Pierwsza schizma – bój o Soutarda

Stało się! Po degustacji ponad dwudziestu win, w tym kilku takich samych, nadszedł taki moment, w którym opinia moja i Matiego, na temat tego samego wina, okazała się zgoła odmienna. Mowa o Château Soutard 2000, teoretycznie najlepszym winie, jakie miałem okazję do tej pory skosztować, a w praktyce – lekko rozczarowującym.

Po półgodzinnej dekantacji nalałem pierwszy kieliszek, kończąc przygotowywanie pörköltu – tradycyjnej węgierskiej potrawy (przepis wziąłem z forum Czarna Oliwka – komentarz użytkownika gulasz wegierski). Nos wina okazał się zacny, tradycyjny – czarna porzeczka, jeżyny, dąb. Oceniając po samym nosie, dałbym bez wahania 90 punktów.

Niestety, im dalej w las, tym gorzej. Oczywiście wino było całkiem smaczne, jednak nie zaskoczyło mnie niczym. Było dość długie, ale bez przesady. Mati wspominał o niesamowitym posmaku, jaki zostawił u niego Soutard. Niestety, nic takiego nie poczułem.

Swoją sytuację Soutard poprawił doskonałym połączeniem z wyżej wspomnianym pörköltem. Wino bardzo dobrze uzupełniało potrawę. Dysponując takim połączeniem wina i jedzenia mógłbym jeść i pić bez końca :).

Koniec końców, postanowiłem przyznać temu winu ocenę 88/100. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że Soutard jeszcze się rozwinie – w końcu jest to Grand Cru z apelacji St. Émillion.

Zapraszam do zapoznania się (lub przypomnienia) z recenzją Matiego. Można zauważyć pewne podobieństwa, ale jednak mnie aż do tego stopnia to wino nie zachwyciło. Cóż, zdarza się ;).

Mój pierwszy raz z…Nitusem – prawdziwym „sparklerem”

Tanie wina musujące stanowią jeden z nieodłącznych składników wszelkiego rodzaju bali, oficjalnych imprez, tudzież przyjęć. Z reguły budzą więc one całkiem miłe skojarzenia. O ileż jednak te skojarzenia mogłyby być milsze, gdyby tylko zamiast standardowego Cin&Cin czy wszelkiej maści Igristoje, ludzie pijali normalne, wytwarzane metodą tradycyjną, „sparklery” – jak to w Decanterze zwykło się nazywać wina musujące.

Po przekroczeniu bariery dwudziestu degustowanych win, białych i czerwonych, słodkich i wytrawnych, postanowiłem zwrócić się także w stronę win musujących. Na pierwszy ogień poszły dwie butelki z Winnic Świata – Nitus Cava Semi Dulce Reserva NV i Schlumberger Chardonnay Brut 2006. Mała buteleczka tego drugiego czeka na swoją kolej, tymczasem teraz mogę podzielić się wrażeniami po wypiciu pierwszego, tradycyjnego wina musującego.

Jak na swoją cenę, wino okazało się całkiem smaczne, choć raczej bez rewelacji. Wino było całkiem delikatne, niemniej dało się wyczuć aromaty jabłka i gruszki. Do tego doszedł lekki posmak mineralny. Całość pozwoliła na miłe popołudniowe odprężenie. 84/100 – 33 zł – Winnice Świata.

PS

Już jutro (a właściwie to dzisiaj 😉 dzień wolny. Co za tym idzie, będę mógł wreszcie upichcić wołowinę w sosie węgierskim – coś na kształt Pörkölta :). A do tego – Château Soutard 2000!

Wineshopping, czyli Mati na zakupach – Winnice Świata

Moja przygoda z winami, pomijając Almę i Lidla, zaczęła się właśnie w Winnicach Świata – niewielkim sklepie niemal w centrum Łodzi, na rogu ulic Żwirki i Kościuszki. Tam się zaczęła i trwa do dzisiaj – jest to jedyny sklep, na chwilę obecną, który odwiedzam regularnie i darzę wielką sympatią.

Winnicach Świata znajdziemy szeroki wybór zarówno starego świata, ze sporą reprezentacją Francji, Włoch, czy Hiszpanii – jak również bogatą kolekcję win z innych zakątków. Cały regał win z Chile, wina argentyńskie, australijskie, afrykańskie. Nie zabrakło również win musujących – od prawdziwych francuskich szampanów, przez Cava, na włoskich Prosecco kończąc, ani win wzmacnianych – Porto, Marsala, Sherry. Ofertę uzupełniają inne alkohole – Bas Armagnac, Cognac, trunki japońskie (u nas często rozpoznawane pod wspólnym rzeczownikiem Sake).

