Winnica Smolis Brut Platinium 2016 — stratosfera?

Polska winem musującym stoi — to oczywista i daleko idąca generalizacja, ale obserwując takie wydarzenia jak chociażby festiwal Muśnięci w Krośnie Odrzańskim można łatwo odnieść wrażenie, że to kategoria win, która w kraju rozwija się niezwykle dynamicznie i prezentuje wysoki i stale rosnący poziom.

Pamiętam dobrze, jak się wszyscy zachwycaliśmy pierwszymi rocznikami GostArt Cuvee Guillaume Duboisa z Winnicy Gostchorze. Dziś już brakuje rąk, by szybko zliczyć producentów z winem musującym w ofercie — nawet jak zawęzimy poszukiwania do samych win produkowane metodą tradycyjną, jest w czym wybierać i co chwalić. Jeśli kiedyś można było mówić o winach „najlepszych”, przy obecnej różnorodności taka jednorodna drabinka jest już bezsensowna.

Przytykiem do polskich musiaków, który często przewija się w dyskusjach, jest krótki czas leżakowania na osadzie. Wina nierzadko trafiają do sprzedaży dopiero co wyciągnięte z pieluchy, czasem doświadczywszy ledwo paru miesięcy dojrzewania. Zrozumiałe ze względu na komercyjną presję: raz — jest popyt, jest i podaż; dwa — mrożenie kapitału w dojrzewającym winie to gra wymagająca odpowiedniego zaplecza; trzy — wielu producentów zwyczajnie nie ma jeszcze dostatecznie starych win do dyspozycji. W oseskach jednak często próżno szukać jakiejkolwiek złożoności i materii. Cieszy zatem ciągle rosnąca dostępność win, które na osadzie spędziły nieco dłuższy czas, zazwyczaj z korzyścią dla towarzyszących konsumpcji emocji.

Niektórzy decydują się na sukcesywne wypuszczanie tego samego wina w partiach z coraz dłuższym czasem leżakowania, jak w przypadku fantastycznego Riesling Sekt Brut 2020 Michała Pajdosza z Winnicy Jakubów, którego ostatnio próbowałem w wersji leżakującej na osadzie dwa lata i już teraz robił rewelacyjne wrażenie. Inni decydują się na wariant „raz a dobrze”, jak w przypadku imponującego, mocno ewoluowanego Pinot Noir / Chardonnay 2014 z Winnic Wzgórz Trzebnickich, który na osadzie spędził aż 70 miesięcy i jest obecnie rocznikiem bieżącym u tego producenta.

Na drugą opcję niedawno zdecydował się też Jan Smolis z Winnicy Smolis, którą kilkukrotnie już chwaliłem, czy to na blogu czy w mediach społecznościowych. W grudniu swoją premierę miało wino Jean Thierry Smolis Platinium Brut 2016, kupaż seyval blanc i chardonnay po 86 (!) miesiącach leżakowania na osadzie drożdżowym. Zdaje się, że to obecny polski rekord. Jak możemy przeczytać na kontretykiecie, to jedno z pierwszych win z winnicy pod Brzezinami.

Przedpremierowo, jeszcze z nieoficjalną etykietą, Maciek Nowicki napisał o nim tak:

Co tu dużo mówić: zaintrygował!

Lubimy wina musujące, które można kroić nożem. Mniej więcej równie mocno, co te najbardziej surowe i ascetyczne. A o lepszy czas na nietuzinkowe wino musujące też trudno: w końcu zbliżał się Nowy Rok. Tak jak zawsze świętowaliśmy szampanem, tak tym razem zdecydowaliśmy się na polski akcent i w sylwestra do kieliszków trafiło nowe wino Janka Smolisa, z dumną naklejką Decantera anonsującą brązowy medal z konkursu Decanter World Wine Awards.

Oczekiwania miałem ogromne. To nigdy nie pomaga: trudno o pełen obiektywizm gdy się nie degustuje w ciemno, a co dopiero, gdy czeka się jak dziecko na otwarcie gwiazdkowego prezentu.

Na dzień dobry solidna porcja wina się niestety wypieniła na stół, mimo kilku dni w lodówce i ostrożnego otwierania, co odrobinę ostudziło emocje.

