Czarna owca wśród szampanów… [która nie jest szampanem]

…czyli kupiliśmy niesmaczne wino. Ładny, prawda? To Charles de Fère Reserve Brut Blanc de Blancs i na tym, że jest ładny, jego zalety się kończą.

Mieliśmy dość precyzyjną ochotę. Miały być bąbelki, miał być chardonnay, najlepiej mocno wytrawny i mineralny, bez masła, wybujałej krągłości, słodyczy. Jak scyzoryk. Może nawet samurajski miecz. Jednocześnie okazja żadna, szkoda otwierać coś naprawdę super. Byliśmy akurat w Almie, która ostatnimi czasy pokazała całkiem pogodną twarz we własnym imporcie. Niejedno wino o dobrej relacji jakości do ceny można tam trafić, a przede wszystkim, wiele win jest po prostu uczciwie smacznych.

Tym razem dział bąbelków był wyjątkowo niedoposażony. Wśród sterty półsłodkich cudaków stała Cava extra dry (która, umówmy się, nie bardzo pasowała do przedstawionych założeń) i — w tej samej cenie, co powinno zapalić lampkę ostrzegawczą — szampan blanc de blancs, który w teorii spełniał wszystkie warunki. Chardonnay? Check.. Bąbelki? Check. Brut? Check.. Wzięliśmy. Z nadzieją.

Czytaj więcej

Sprzedaż wina przez internet – petycja na Winicjatywie

Jako, że na blogu ostatnio prawie nic się nie dzieje, należą się słowa wyjaśnienia. Krzysiek od dłuższego czasu nie znajduje czasu na blogowanie (co zresztą widać), ja natomiast z powodów zdrowotnych od pewnego czasu jestem zmuszony do winnej abstynencji, która jeszcze przez trochę potrwa. Z tego też powodu ani w moim ani w Tysi kieliszku zbyt wiele się nie pojawia, zniknęliśmy także z degustacji i imprez branżowych. Pragnę jednak zapewnić, że żyjemy i na pewno prędzej czy później powstaniemy z popiołów 🙂

Tymczasem ad meritum. O tym, że sprzedaż wina przez internet jest niedoregulowana prawnie, a wszelkie ustawy w tym temacie są starsze niż ja sam, wiadomo od dawna. Sądy, nie mając jasnej wykładni, ślizgają się od wyroku do wyroku, często pozostając między sobą w sprzeczności. Coraz częściej zdarzają się wyroki niekorzystne dla importerów i sklepów winiarskich, w tym głośny ostatnio wyrok WSA w sprawie cofnięcia przez samorząd koncesji jednemu z hipermarketów prowadzącemu sprzedaż w internecie opisany przez Winicjatywę.

Nie bawiąc się w szczegółowe analizy co i jak (to zrobił już WB), swoboda handlu winem w Polsce nadaje się co najwyżej na smutny komiks. Sklepy i importerzy coraz bardziej się asekurują, zamiast swobodnie się rozwijać. Nic dobrego dla nas, miłośników wina, z tego nie wynika.

Na Winicjatywie dostępna jest petycja do Ministra Gospodarki w sprawie regulacji prawnych dotyczących sprzedaży wina przez internet. My wciąż pozostajemy w abstynencji, ale petycję podpisaliśmy i Was również nakłaniamy!

Do lekkiego kina trochę mozelskiej powagi

Usiedliśmy dzisiaj do lekkiego kina kulinarno-winnego, zaczynając (głównie z ciekawości) od No Ordinary Trifle, do którego to filmu trafiliśmy po nitce do kłębka od postaci Gordona Ramsaya. Jak się okazało, rola Gordona w filmie ograniczyła się do lokowania produktu — wybąkał parę słów i tyle go widzieli, ale film i tak obejrzeliśmy. Ofiarą bycia naszym drugim z kolei filmem na dziś padło Sideways, o którym na razie nic nie mówię, bo dopiero zaczynamy.

