Słowacki Autentysta, czyli cztery skarby ze Strekov 1075
Wina naturalne polaryzują blogerów i dziennikarzy winiarskich na całym świecie, wbijając szpilę w utarte schematy i inżynieryjny perfekcjonizm znacznej większości win komercyjnych. To jednocześnie modny termin, który na fali poniósł zarówno fantastycznych winiarzy, którzy tworzą wina autentyczne, pyszne i opowiadające historie miejsc, w których powstają, jak i tych, którzy używają określenia „naturalny” jako przykrywki do win słabo zrobionych i zwyczajnie kiepskich, których używanie frazesów nie uratuje.
W tej pierwszej grupie nie brak miejsca ani dla win pomarańczowych, ani szeroko pojętych win ekstremalnych i trudnych w odbiorze, ani tym bardziej dla bardzo szerokiej palety win, które w smaku ocierają się o wina konwencjonalne, wręcz typowe. Przez wiele fantastycznych doświadczeń z winami naturalnymi z różnych zakątków świata bardzo chętnie sięgamy po kolejne, bo choć łatwo wpaść na mieliznę, równie łatwo o błyszczące perły.
Po przeczytaniu sylwestrowego wpisu Sławka Sochaja o Rozalii z winnicy Strekov 1075, jak również felietonu Tomka Prange-Barczyńskiego o tym samym winie, uparliśmy się, by zdobyć butelkę i samodzielnie spróbować, jak smakuje musujące wino „mętne jak kompot z rabarbaru”.
Strekov 1075, słowacka winnica Zsolta Sütő, to jedna z większych winnic należących do ruchu Autentystów — grupy winiarzy, którzy oddolnie zebrali się, by wspólnie wymieniać się doświadczeniami i promować ideę naturalnej uprawy winorośli. Autentyści, choć zaczęło się od Bogdana Trojaka i Moraw, od 2013 roku skupiają też kilku winiarzy ze Słowacji i nic, tylko patrzeć, jak będzie ich jeszcze więcej. To, co łączy wszystkie winnice Autentystów, to naturalna, organiczna, butikowa produkcja, niewielkie, starannie wybrane parcele, jak częstokroć również stare, zapomniane odmiany winorośli. Piszą o sobie, że:
Autentyści postrzegają swoją pracę jako misję. To nie tylko biznes — ważne jest, że ktoś działa, by zachować smak tradycyjnych win, które oddają cechy lokalnego terroir.
W przypadku Strekov 1075 mówimy o 12 hektarach winnic, z czego 4.5 hektara to winnice bez drucianego wsparcia dla winorośli, gdzie krzaki podtrzymywane są przez zwykłe, drewniane kijki. Nasadzenia obejmują zarówno tradycyjne środkowoeuropejskie odmiany, m.in. Ryzlink rýnský, Frankovka czy Svatovavrinecké, jak i eksperymenty z nowościami — Dunaj, czy Alibernet. Każdego roku wina są inne, Zsolt Sütő nie dąży do powtarzalności, lecz jak najlepszego pokazania tego, co ziemia i winorośle w danym roczniku i danej parceli mają do powiedzenia.
Zdobywając Rozalię nie odmówiliśmy sobie zamówienia też innych win z portfolio tego producenta, który dzięki ambitnemu importerowi Winotake stał się dostępny bez wycieczki na Słowację. Poza Rozalią udało nam się kupić jeszcze Aliberneta, Primus Portugala i Vavrińca, ale z wypiekami na twarzy po Rozalię sięgnęliśmy w pierwszej kolejności.
Wino zamknięte dużym kapslem zamiast korka to mieszanka Portugiesera z rocznika 2014 do którego dodano nieprzefermentowany sok z Aliberneta. Ten z kolei spowodował refermentację w butelce, obdarzając nas winem musującym z bliżej nieznanym stopniem nagazowania, mętnym kolorem soku z rabarbaru i warstwą osadu na dnie butelki. O tym pierwszym fakcie już w rozmowie telefonicznej z Dorotą Stec z Winotake zostaliśmy uprzedzeni, choć ostrzeżenia napływały do nas też z innych stron. Do otwierania zabraliśmy się bardzo ostrożnie i powoli, a przede wszystkim nad zlewem. Mimo doświadczenia w domowym piwowarstwie z radzeniem sobie z kapslami, które kryją za sobą gejzer i powolnego otwierania, dobre ćwierć butelki straciliśmy w mgnieniu oka. Osad, zebrany na dnie butli, przy otwarciu wzburzył się zmętniając Rozalię jeszcze bardziej.