Przywitał nas złoty kolor i intensywny aromat żółtych jabłek, pigwy, kwiatu pomarańczy, z lekką nutą obitego jabłka, migdałów i skórki chleba. Zaskakująco wręcz świeże, stonowane, mniej ewoluowane i autolityczne niż się nastawiałem. Chociaż wino oznaczone jest jako brut, jest bardzo mocno wytrawne, ze średnią, dość miękką kwasowością i drobnymi, trwałymi bąbelkami. Usta zdradzają czas spędzony na osadzie bardziej niż aromat. Tutaj już pojawia się sporo kremowości i chlebowej, dobrze wypieczonej skórki. Obok cytrusów, jabłek i pigwy majaczą orzechy włoskie i obite jabłka. Długie, intensywne w smaku, z mineralną głębią. Z możliwością krojenia nożem bym raczej polemizował, ale to akurat dobra nowina. To, co natomiast trudno mi ubrać w słowa to, że do ostatniego kieliszka wino robiło na mnie wrażenie rozchwianego i nie do końca ułożonego: każdy kawałek trochę ciągnął w swoją stronę i grał swoją melodię.

Brut Platinium 2016 to wino niewątpliwie ciekawe, świetnie zrobione, dające bardzo dużo przyjemności, ale czy wybitne? Dla mnie to praktyczna lekcja uważania na oczekiwania niemożliwe do spełnienia. (88/100). Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, pod pewnymi względami recenzowany przeze mnie Brut Nature 2020 z podstawowej oferty wydaje mi się winem bardziej kompletnym i wewnętrznie spójnym.

W tym momencie mógłbym ten wpis w zasadzie zakończyć, ale pozostaje jeszcze jeden słoń w pokoju do zaadresowania. Wstawiony wyżej animowany obrazek z serialu Futurama miał być jedynie figurą retoryczną, ale jednak rzeczywistość uczyniła go podwójnie adekwatnym.

Na zdobycie Brut Platinium 2016 nastawiałem się odkąd tylko Maciek o nim napisał. Poprosiłem w ciemno o odłożenie nam jednej butelki, jak już wino pojawi się w sprzedaży. Mnie wypadło jakieś spotkanie, a Justyna jechała akurat do księgowego i zaoferowała się, że wpadnie odebrać. Jak zobaczyłem stojące na biurku wino, rzuciłem od niechcenia: a właściwie… ile ono kosztowało?

To miało być zwykłe, niewinne pytanie z ciekawości. Swoją reakcję zilustruję kadrem z Kevina samego w Nowym Jorku:

Okazuje się, że do naszego sylwestrowego wina należy nie jeden rekord, wyrażony w liczbie miesięcy na drożdżowym osadzie, a dwa. To najprawdopodobniej również najdroższe polskie wino musujące, a przynajmniej ja wcześniej nie zetknąłem się na naszym lokalnym podwórku z innym kandydatem do tronu. Lokalny patriotyzm skrócił nasz budżet o… trzy stówki.

Nie chcę rozpoczynać dyskusji, czy to dużo, czy mało. To dla każdego wartość indywidualna, a temat cen w polskim winiarstwie to temat w wielu kręgach dostatecznie kontrowersyjny. Nie da się nie zaobserwować, że popyt jest ogromny i przy odpowiednich wiatrach każdą kwotę da się obronić.

Warto natomiast zauważyć, że to budżet w którym z Brzezinami konkurują już nie pojedyncze butelki ze znanych apelacji, a w zasadzie cały świat: niemal wszystkie cavy, również te najbardziej premium; angielskie wina musujące; sekty od najlepszych producentów z Austrii i Niemiec; TrentoDOC i Franciacorty (zresztą, zauważalnie tańsze, fenomenalne wino Alessandry Divelli otworzyliśmy dzień później); wreszcie, szampany z dużych domów i od małych growerów, w tym od wybitnych producentów. Srebrne i złote medale, podobnie jak 90+ punktowe notki degustacyjne i degustacyjne uniesienia, można sypać właściwie z rękawa.

Pozostaje pytanie: czy warto? Odpowiedź pozostawiam każdemu z osobna.

Pochodzenie wina: zakup własny autora. Wina Winnicy Smolis kupicie m.in. w Mucha w Kieliszku, Winna Kultura, Appellation, Winoteka, Smaki i Aromaty.