Jako niezamierzony kontrast do lekkich filmów, otworzyliśmy dziś nieco poważniejszą butelkę. Mozelski riesling chodził po nas od pewnego czasu, a ostatnio mocniej, po degustacji Lidla, gdzie riesling pozostawił w nas spory niedosyt. Pod ostrzał poszedł Markus Molitor Zeltinger Himmelreich Riesling Kabinett 2011. Wino o tyle specyficzne, że w każdym aspekcie występujące z rezerwą. Umiarkowana kwasowość, umiarkowana owocowość, umiarkowana ilość nut naftowych. Wszystko stonowane i na swoim miejscu, ale bez krzyków i drapania pazurem. Aromaty kwiatowo-miodowe, z wyraźnym mineralnym akcentem i odrobiną jakby nut tostowych przykuwają nos do kieliszka. W smaku przyjemna, nieprzesadzona kwasowość dobrze równoważąca wyraźną słodycz. Dużo owoców — brzoskwini, ananasa — i nut kamiennych. Długie i ciekawe.

Trudno mi przyszpilić, czego mi w tym winie brakuje — Van Volxem Riesling 2011, choć trochę inny w stylu, zrobił na mnie bardziej piorunujące wrażenie. Molitor wydaje się bardziej skryty i stonowany. Ale jest bezdyskusyjnie bardzo smaczny. Na pewno lepszy od No Ordinary Trifle. Ciekawe, jak wypadnie w konfrontacji z Sideways 😉

Pochodzenie wina: zakup własny autora (Klub Wino)

Le Beaujolais nouveau est arrivé! (2013)

Każdego roku zarzekamy się, że w kolejnym roku olejemy Bożo i nie będziemy pić nowości z bieżącego rocznika w trzeci czwartek listopada. Każdego roku przychodzi trzeci czwartek lsitopada i łapiemy za flaszkę Beaujolais nouveau. Bądź to w domowym zaciszu, bądź w kameralnej atmosferze, bądź na większej imprezie. Tym razem powód to zlepek wielu rzeczy. Z jednej strony obiecywaliśmy sobie, że w tym roku kameralnie zajrzymy do Klubu Wino. Z drugiej Kuba Małecki (a potem też Winicjatywa) zrobił szum wokół Beaujolais popełnionego przez Jeana Paula Bruna, a importowanego przez DELiWINA. Tym razem Bożo miało nie mieć landryny, banana i gumy balonowej, a trącić powagą.

Nie będę się rozpisywał, bo nie o to w radowaniu się BN chodzi. Wino faktycznie trąciło powagą. Obok delikatnego drożdża była żywa, fascynująca i świeża owocowość i ani trochę gumy balonowej. Faktycznie fantastyczne młode wino. A poza tym co? Fantastyczny wieczór! Do zobaczenia za rok!

Pcohodzenie wina: zakup własny autora (Klub Wino, Łódź)

Zmasowany atak Bordeaux w Lidlu z wisienką na torcie

Na ostatniej, październikowej, degustacji Lidla, którą szczegółowo opisała Ewa WieleżyńskaWojtek Bońkowski, nie mieliśmy okazji się pojawić. Podobnie jak w wielu innych przypadkach, wyrwanie się w środku z tygodnia okazało się przeszkodą nie do pokonania. Tym razem jednak się udało i dziś w restauracji Tamka 43 w Warszawie mieliśmy przyjemność spróbować nowej francuskiej oferty Lidla, która — zgodnie z zapowiedziami — dziś pojawi się na półkach.

Podobnie jak ostatnio, Lidl utrzymał branżową formę degustacji. Bez fajerwerków i niebieskich świateł (alleluja!), bez celebrytów i udziwnień. W zamian wino z karafek i Michał Jancik do dyspozycji degustujących. Forma degustacji bardzo mi się podobała. Było cicho, spokojnie, bez tłumów rozpychających się łokciami i przedstawienia dla bliżej nieokreślonej grupy docelowej. Można było w spokoju pastwić się nad butelkami, a o to przecież w tym chodzi. Żeby nie było tak różowo — wina generalnie były za ciepłe. O ile białe w toku degustacji od leżenia w kubełkach z lodem nabrały akceptowalnej temperatury (na początku były również zdecydowanie zbyt ciepłe), tak czerwonym ten los nie był dany. Wydaje mi się, że w wielu przypadkach nieco inna temperatura podania bardzo by pomogła.

Czytaj więcej