Tag: Tanie

Perypetie ostatnich dni z tanimi winami…

Choć większość win, które pijemy przy różnych okazjach, wybieramy i kupujemy z Matim sami, czasem zdarza nam się spożywać wina w nieco innych okolicznościach – na imprezach czy też z rekomendacji znajomych. Tak się ostatnio złożyło, że miałem okazję degustować trzy butelki win, które łączyła niska cena, a różniło – praktycznie wszystko inne.

Zacznę od butelki najciekawszej – słodkiego, czerwonego wina Mogen David, pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych, a dokładnie stanu Nowy Jork. Jest to wino koszerne, czyli zgodne z restrykcyjnymi zasadami obowiązującymi przy produkcji różnego rodzaju potraw i napojów w gminach żydowskich. Do produkcji wina użyto winogron ze szczepu Concord, charakterystycznego dla północno-wschodniego obszaru Stanów Zjednoczonych.

Przystępując do degustacji tego wina, byłem bardzo zaintrygowany – czerwone słodkie wina (w przeciwieństwie do białych słodkich) są najczęściej bardzo tanie i bardzo przeciętne. Cena Mogen Davida nie jest wygórowana, dlatego miałem pewne obawy, ale po rekomendacji ze strony naszej koleżanki – Majki – postanowiłem spróbować. Nie żałuję ;).

Czytaj więcej

„Jest pan pewny?”

Zdanie to nie pochodzi bynajmniej z Milionerów prowadzonych przez Huberta Urbańskiego, lecz z dość zabawnej scenki, do której doszło ostatnio w pobliskich delikatesach. Zacznijmy jednak od początku.

Był 30. grudnia 2010 r. Zrozpaczony próbowałem wybrać alkohol na Sylwestra, zastanawiając się co będzie najlepsze dla mnie i dla Kai, jednocześnie nie powodując kaca dnia następnego. Wybór ostatecznie padł na Faxe Extra Strong 10% 1l (polecam dla mężów, ktorych żony zgadzają się na wypicie „tylko jednego piwa”…;-)) i jakiegoś zwyczajnego Muscata, a także wina musującego….uwaga, uwaga….Szampanskoje Biełoje za całe 4,69 zł! Ciekawe jak wypadłoby ono w porównaniu z Bollinger Special Cuvée Brut, który stoi sobie obok mojego małego stojaka ;-). Dla Czytelników, którzy już dziwią się takim doborem alkoholu – proste wyjaśnienie.

Degustacja win i imprezy (studenckie, trzeba pamiętać), są niczym pokój i wojna. W czasach pokoju można jeść sobie foie gras i szynkę szwarcwaldzką, ale gdy przychodzi czas wojny – trzeba zacisnąć pasa.

Powróćmy jednak do sklepu. Szukając nerwowo wzrokiem interesującego alkoholu nagle zauważyłem 7 magicznych liter. Loupiac. Zaciekawiony podszedłem bliżej i zobaczyłem – Appellation Loupiac Contrôlée! Rocznik 2001! I najważniejsze – cena – 47 zł! Przetarłem oczy, nic się nie zmieniło. W sklepie były dwie butelki, więc poprosiłem panią o jedną z nich. Pani spojrzała na mnie przenikliwie i spytała – „Czy jest pan pewny? Bo ostatnio mieliśmy zwrot…” (sic! – do dziś nie wiem o co jej chodziło…). Winem tym było Château Le Tarey AOC Loupiac 2001. Godzinę po wizycie w sklepie z pewną obawą postanowiłem je spróbować. Okazało się, że jest to bardzo zacny Loupiac na poziomie – z dominującą nutą miodu i mniej wyczuwalną brzoskwinią. Butelka zdecydowanie warta swojej ceny, dlatego następnego dnia zakupiłem drugą sztukę. Polecam! Delikatesy przy ul. Boya-Żeleńskiego, 88/100, 47 zł.

Tanio i dobrze – podwójny celny strzał

Długi już czas minął od opublikowania mojego ostatniego posta, a wszystko to spowodowane nadciągającą w tempie ekspresowym sesją (dziwnym trafem to samo dotyczy również Matiego ;)). Nie oznacza to jednak, że eksperymenty z winami zostały całkowicie wstrzymane – o nie. Na dowód tego – dzisiejszy, dwutematyczny, wpis.

Gdy tylko zobaczyłem w IKEI tanie (18 zł za 6 szt.) kieliszki, zarówno do wina czerwonego, jak i białego, postanowiłem je kupić. Jak to zwykle bywa, od zamiaru do realizacji trochę czasu minęło, niemniej nareszcie – mogę rozkoszować się winem pitym z normalnych, przyzwoitych kieliszków (uprasza się o niepytanie o „kieliszkową” przeszłość piszącego ;)).

