Kategoria: Wino

Prosecco inne niż wszystkie

Nie wiem jak Wam, ale mnie prosecco kojarzy się z codziennym, lekkim, przyjaznym bąblem. Nawet w przypadku co lepszych Prosecco di Valdobbiadene (bo o prostych Prosecco DOC nie mówię), choć oczywiście nie brakuje świetnych win, na myśl przychodzi mi głównie świeżość, rześkość, intensywne musowanie, krystaliczna czystość i bardzo wyrazisty owoc.

Szukając czegoś innego, bogatszego, bardziej subtelnego moje myśli kierują się w stronę szampana, franciacorty, czy nawet cavy. Loris Follador (nie mylić z Silvano, z którym nie są spokrewnieni) udowodnił mi jednak, że niesłusznie. Że zwrócenie się w stronę prosecco może przynieść dużo więcej, niż się spodziewałem.

Czytaj więcej

Degustacja ponad podziałami, czyli tatarski pojedynek

Są takie chwile w życiu każdego człowieka, gdy po ciężkim, ale udanym dniu, w głowie tkwi tylko jedno marzenie — dobrze zjeść i przy okazji napić się czegoś przyzwoitego. W dzisiejszych czasach mamy jednak coraz mniej czasu na przygotowanie uprzednio w domu jedzenia — najczęściej w takiej sytuacji kończy się na ogół zamówieniem pizzy, chińszczyzny lub tego, co „jedzeniowe” portale w danej chwili mają w ofercie.

Czasami jednak nachodzi mnie ochota na coś zupełnie innego. Danie przyrządzone własnym sumptem, ale dosłownie w kilka chwil. Mowa rzecz jasna o befsztyku tatarskim zwanym też po prostu tatarem.

Myliłby się ten, kto tatara utożsamia po prostu z surowym wołowym mięsem. Potrawa ta kojarzy mi się z czasami dzieciństwa, gdy w środy, w pobliskim sklepie była świeża dostawa metki tatarskiej (całkiem smacznej, a jednocześnie niewymagającej mielenia mięsa). Obowiązkowo z cebulką, na kolacje z tatarską zawsze jadłem cztery czy pięć kromek chleba zamiast zwyczajowych dwóch, oglądając Muminki, a później także mecze Ligi Mistrzów. Ot, urok lat 90-tych.

Czytaj więcej

Rancio z babką — smaki regionu z Winnymi Wtorkami

Do grzebania w regionalnej kuchni w tym odcinku WInnych Wtorków zagonił nas Sławek z Enoeno. Sprawa okazała się wcale niełatwa. Łódź, jaką dziś znamy, wyrosła z Łodzi przemysłowej, a tej historia sięga wyjątkowo niewiele wstecz, raptem do początków XIX wieku. Choć dziś Łódź w znacznej większości zamieszkują Polacy,  wiodący wkład w rozwój regionu miały cztery kultury: polska, żydowska, niemiecka i rosyjska. Nasze miasto to tygiel kultury, w którym trudno jednoznacznie przyszpilić, czym właściwie jest kuchnia regionalna. Widoczny wpływ kuchni Kresowej w rodzinnym gotowaniu również nie ułatwiał zadania.

Szperając w źródłach za regionalnymi inspiracjami kulinarnymi trafialiśmy albo na dania, których korzenie niewiele wspólnego mają z Łodzią (popularne w łódzkiem prażoki ze skwarkami w różnych postaciach znane są chyba w całej Polsce), niełatwo je łączyć z winem (zalewajka, czy zupa chrzanowa), bądź trudno potraktować jako samodzielną potrawę (kapusta z grochem, czarne, czy pasztetowa).

Czytaj więcej

Kwasy w stanie kompletnej równowagi

„173 gramów naturalnych cukrów i kwasy w stanie kompletnej równowagi” — takimi słowami na kontretykiecie przywitał nas Royal Tokaji Aszú 5-puttonyos 2009 z nowej oferty węgierskiej Lidla. Ostatnio rzadko trafiają nam w ręce dyskontowe wina, do Lidla sięgamy głównie po wybrane butelki z polecenia. Oferty węgierskiej jednak sobie nie odmówiliśmy, zwłaszcza po miłych wspomnieniach edycji zeszłorocznej.

Rok temu na półkach polskich sklepów tokaju aszú zabrakło, choć u Madziarów i na Słowacji były swobodnie dostępne. W tym roku Lidl nie zapomniał i o nas, wrzucając na półki 5-putniowe aszú od bardzo znanego, jak również cenionego producenta — Royal Tokaji. Cena 69.90zł zaiste atrakcyjna, zważywszy, że u regularnego dystrybutora kosztuje ponad dwukrotnie więcej. Szczególnie, że zgodnie z tym, co ustalił Wojtek Bońkowski, mamy do czynienia z tym samym winem, a nie drugą etykietą wyprodukowaną na potrzeby sieci Lidl, jak w niedawno dyskutowanym przypadku Patriciusa i tokaju dla Tesco.

Czytaj więcej

Lepszy wróbel w garści niż…, czyli słów kilka o burgundzie

Niewiele o burgundach piszemy, bo niewiele ich pijemy. Trudno mi sobie wyobrazić inny region owiany taką legendą jak Burgundia, a jednocześnie pozostający tak wyraźnie poza zasięgiem statystycznego winopijcy. Zarówno finansowo, wszak wina z Burgundii częstokroć cenowo szybują w stratosferze, jak i przez dość zawiłą klasyfikację, za którą kryją się faktycznie różne stylistycznie wina, a nie tylko łamańce językowe.

Do dziś pamiętam naszego pierwszego burgunda, wypitego niemal na początku istnienia bloga, kiedy i ja i Krzysiek kupiliśmy po butelce. Swojego wpisu o Chorey-les-Beaune z Domaine Tollot-Beaut z tamtego czasu wręcz się nieco wstydzę. Pisałem wtedy co mi w duszy grało. Nie wiem nawet, czy miało to jakikolwiek ład i skład. Chętnie spróbowałbym kiedyś tego wina ponownie. Nasze urodzinowe René Monnier Volnay 1er Cru Clos des Chênes  pamiętam już dużo wyraźniej.

Co jakiś czas przychodzi nam ochota na burgundzkie pinot noir, która kończy się zakupem, a nie tylko wzdychaniem do zdjęć butelek. Dziś pora na tytułowego wróbla w garści.

Czytaj więcej