#rieslingweeks z Weingut Leitz w Winny Wtorek
Wczoraj zaczęła się kolejna, czwarta już, edycja #rieslingweeks — akcji promującej rieslinga organizowanej na wiosnę przez Niemiecki Instytut Wina. Sądzę, że do picia rieslinga Was (tak jak nas) namawiać specjalnie nie trzeba, ale festiwal Riesling Weeks to niewątpliwie idealna wprost okazja by sięgnąć właśnie po niego. Robert Szulc zasugerował, by dzisiejsze Winne Wtorki związać tematycznie z rieslingami, korzystamy więc z okazji by wrócić pamięcią do naszego niedawnego spotkania i opowiedzieć Wam o winach Weingut Leitz.
Johannes Leitz to dziś jeden z czołowych winiarzy nad Renem, ale, jak mówi, całą widzę zdobył w praktyce ucząc się na żywym organizmie, przy pracy we własnej piwnicy. Winiarska historia rodziny Leitzów sięga połowy XVIII wieku, ale winiarnia została niemal doszczętnie zniszczona w czasie wojny. Sprawy nabrały ponownie impetu już w rękach Johannesa, który winiarnię przejął w 1985 i sukcesywnie rozbudował z 2 do ponad 40 hektarów, w tym o parcele na najlepszych stokach Rheingau — Berg Roseneck, Berg Schlossberg, Berg Rosengarten czy Berg Rottland. Na spotkaniu poprowadzonym przez Jana Schmidta, przedstawiciela Weingut Leitz, wspólnie z Łukaszem Czajkowskim z Winemates, spróbowaliśmy 9 win.
Przygodę otwiera sekt Dragonstone, czyli riesling musujący, tutaj robiony metodą Charmata, czyli przez drugą fermentację w stalowych zbiornikach. Leitz dla kilku najpopularniejszych win zdecydował się wykreować marki własne — spokojnym rieslingiem Dragonstone zawojował już rynek w USA, a wersja z bąbelkami jest naturalną kontynuacją i powstaje po wtórnej fermentacji właśnie tego wina. Dragonstone w całości powstaje z gron z Rüdesheimer Drachenstein, skąd zresztą nazwa. Z wyraźnym cukrem resztkowym (20g), wino jest świeże i bardzo owocowe. Królują morele, miód i brzoskwinie, ale i nieco petrolu. Całość jest wsparta sporą kwasowością z niepomijalną mineralnością, ale jednocześnie w pozytywnym znaczeniu tego słowa prosta i przyjemna. Świetne preludium (87/100).
Dwa pozostałe wina oznaczone własnymi nazwami to jednocześnie dwie podstawowe etykiety Leitza. Wytrawny Eins-Zwei-Dry 2016 i Leitz Out! 2016 z lekkim cukrem (o poprzednim roczniku pisaliśmy tutaj) powstają głównie z gron z równin spoza Rüdesheim i oba mają do siebie bardzo zbliżony charakter. Pełne cytrusów, chrupkiego zielonego jabłka, mirabelki, z fajną kwasowością, to lekkie i radosne codzienne wina (85/100).
Rüdesheim Trocken 2015 to krok w górę na drabince jakościowej producenta. Wino w kategorii VDP.Ortswein, czyli wina gminnego, to kupaż z różnych parceli Leitza w Rüdesheim. Tutaj już dzieje się więcej. W nosie nieco naftowe i… plastelinowe, owoce (cytrusy, jabłka, liczi) jeszcze schowane. Napięte, mineralne, ziołowe, z potężną kwasowością, już teraz przyjemne, ale rok czy dwa zdziałają dużo dobrego (88/100).
Dwie kolejne butelki to już wina z pojedynczych parceli, obu sklasyfikowanych na szczycie piramidy jakościowej jako VDP.Grosse Lage. Berg Roseneck 2014 z kwarcowej gleby bodaj najbardziej stromej winnicy w rękach Johanessa fermentuje w dużych beczkach z niemieckiego dębu i od pierwszego zakręcenia kieliszkiem urzeka zapachem cytrusów, antonówek i mokrych kamieni. Owocowe, lekko ziołowe, potoczyste i bardzo ekspresyjne (91/100). Berg Schlossberg 2013 z czerwonego łupka jest dla odmiany bardziej stonowany, skaliste, strukturalne — w kwasową, mineralną architekturę wplatają się cytrusy, nafta, marakuja, wosk pszczeli. Wielka intensywność smaku, a wino trwa i trwa. Świetne (93/100)!
Poza wytrawnymi Grosses Gewächs Johaness Leitz z pojedynczych parceli Erse i Grosse Lage robi też wina z cukrem resztkowym, co bardzo nas cieszy. Znajdujemy w nich zawsze dużo przyjemności, a często są też w kuchni kompanem wprost niezastąpionym. Rüdesheimer Kirchenpfad Kabinett 2016 ma świetny, tak charakterystyczny dla rieslingów, balans kwasowości ze słodyczą. Owoce słodsze, cieplejsze, bardziej brzoskwinia niż jabłko, bardziej marakuja niż cytrusy, a w tym wszystkim trochę miodu i orzeźwiająca, jabłkowa kwasowość (86/100). Słodkie działa wytacza natomiast Rüdesheimer Magdalenkreuz Riesling Spätlese 2016. Cukru mamy tu już ponad 70g przy praktycznie tej samej kwasowości co w poprzedniku. Morele, pigwa, słodkie jabłka i miód grają pierwsze skrzypce. Wino jest długie i intensywne, ale też jeszcze zdecydowanie za młode (88/100).
Kwiatkiem do kożucha w naszym odczuciu okazało się natomiast Eins-Zwei-Zero 2016, wino bezalkoholowe z portfolio producenta. Jan Schmidt opowiadał o rosnącym znaczeniu tej kategorii win i ogromnym zapotrzebowaniu ze strony rynku na całym świecie na takie butelki. Fakt, że na tle licznych win bezalkoholowych, które próbowaliśmy, riesling od Leitza wypada dobrze — ale nadal smakuje jak wodnisty, mało owocowy, nieco aspirynowy sok, któremu brak werwy, intensywności, ciała i smaku. Na tym tle opowiadana historia o wizytującym winiarnię znanym krytyku winiarskim, który w ciemno nie rozpoznał, że to wino bez alkoholu, wydaje się jednak mocno ubarwionym zabiegiem marketingowym. Może kiedyś się przekonamy, ale na razie, jeśli nie będziemy mogli napić się wina, to bez zastanowienia wybierzemy dobrą herbatę.
Choć naszym pierwszym wyborem dla rieslinga zazwyczaj jest Mozela, Rheingau po raz kolejny udowodniło nam, że warto dla reńskiej przygody Mozelę czasem zdradzić. Leitz to jeden z naszych ulubionych producentów z tamtych stron i korzystając z #rieslingweeks gorąco zachęcamy Was do zapoznania się z jego winami.
Nie zapomnijcie też, by zobaczyć, jakie inne wydarzenia w tym roku uszykował dla nas wszystkich Niemiecki Instytut Wina!
Win próbowaliśmy na degustacji z producentem i importerem w Dwa przez cztery w Łodzi na koszt własny.
Importerem Weingut Leitz są Winemates, w Łodzi kupicie w Dwa przez cztery.