Kieliszki marki Svalka są zupełnie przyzwoite. Od razu zabrałem się za „testowanie” i muszę przyznać, że trudno im cokolwiek zarzucić (pamiętając o cenie, oczywiście). Wino można mieszać z całkiem dużą siłą, nóżka jest dość gruba, a podstawa – stabilna. Zakupiłem też „sześciopak” kieliszków białych, również w tej samej cenie. Sporym minusem jest niestety problem z opakowaniami – teoretycznie można skorzystać z bezpłatnych opakowań do kieliszków, jednak dłuższe poszukiwania nie przyniosły rezultatu, a z powodu braku doradzających sprzedawców musiałem wziąć kieliszki tak, jak były zapakowane standardowo – wystające ze zwykłych, jednolitych, tekturowych opakowań. Na szczęście mieszkam niedaleko IKEI, więc przewóz nie sprawił mi problemów.

Pierwszym winem, którym mogłem delektować się korzystając z nowych kieliszków, jest Bourgogne Passe-Tout-Grain AOC. To wino, będące kupażem szczepów Gamay i Pinot Noir, kosztowało zaledwie 23 zł (co jak na burgunda AOC jest kwotą podejrzanie małą). Sięgając po nie w Carrefourze miałem więc pewne obawy – czy nie podzieli ono losu Mateuszowego CdP. Na szczęście, wino okazało się zupełnie smaczne, lekko kwaskowe, wiśniowo-dębowe w zapachu i smaku. Oczywiście, bez rewelacji, ale mogę przyznać zasłużone 84/100 (Carrefour, C.H. Guliwer).

E&J Gallo po raz kolejny – Grenache Rose

Dawno mnie tu nie było, wybaczcie 🙂 Miałem pisać o ostatnio próbowanym Zinfandelu, ostatnim z zakupów w Wein-Bastion, ale o tym w kolejnej notce. Tymczasem… co jakiś czas zahaczam o malutki supermarket w okolicy, również na stoisko z winami. Wybór nie jest zbyt duży, po przejechaniu się w Carrefourze raczej unikam nieznanych produkcji w podejrzanie niskich cenach. Z nieopanowanej ciekawości natomiast próbuję kolejnych butelek kalifornijskiego E&J Gallo i chilijskiego Vina Maipo – dwóch producentów na tyle znanych na świecie, że nie spodziewam się nigdy kompletnej wpadki.

Tym razem również obyło się bez wpadki. Miałem ochotę na róż – na półce stało akurat Grenache Rose z winnic E&J Gallo. Ich wina zawsze mnie fascynują – biorąc pod uwagę, że do nich należy marka Carlo Rossi, która wcale nie jest zauważalnie tańsza od Gallo Family Vineyards, różnica między tymi winami jest aż szokująca.

Grenache Rose było z 2006, zaskoczyło mnie niezmiernie intensywnym owocem. Bardzo silny aromat truskawek, czerwonej porzeczki, jabłka, odrobina agrestu. Słodycz wyczuwalna już w nosie, ale nie agresywna. Kompletnie za to nieobecny zapach starych skarpet/myszy, który często kojarzy mi się z różowymi winami, ostatnio wyczuty aż w nadmiarze w White Zinfandel tego samego producenta. W smaku wino, jak na mój gust, odrobinę zbyt słodkie. Aczkolwiek zrównoważone, także silnie owocowe, i zaskakujące długie. Ciekawy dość mocno rozciągnięty finisz i wcale nie tak pusty środek (mid-palate, anyone? jak właściwie po naszemu to określić?) jak bym się spodziewał po tym przedziale cenowym. Wino może bez rewelacji, piłem wiele lepszych – ale również wiele gorszych. Za 24zł uważam za bardzo fajny i udany zakup.

Wineshopping, czyli Krzysiek na zakupach – Wine Club (C.H. Guliwer)

Jakiś czas temu przy okazji cotygodniowych zakupów w Carrefourze (w C.H. Guliwer przy ul. Kolumny) odkryłem nieduży sklep Wine Club, zlokalizowany w pasażu handlowym tuż przy wspomnianym hipermarkecie. Z pewnością jest to jeden z tych sklepów, w których mimo stosunkowo niedużej oferty można upolować ciekawe okazje.

Na pierwszy rzut oka nie sposób nie zauważyć przyzwoitej oferty tokajów i porto. Jak na tego typu sklep jest to miłe zaskoczenie; jeśli więc zdecyduję się w najbliższym czasie skosztować któregoś z tych win, z pewnością tam zawitam. Z win nieco bardziej „klasycznych”, można odnaleźć kilka ciekawych win z apelacji Pauillac, Saint Estephe (Andron Blanquet Cru Bourgeois 2000 za 84 zł), czy Gigondas z Rodanu (Paillere et Pied Gu za 64 zł – rocznika nie pamiętam, mea culpa). Jak zawsze, zerkam także na wina słodkie – pod tym względem jest nieźle – są Sauternes’y, jak również tańsze odpowiedniki (widziałem kilkuletniego Monbazillaca za ok. 60 zł).

Pozostałe kraje nie są reprezentowane tak licznie. Można za to skorzystać z całkiem rozbudowanej oferty nalewek.

Reasumując: sklep niezły, acz bez rewelacji.