Internetowa twarz Święta Młodego Wina 2020 w Sandomierzu

Obiecywaliśmy sobie, że w tym roku wycieczka do Sandomierza na Święto Młodego Wina będzie obowiązkowym punktem kalendarza. Tak jak w ubiegłych latach szyki krzyżowały nam rzeczy w dużym stopniu od nas zależne, tak teraz powód zgoła inny, acz rezultat taki sam — do Sandomierza nie pojechaliśmy. Różnica jednak taka, że nie tylko my. Mało brakowało, a zwyczajowy, w tym roku już ósmy, festiwal w ogóle by się nie odbył.

Czytaj więcej

Tetramythos: Grecja od TERROIRystów

Jak sięgnę pamięcią, Grecja zawsze była krajem winiarskim, który wywoływał u mnie szybsze bicia serca. Napięte i słone assyrtiko z Santorini, zwiewne, ale i chwytające zadziorną taniną xinomavro z Naoussy, czy kwiatowe i miękkie moschofilero z Mantinii można wymienić jednym tchem, a to raptem mikroskopijny wycinek winiarskiego krajobrazu kreślonego przez ponad 300 endemicznych szczepów, trudnych w uprawie, ale odwdzięczających się efektami terenów i ambitnych, eksperymentujących winiarzy.

Z punktu widzenia tradycji i historii Grecja jest owiana legendą. Wszak to kolebka winiarskiej kultury i ojczyzna Dionizosa, gdzie winorośl uprawiana była już kilka tysięcy lat temu. Z bardziej praktycznego punktu widzenia codziennego winomana — jest przede wszystkim tajemnicza i niedostępna.

Czytaj więcej

Wine Me — Spotify, Netflix… wino?

Czasy mleczarzy, którzy dbali o to, by nikomu nie zabrakło w domu mleka już pewnie nie wrócą. Zostaje nam oglądanie z sentymentem początkowych scen „Nie lubię poniedziałku”. Ostatnio złapałem się na tym, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz odebrałem domofon z propozycją skitrania do piwnicy kilku worków ziemniaków na zimę, a co całkiem niedawno było na porządku dziennym. A co, gdyby zamiast butelki mleka na wycieraczce znajdować wino?

Abonamenty miesięczne, które stały się dla nas codziennością w świecie cyfrowym (Spotify, Netflix… pewnie nie byłbym w stanie wymienić z głowy wszystkich swoich subskrypcji), w świecie namacalnych towarów nie są w Polsce jeszcze tak popularne. Subskrypcje wina, czy mocnych alkoholi, tak popularne w Stanach czy w Wielkiej Brytanii (Wam też reklamy Flaviar niemal wychodzą z lodówki?), w Polsce nigdy się jakoś wybitnie nie zakorzeniły, mimo kilku różnych prób na przestrzeni ostatnich lat. Wine Me podniosło rękawicę, by to zmienić. Warto wspomnieć, że w podobnym czasie temat subskrypcji podjęła też ekipa z Krakowa, Winerua. Czyżbyśmy mieli na horyzoncie rozkwit takich propozycji?

Czytaj więcej

O „Europie na winnych szlakach” słów kilka

Nakładem wydawnictwa Pascal niedawno ukazała się książka Tomasza Prange-Barczyńskiego, Europa na winnych szlakach. Znając autora i zawsze czytając jego felietony z zapartym tchem, potraktowaliśmy ją jako pozycję obowiązkową i zamówiliśmy już w dniu premiery. Jak to u nas bywa, musiała chwilę poczekać na swoją kolej, ale jak już się za nią zabrałem, połknąłem całość w try miga i korzystając z tego, że do Świąt jest jeszcze trochę czasu i można uczynić z niej zacny prezent, chcę Wam ją czym prędzej zarekomendować.

Czytającym o winie zapewne autora przedstawiać nie trzeba, wszak to człowiek-instytucja. Przez wiele lat u sterów Magazynu Wino, dziś pisze dla Winicjatywy i Fermentu. Wnioskując po odznaczeniu Riesling Fellow od Niemieckiego Instytutu Wina można sądzić, że w jego żyłach płynie riesling — i zapewne jest to prawda, ale raczej niekompletna. W końcu kiedyś musi w nich płynąć graševina. Albo pošip i fetească. Albo tysiąc innych eliksirów, za którymi ciągną się barwne historie, których Tomek zawsze ma do opowiedzenia bez liku.

Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że Europa na winnych szlakach jest bogato ilustrowanym przewodnikiem i książką skierowaną do miłośników wina. Są opisy miejsc, są malownicze fotografie, przydatne adresy, gdzie spać i gdzie zjeść. Są też wskazówki, co zjeść warto i czym popić, a nawet winiarska wiedza w pigułce przy każdym z rozdziałów. Ale to tylko deser, lub amuse bouche, jak kto woli, do dania głównego, czyli 22 opowieści z podróży autora po Europie, tej mniej znanej i uczęszczanej. Gawęd, dla których wino jest kontekstem, ale nie celem.

Każda opowieść to niezwykle barwne, a zarazem bardzo osobiste zapiski z podróży i spotkań, gdzie wino płynie w tle i zwinnie łączy ze sobą kolejne historie, ale na pierwszym planie są ludzie i miejsca, historia i kultura, zażyłości i przyjaźnie. O swoich podróżach z dala od utartych ścieżek autor opowiada ze swadą, okraszając je licznymi anegdotami. Co łączy Mury Kaczmarskiego i wino? Gdzie można spotkać Zoltana Demetera w szortach z kieliszkiem rosé? Jak to jest mieć w sercu Ararat? Czytając książkę Tomka myśli same zaczynają błądzić w stronę planowania wakacji, porzucenia turystycznych miejscówek i doświadczenia tego wszystkiego, o czym pisze autor, na własnej skórze.

To, co jednak w książce Tomka wydaje mi się najfajniejsze, to brak jakiegokolwiek winiarskiego zadęcia i wciśnięcia tych historii w szpony formy ciekawej tylko dla osób winem zainteresowanych. Europę na winnych szlakach polecam każdemu. Czy wino pije, lubi i na winie się zna, nie ma najmniejszego znaczenia. To po prostu kapitalna lektura.

Książkę znajdziecie bez problemu w licznych księgarniach, np. w Empiku, na czytam.pl czy w Świecie Książki.

Kierunek: Bor, Mámor, Bénye!

Jakiś czas temu przez winną część polskiego internetu przetoczyła się fala artykułów promujących tokajski festiwal Bor, Mámor, Bénye w urokliwym miasteczku Erdőbénye. Festiwal cieszy się w Polsce dużą popularnością i prężnie działającą promocją — przedsmakiem była impreza plenerowa w Krakowie i czerwcowa mała degustacja w Warszawie prowadzona przez trójkę winiarzy z miasteczka. Nie byliśmy na żadnym z tych dwóch wydarzeń, ale to nie znaczy, że brak nam powodów by również do wyjazdu ten festiwal namawiać. Wręcz przeciwnie!

W tym roku festiwal w Erdőbénye wrócił do swojego pierwotnego terminu w połowie sierpnia, po dwóch latach średnio udanego wariantu lipcowego, który (choć nam osobiście pasował bardziej) nie może się równać z długim sierpniowym weekendem. Jeśli nie macie jeszcze na te kilka dni planów, odwiedzenie Erdőbénye to świetny sposób na spędzenie tego czasu. Bilety bez problemu można jeszcze kupić, a jak preferujecie spontaniczne wyjazdy — są dostępne również na miejscu.

Czytaj więcej