Gigondas – drugie starcie

Kilka dni temu „na odstrzał” poszła jedna z ciekawszych butelek z mojej półki. J. Vidal-Fleury Gigondas 1998 – drugie pite przeze mnie wino z tej apelacji. O Gigondas pisałem już jakiś czas temu, na przykładzie Domaine de Cassan. Butelka od J. Vidal-Fleury trafiła do mnie niemal przypadkiem. Kupowałem Moulin-a-Vent i zobaczyłem na półkach kilka butelek omawianego wcześniej Domaine de Cassan – zagadnąłem sprzedawcę, czy nie dałoby się skombinować innych Gigondasów – na co on wyciągnął z pod lady dwie butelki. Rzeczonego J. Vidal-Fleury i nieco młodszego M. Chapoutier. Zdecydowałem się na Vidala, gdyż miałem już do czynienia z ich zwykłym Rodańczykiem i bardzo mi pasował.

Przechodząc natomiast do rzeczy. Kolor był fascynujacy – głęboko czerwony wpadający w miedziano-ceglane nuty, nie zaś w purpury. Obwódka była
jeszcze bardziej ceglana i nie traciła nadmiernie na barwie. Wino miało bardzo ciekawy i złożony nos. W zależności od tego skąd niuchałem –
czy z nosem prosto w kieliszku, czy nieco wyżej – docierały do mnie nuty owocowe, w których dominowała wiśnia i malina, nuty korzenne i ziołowe – odrobina goździka, cynamonu – a także kwiatowe, tych natomiast nie umiem sensownie nazwać. Odczuwalny był także dość charakterystyczny dla czerwonych Rodańczyków zapach mokrej skóry i cygar.

W smaku natomiast wino mnie zaskoczyło, bo było dużo mniej interesujące, niż się spodziewałem. Bardzo układne i delikatne, nie dawało po sobie odczuć
alkoholu. Atakowało delikatnie, nienachalnie, na czubku języka, by kontynuować manifestację swoich uroków na podniebieniu aż do przełyku.
Te nuty owocowe jednak nieco uciekły, nie były figlarne. Niewątpliwie całość była zrównoważona, nie było braku harmonii w smaku, ale nie było
również wrażenia OOMPH! To jest to!, na które skrycie liczyłem. Zastanawia mnie, na ile wiek temu winu pomógł, a na ile zaszkodził.
Teoretycznie Gigondasy powinny się pięknie starzeć – więc nie sądzę, by było to jakimkolwiek problemem. Prawdopodobnie po prostu ta butelka
tak ma
.

Powinno tutaj paść pytanie, czy wino było lepsze niż próbowany wcześniej de Cassan, czy nie… i to jest trudne pytanie, bo mówiąc
szczerze, sam nie wiem. O poprzedniej butelce mam nieco mgliste wspomnienia – piłem ją również dość dawno, na samym początku mojej winnej przygody. Mimo
to, wydaje mi się, że J. Vidal-Fleury pokazał więcej. Było od poprzedniego Gigondasa bardziej eleganckie – mimo, iż nie było
zachwycające.

Solidna pozycja – aczkolwiek poważnie bym się, kupując drugi raz, zastanowił nad zwykłym Côtes du Rhône, który temu producentowi wychodzi
bardzo dobrze, a jest o ponad połowę tańszy, kosztując raptem 45zł.