza łódzkich biurek, relatywnie niewiele piszemy o łódzkich winiarskich miejscach i wydarzeniach. W naszych wpisach o Łodzi bardzo długo tak wyraźnie odznaczała się dominacja Klubu Wino, że wyznawcy teorii spiskowych mogliby nas posądzić o powiązania kapitałowe. Prawda jest niestety bardziej prozaiczna i smutna zarazem – Łódź to po prostu winiarska plaża, gdzie próżno szukać alternatyw. Zarówno miejsca, gdzie można dobre wino kupić jak i restauracje, gdzie można z winem dobrze zjeść, łatwo policzyć na palcach. Jeśli spróbujemy ograniczyć się do centrum Łodzi, sprawy komplikują się jeszcze bardziej.

Czytaj więcej