Pachnie kwaśną wiśnią i truskawką, młodymi śliwkami, sokiem z buraków, całość jest delikatnie octowa. W smaku mocno kwaśne, ale przede wszystkim, bardzo owocowe. Przez osad drożdżowy kojarzy się z młodym winem, ale równocześnie zyskuje pełni. Bardzo pijalne i orzeźwiające. Nie mogliśmy się oprzeć nawracającym skojarzeniom z flandryjskim czerwonym ale, Rozalia stanie się więc przedmiotem jeszcze jednego wpisu za jakiś czas, wraz z inną butelką z równoległego świata.
Na tle pozostalych trzech win Rozalia to pewnego rodzaju ekstremum. Umiem sobie wyobrazić, że komuś może w ogóle nie posmakować, choć nas ujęła i rozkochała. Trudno mi natomiast wyobrazić sobie, że ktoś mógłby kręcić nosem mając w kieliszku choćby Aliberneta 2014, wino ze szczepu o tej samej nazwie, dalekiego kuzyna Cabernet Sauvignon. Porzeczkowo wiśniowy nos z dużą dawką gorzkiej czekolady i lekką pieprznością robi wrażenie wina gęstego i masywnego. W ustach zaskakuje lekką strukturą, wyrazistą, przyjemną kwasowością i soczystym, wytrawnym owocem. Zwiewne i urokliwe.
Vavrinec 2014 to z kolei Svatovavrinecké, czyli St. Laurent, ale bez trudu mógłby się przebrać za burgundzkiego Pinota i nikt by się nie poznał. Idealnie przejrzyste, jasnoczerwone, o rześkim, wiśniowo-czereśniowym nosie z wyraźnymi migdałowymi nutami wiśniowej pestki. W ustach pierwsze skrzypce gra czereśnia poganiana wiśnią, z lekką pestkową goryczką, nutą soku buraczanego i chałki. Napisałbym więcej, ale skończyło się nim zdążyłem otworzyć notesik.
Ostatni z trójki, Primus Portugal 2015 to istna wisienka na torcie. Wino, które spokojnie mogłoby być odpowiedzią na Beaujolais Nouveau, ale nie będzie, bo autorowi przyświeca zupełnie inna idea, całkowicie rozbieżna z komercyjną masówką. Pijąc je w styczniu, piliśmy je już po rekomendowanej dacie spożycia. Supermłode, superświeże, wyraźnie musujące, ale bez krzty landryny i tandety. Gęsty, wręcz oleisty, nieprzejrzysty. W nosie bardzo intensywny – jeżyna, czarna porzeczka z cukrem, aronia. Gdzieś w tle majaczy lekka kiszonka, ale kompletnie zagłuszona przez tętniący życiem owoc. W ustach gęste i niesamowicie intensywne, bardzo owocowe, wręcz słodkie. Cierpiało na tą samą przypadłość co wszystkie pozostałe wina — skończyło się zdecydowanie zbyt szybko.
Wszystkie cztery wina okazały się dla nas odkryciem i przyjemnością zaklętą w butelce w jednym. Sięgniemy po kolejne, to więcej niż pewne — po kolejnych Autentystów też. Jeśli nie piliście jeszcze win z Moraw i ze Słowacji, zachęcamy gorąco do sięgnięcia w tamte rejony, zwłaszcza, że dzięki działalności takich importerów jak Winozmoraw.pl, czy właśnie Winotake, o dostępność tamtejszych win w Polsce wcale nie trudno!
Pochodzenie wina: zakup własny autora (Winotake, 48-57zł)