Retrospekcja o hiszpańskiej Biedronce
Jedne tematyczne festiwale win w dyskontach interesują nas bardziej, inne mniej, inne praktycznie wcale. Festiwale win hiszpańskich dość jednoznacznie zaliczają się do tej ostatniej grupy i nie wywołują szybszego bicia serca. Z reguły to wszelkie możliwe wariacje na temat Tempranillo solo lub z domieszkami w każdym możliwym wcieleniu, zazwyczaj od dużych producentów lub spółdzielni, zazwyczaj hojnie wytaplane w beczce.
Hiszpania winiarsko w ogóle przyprawia nas o szybsze bicie serca rzadziej niż inne kraje, a jeśli już to robi – to z ciekawymi winami od garażystów i ambitnych winiarzy, którzy skutecznie szukają innej drogi niż zaaplikowanie ulubionego tekstu Jeremy’ego Clarksona „WIĘCEJ MOCY!” w winiarskiej karykaturze pod znakiem „WIĘCEJ DREWNA!”. Nie jest też tajemnicą, że my w ogóle beczkę lubimy użytą z umiarem i gracją smukłego kota, niż słonia w składzie porcelany – jeśli więc dla odmiany lubujecie się w intensywnych beczkowych nutach, warto czytać nas z przymrużeniem oka.
Caly ten wstęp prowadzi do, na dobrą sprawę, retrospektywnego spojrzenia na hiszpańską ofertę Biedronki. W tym roku Biedronka postanowiła wymienić strzelbę na karabin maszynowy i oferta hiszpańska, zgodnie z planem, objęła jedynie dwa pierwsze tygodnie lutego (choć pewnie wiele win będzie leżeć na pólkach jeszcze przez dłuższą chwilę). Od poniedziałku ustąpi miejsca kolejnej ofercie. Wina dojechały do nas niestety już w połowie jej trwania, nim więc w ogóle zdążyliśmy sięgnąć po korkociąg to rach, ciach i po wszystkim – piszemy więc de facto już po zakończeniu hiszpańskiego festiwalu.
Retrospektywnie więc patrząc – oferta szału nie zrobiła. Wina których spróbowaliśmy (to jedynie mniej więcej połowa oferty) były w większości bardzo przeciętne lub wręcz słabe. Niemal wszystkie wina czerwone były polane beczkową polewą aż nazbyt hojnie, ale nie sama beczkowość była w nich problemem. Raczej brak ciała, paskudnie sucha tanina, zabity owoc, wewnętrzna pustka, czy gorzki finisz – albo do wyboru, albo wszystko razem w kupie, zależnie od wina.
Altos de Tamarón Roble Ribera del Duero 2015 i Viñedos Fontana Uclés Monte Carbonero 2015, które – wbrew licznym ciepłym opiniom o nich – nam wydały się na granicy pijalności i trudno nam je polecić nawet zatwardziałym miłośnikom beczki.
Bodegas Paniza Cariñena Gran Reserva La Fea 2010 i Juan Ramón Lozano La Mancha Gran Reserva Ophicus 2010 wypadły zauważalnie lepiej, owoc nie dał się totalnie stłamsić, a wina mogą się podobać, choć nie znaleźliśmy w nich wiele przyjemności. La Fea ładniej pachnie niż smakuje, Ophicus lepiej smakuje niż pachnie, oba wydały się dość ciężkie, suche i zamulające.
Chlubnym wyjątkiem okazała się Burgo Viejo Rioja Reserva Licenciado 2010 z soczystym owocem, dobrą koncentracją i przyjemną taniną, mimo dość obfitej waniliowej beczki, która jednak nie przysłoniła świata w tym winie i całość okazała się dość harmonijna. To nie jest styl Rioja, który wyjątkowo lubimy, ale uczciwie trzeba przyznać, że wino jest smaczne i dobrze zrobione. Jeżeli lubicie taki masywny styl, wino godne polecenia. W naklejki punktacyjne jako wabik na klienta z reguły nie wierzymy, ale warto z kronikarskiego obowiązku nadmienić, że Licenciado w różnych rocznikach jest wysoko oceniane przez Wine Spectatora, Wine Enthusiast, czy też Decantera.
W jasnym uniwersum było (raptem) nieco lepiej. Jaume Serra Cava Pata Negra Semi-seco to prosta, imprezowa Cava po którą warto sięgnąć tylko jeśli nie odstrasza Was nieco mydlany i landrynkowy słodki posmak, który przy drugim kieliszku zaczyna poważnie irytować. Poza nim wino ma fajny owoc spod znaku jabłka i orzeźwiającą kwasowość – ale męczącej słodyczy jednak za dużo.
Wraz z ofertą win hiszpańskich zbiegło się wprowadzenie nowej formuły akcji „Sommelier poleca” – teraz w akcji wyróżnione są aż trzy wina. Poza dwoma winami hiszpańskimi w tym miesiącu załapało się rosé z Prowansji – Fortant Lux Royal Rose Coteaux Varois 2016, które dostaje plus za rocznik – dość już się naoglądaliśmy przeleżałych rosé. Niestety dostaje też krechę za całą resztę. Poza przyjemnym poziomkowo truskawkowym nosem bez dusznej perfumy i pudrowości, niewiele się w nim dzieje – usta wodniste, nijakie i niemal bez owocu, z goryczkowym finiszem. Nie warto.
Również i tutaj trafił się jednak chlubny wyjątek, a my znów wracamy do Hiszpanii. Eidosela Rías Baixas Albariño 2015 to przyzwoite, choć prościutkie Albariño. Jest trochę słonej, morskiej bryzy, są cytrusy i limonki, jest i fajna kwasowość. Jest też jednak trochę aspirynowych nut i brak ciała. Zeszłoroczne oferty dyskontów nauczyły nas już, że Albariño tej klasy da się na półki wstawić dużo taniej – obecna cena jest jego największą wadą.
Ten krótki przegląd utwierdził nas jeszcze mocniej w przekonaniu, które co jakiś czas wraz z kolejnymi ofertami Biedronki weryfikujemy – Biedronka w klimatach iberyjskich nadal czuje się dużo lepiej w Portugalii niż w Hiszpanii. Choć w obu przypadkach, poza kilkoma nowościami, regularnie sięga po sprawdzone etykiety, te portugalskie są z reguły mniej karykaturalne. Konsekwentnie wydaje nam się, że ani Rioja, ani Ribera del Duero, ani La Mancha, szczególnie w wydaniach reserva / gran reserva, to nie są wina, nad którymi w dyskontowych przedziałach cenowych warto się pochylać w poszukiwaniu emocji – a dominacja właśnie takich win na półkach z oferty na ofertę cały czas wyraźnie się zarysowuje.
Pochodzenie win: przesłane przez Biedronkę do degustacji