Do lekkiego kina trochę mozelskiej powagi
Usiedliśmy dzisiaj do lekkiego kina kulinarno-winnego, zaczynając (głównie z ciekawości) od No Ordinary Trifle, do którego to filmu trafiliśmy po nitce do kłębka od postaci Gordona Ramsaya. Jak się okazało, rola Gordona w filmie ograniczyła się do lokowania produktu — wybąkał parę słów i tyle go widzieli, ale film i tak obejrzeliśmy. Ofiarą bycia naszym drugim z kolei filmem na dziś padło Sideways, o którym na razie nic nie mówię, bo dopiero zaczynamy.
Trudno mi przyszpilić, czego mi w tym winie brakuje — Van Volxem Riesling 2011, choć trochę inny w stylu, zrobił na mnie bardziej piorunujące wrażenie. Molitor wydaje się bardziej skryty i stonowany. Ale jest bezdyskusyjnie bardzo smaczny. Na pewno lepszy od No Ordinary Trifle. Ciekawe, jak wypadnie w konfrontacji z Sideways 😉
Pochodzenie wina: zakup własny autora (Klub Wino)