To, co najbardziej lubię w Winnicach Świata, to poza szerokim wyborem win i niezłymi cenami (choć oczywiście w przypadku niejednej butelki można znaleźć taniej gdzie indziej, jak to w praktyce bywa), świetna obsługa. Kupując tam od dłuższego czasu z Krzyśkiem spotkaliśmy dotychczas dwie osoby za ladą – bardzo miłą dziewczynę, oraz mężczyznę, o którym wywnioskowaliśmy z rozmowy, że jest właścicielem sklepu.

Oboje są bardzo uprzejmi i niezwykle pomocni w wyborze butelek – każda wizyta w Winnicach Świata kończy się, poza zakupami, kilkunastominutową pogawędką na tematy wszelakie. O regionach, o konkretnych producentach, o łączeniu wina z potrawami, czy o tematach kompletnie oderwanych od wina. O bardzo wielu butelkach opinie pochodziły z doświadczenia, a na poleconych przez sprzedających sztukach się jeszcze nie zawiodłem.

Warto nadmienić, że nie ma najmniejszego problemu z zamówieniem wina – wystarczy wysłać maila z pytaniem o poszukiwaną butelkę, a jeśli tylko jest dostępna w dystrybucji w Polsce (Winnice Świata nie prowadzą własnego importu), w ciągu kilku dni przyjedzie dla nas do sklepu.

Po kilku(nastu) zakupach otrzymaliśmy kartę stałego klienta uprawniającą do 5% zniżki na każdy zakup, co wiąże się również z historią naszych zakupów – łatwo wrócić do butelek, które nam smakowały, jeśli nie pamiętamy, co to dokładnie było.

Żeby nie było do samego końca różowo, łyżka dziegciu. Organizacja win na regałach mogłaby być lepsza – próżno szukać etykiet na półkach, jaki region znajdziemy w danej okolicy. Można dość długo błądzić wzrokiem między Anjou, Sancerre, a stojącym obok Burgundem, w poszukiwaniu win z Doliny Rodanu – podobnie z Nowym Światem. Nie odkryłem jeszcze algorytmu poszukiwania butelek samemu. Obieram zazwyczaj strategię kto pyta, nie błądzi – zawsze szybciej znajdę to, czego szukam, po prostu prosząc. Okazało się, że nie tylko Gigondas jest, ale jest ich kilka – z czego dwie butelki interesujące, tylko… solidnie ukryte, na jednym ze stojaków blisko podłogi. W życiu nie przyszło mi do głowy tam szukać – na szczęście zapytałem.

Dzisiejsza wizyta skończyła się na zakupie J. Vidal-Fleury Gigondas 1998 oraz Louis Jadot Moulin-à-Vent Château des Jacques 2005 (Cru Beaujolais). Krzysiek natomiast wyszedł z Schlumberger Brut 2006 w malutkiej butelce 200ml oraz N.V. Cava Nitus Brut (pozdrowienia dla Michała Nitusa Nity, który był inspiracją dla zanabycia trunku :D) – jakoś Krzyśka na musujące wykręciło. O winach w kolejnych notkach za jakiś czas.

Na zakończenie zdjęcie sklepu, zrobione za zgodą właściciela.

Słodka rocznica i argentyńskie szaleństwa

Ostatnimi czasy moja aktywność na blogu nieco zmalała, co nie jest bynajmniej równoznaczne mniejszej aktywności w zakresie degustowanych win. W minionym tygodniu miałem okazję skosztować trzech win – słodkiego Monbazillaca, a także dwóch zupełnie różnych win z Mendozy – jednej z bardziej znanych winnych prowincji w Argentynie.

Na początek – chronologicznie rzecz ujmując – Monbazillac kupiony jako jeden z prezentów dla Mojej Lepszej Połówki z okazji potrójnego święta – urodzin, imienin i rocznicy! Do tej pory, pod względem słodkich win z Bordeaux, miałem kontakt jedynie z Chateau Loupiac Gaudiet i byłem niezmiernie zadowolony z tego wina. W przypadku Monbazillaca byłem ciekaw, czy będzie miał podobny do Loupiaca zapach i charakter istnej miodowo-owocowej ambrozji!

Czytaj więcej

Chablis 1er Cru „Fourchaume” i słoneczny weekend

W ostatni weekend pogoda była prześliczna. Wraz z Rodzicami wybraliśmy się na wieś – odpocząć, zapomnieć o pracy, odetchnąć na świeżym powietrzu. Grzechem byłoby zmarnowanie takiej okazji, zważywszy na czyste niebieskie niebo i możliwość ucieczki od miejskiego zgiełku. Również grzechem byłoby zapomnieć o winie przy tej okazji.

Po przyjeździe rozgościliśmy się, Mama zaczęła pichcić, a ja do lodówki, by z lekka schłodzić, wstawiłem jeden z zakupów w Wein-Bastion – nasze pierwsze Chablis.

Czytaj więcej