Czarna owca wśród szampanów… [która nie jest szampanem]
…czyli kupiliśmy niesmaczne wino. Ładny, prawda? To Charles de Fère Reserve Brut Blanc de Blancs i na tym, że jest ładny, jego zalety się kończą.
Mieliśmy dość precyzyjną ochotę. Miały być bąbelki, miał być chardonnay, najlepiej mocno wytrawny i mineralny, bez masła, wybujałej krągłości, słodyczy. Jak scyzoryk. Może nawet samurajski miecz. Jednocześnie okazja żadna, szkoda otwierać coś naprawdę super. Byliśmy akurat w Almie, która ostatnimi czasy pokazała całkiem pogodną twarz we własnym imporcie. Niejedno wino o dobrej relacji jakości do ceny można tam trafić, a przede wszystkim, wiele win jest po prostu uczciwie smacznych.
Tym razem dział bąbelków był wyjątkowo niedoposażony. Wśród sterty półsłodkich cudaków stała Cava extra dry (która, umówmy się, nie bardzo pasowała do przedstawionych założeń) i — w tej samej cenie, co powinno zapalić lampkę ostrzegawczą — szampan blanc de blancs, który w teorii spełniał wszystkie warunki. Chardonnay? Check.. Bąbelki? Check. Brut? Check.. Wzięliśmy. Z nadzieją.