Polska winem musującym stoi — to oczywista i daleko idąca generalizacja, ale obserwując takie wydarzenia jak chociażby festiwal Muśnięci w Krośnie Odrzańskim można łatwo odnieść wrażenie, że to kategoria win, która w kraju rozwija się niezwykle dynamicznie i prezentuje wysoki i stale rosnący poziom.
Pamiętam dobrze, jak się wszyscy zachwycaliśmy pierwszymi rocznikami GostArt Cuvee Guillaume Duboisa z Winnicy Gostchorze. Dziś już brakuje rąk, by szybko zliczyć producentów z winem musującym w ofercie — nawet jak zawęzimy poszukiwania do samych win produkowane metodą tradycyjną, jest w czym wybierać i co chwalić. Jeśli kiedyś można było mówić o winach „najlepszych”, przy obecnej różnorodności taka jednorodna drabinka jest już bezsensowna.
Przytykiem do polskich musiaków, który często przewija się w dyskusjach, jest krótki czas leżakowania na osadzie. Wina nierzadko trafiają do sprzedaży dopiero co wyciągnięte z pieluchy, czasem doświadczywszy ledwo paru miesięcy dojrzewania. Zrozumiałe ze względu na komercyjną presję: raz — jest popyt, jest i podaż; dwa — mrożenie kapitału w dojrzewającym winie to gra wymagająca odpowiedniego zaplecza; trzy — wielu producentów zwyczajnie nie ma jeszcze dostatecznie starych win do dyspozycji. W oseskach jednak często próżno szukać jakiejkolwiek złożoności i materii. Cieszy zatem ciągle rosnąca dostępność win, które na osadzie spędziły nieco dłuższy czas, zazwyczaj z korzyścią dla towarzyszących konsumpcji emocji.
Czytaj więcej