Powrót do korzeni

Wśród naszych licznych winnych przygód, które od ponad 6 lat kształtują nasze winne horyzonty, można znaleźć kilka istotnych momentów, które w pewien sposób zdefiniowały nasze gusta, otworzyły nas na nowe doznania i pokazały, że wbrew obiegowym opiniom (a pozwolę sobie stwierdzić, że w 2009 roku wino uchodziło za znacznie bardziej snobistyczny trunek, niż dziś), wino to nie tylko specjalistyczne degustacje i dyskusje o wyższości jednego bordoskiego Rothschilda nad drugim, lecz także – a może przede wszystkim – radość; środek, który wydatnie pomaga w uchwyceniu codziennych chwil i docenianiu (nie)zwykłych momentów każdego dnia.

Czytaj więcej

Szczypta cierpliwości przy Amarone

Gdy Mikołaj z bloga Italianizzato wybrał temat na dzisiejsze Winne Wtorki, byliśmy bardzo rozentuzjazmowani. Temat brzmi wina wiekowe, a Krzysiek chomikuje u siebie już dłuższą chwilę Monbazillaca starszego niż my sami — to wydawało się idealną okazją, by się spotkać i wspólnie zobaczyć, co kryje się za jego bursztynowym kolorem. Niestety, plany potoczyły się inaczej i spotkać nam się przy winie nie udało, a Krzyśkowi szkoda (i słusznie!) było wino otworzyć samemu.

Zafrapowany zerknąłem na półki z winem szukając, czy możemy wpasować się w ten jakże ciekawy i szeroki temat. Mikołajkowe Don PX z 1986 roku wypiliśmy na Mikołajki, a większość win, które leżakujemy (a, siłą rzeczy, czynimy to od niedawna) gotowe do picia, a co dopiero wiekowe, będą za wiele lat. Już mieliśmy odpuścić tą edycję Winnych Wtorków, ale jedna z butelek popatrzyła na nas zalotnie.

Czytaj więcej

O pikanterii, czyli Gewurztraminer z serca Alzacji

Do Gewurztraminerów nas jakoś wyjątkowo nie ciągnie. Niby spróbowaliśmy wielu — lepszych, gorszych, słabych i wybitnych, ale różane klimaty i raczej niewysoka kwasowość rzadko łapią nas w swoje szpony. Tak byłoby pewnie i tym razem, ale z winem łączy się zabawna historia. Ostatni raz, gdy u przyjaciół piliśmy Chenin Blanc, na stół trafił również Gewurztraminer, a właściwie należałoby powiedzieć: przede wszystkim trafił Gewurztraminer. Otworzony dzień wcześniej, ale ledwo uszczknięty.

Nieco drapie w przełyk, jest jakby pikantne. Chyba jestem na nie uczulony, a szkoda by było, żeby się zmarnowało.

Zaintrygowani oczywiście nie odmówiliśmy. Wszak kto by odmówił alzackiego Gewurztraminera, jak częstują? Już po pierwszym łyku mieliśmy uśmiech na twarzach, a butelkę ostatecznie wypiliśmy w komplecie, bo o żadnej alergii jednak nie było mowy. Jean Rémy Haeffelin Gewurztraminer Pfersigberg Grand Cru 2012 pochodzi z Domaine Viticole de la Ville de Colmar, producenta w samym sercu Alzacji, w Colmar. Posiadłość założona w 1895 roku przez Chretiena Oberlina, obecnie zarządzana jest przez Jeana-Remy’ego Haffelina wraz z synem, najmłodsze pokolenie rodziny Haeffelinów, u których od 1560 roku każde pokolenie robiło wina. Winnice w Pfersigberg są świetnie nasłonecznione, przez co dają wina bardzo aromatyczne i esencjonalne.

A pikantność? Była, a jakże! Nos mocno perfumowany, różany, z nutami liczi. moreli, może wręcz lawendy. W ustach tłuste, dość słodkie, o nikłej kwasowości, za to ze świetnie ułożonym alkoholem. Mocno morelowe, z nutą grejpfruta i białego pieprzu. Finisz faktycznie pikantny, wręcz przyprawowy. Po drugim kieliszku chciałbym więcej kwasu, by je ożywić i nadać świeżości. Najważniejsze jednak, że nikogo w stany alergicznie nie wpędziło! Bardzo złożony i aromatyczny Gewurztraminer, który lepiej sprawdziłby się jako aperitif, niż w wymiarze całej butelki.

Pochodzenie wina: wypite u przyjaciół. Wina Jean Rémy Haeffelin  do Polski importuje The Fine Food Group.

 

Słowacki Autentysta, czyli cztery skarby ze Strekov 1075

Wina naturalne polaryzują blogerów i dziennikarzy winiarskich na całym świecie, wbijając szpilę w utarte schematy i inżynieryjny perfekcjonizm znacznej większości win komercyjnych. To jednocześnie modny termin, który na fali poniósł zarówno fantastycznych winiarzy, którzy tworzą wina autentyczne, pyszne i opowiadające historie miejsc, w których powstają, jak i tych, którzy używają określenia „naturalny” jako przykrywki do win słabo zrobionych i zwyczajnie kiepskich, których  używanie frazesów nie uratuje.

W tej pierwszej grupie nie brak miejsca ani dla win pomarańczowych, ani szeroko pojętych win ekstremalnych i trudnych w odbiorze, ani tym bardziej dla bardzo szerokiej palety win, które w smaku ocierają się o wina konwencjonalne, wręcz typowe. Przez wiele fantastycznych doświadczeń z winami naturalnymi z różnych zakątków świata bardzo chętnie sięgamy po kolejne, bo choć łatwo wpaść na mieliznę, równie łatwo o błyszczące perły.

Po przeczytaniu sylwestrowego wpisu Sławka Sochaja o Rozalii z winnicy Strekov 1075, jak również felietonu Tomka Prange-Barczyńskiego o tym samym winie, uparliśmy się, by zdobyć butelkę i samodzielnie spróbować, jak smakuje musujące wino „mętne jak kompot z rabarbaru”.

Czytaj więcej

Muscadet na wieczór, czyli marcepan i aloes w L’Aurière

Za wyjątkiem niemieckich i austriackich rieslingów, jak również wszelkich win musujących, na które ochotę mamy bezustannie, niezależnie od pory roku, pogody czy nastroju, w ostatnich miesiącach myśląc o winach białych chętnie przed aromatyczny, soczysty owoc, czy słodycz ciepłego klimatu przedkładamy mocną wytrawność, chłodną kwasowość i słoną mineralność.

Buszując w czeluściach naszych winnych zapasów znów sięgnęliśmy po Muscadeta. Muscadety nie zawodzą w spełnieniu powyższych kryteriów, a jednocześnie — przynajmniej wedle naszych dotychczasowych doświadczeń — wpadają w kategorię win o świetnej relacji ceny do jakości. Tym razem nie była to jedna z ikon regionu, jak w niedawnym wpisie, a prosty, podstawowy Domaine De L’Aurière Muscadet de Sèvre-et-Maine Sur Lie 2013.

Czytaj więcej