Do trzech razy sztuka z Bisolem
Ilość win przez nas spróbowanych ma się nijak do ilości etykiet, które w luźnym wpisie trafiają na Facebooka. Ta z kolei niewiele ma wspólnego z tym, co publikujemy na blogu. Patrząc po ilości wpisów możnaby podejrzewać, że w ciągu ostatniego roku w ogóle nie piliśmy wina, a nasze zainteresowanie domowym piwowarstwem staje się ku temu dobrą wymówką. Nic bardziej mylnego! Brak nam jednak (niestety?) dziennikarskiego drygu profesjonalnego degustatora — do większości butelek zabrakło albo dobrej historii, albo zdjęcia, albo notatek, albo wszystkiego na raz.
Bisol Crede Prosecco di Valdobbiadene Brut też był skazany na instagramową fotkę i ugrzęźnięcie w czeluściach internetu bezrefleksyjnie ilustrowanego bez użycia słów. Tyle tylko, że mu nie wyszło, bo się dopraszał. Dopraszał się tak, że aż się doprosił.
Pierwszy raz Prosecco di Valdobbiadene z winnicy Bisol spróbowaliśmy szybko na degustacji w Warszawie, przelotem między jednym a drugim stolikiem. Jakiś czas później, zamawiając wina na święta, naszło nas na bąble i wybierając spośród win od Kondrat Wina Wybrane trafiliśmy akurat na tą właśnie butelkę. Szybko je wypiliśmy, podobało nam się, ale przeszliśmy nad nim do porządku dziennego. Wczoraj do biura zawitał kurier z niespodziewaną paczką. Jak się okazało — świąteczno-noworocznym upominkiem od jednego z klientów naszej firmy, W środku, oprócz kartki z życzeniami i sympatycznych gadżetów znaleźliśmy karton z winem. Nie innym, jak Bisol Crede Prosecco di Valdobbiadene Brut. Przypadki nie chodzą parami. Tym razem wypiliśmy je uważniej i nie zapomnieliśmy zrobić zdjęcia 🙂
Choć winnicę Bisol trudno nazwać butikową (mają ponad 150 hektarów), ich portfolio jest wąskie, a wina są od wielu lat cenione. Crede w nazwie tego wina bierze się z gleby, na jakiej położone są parcele. Szybka kalka językowa przywodzi na myśl kredę, w tym przypadku chodzi jednak o piaskowiec. Jak twierdzi producent, idealne środowisko do wzrostu odmian użytych w tym winie. Odmian, bo w przeciwieństwie do wielu Prosecco, nie jest to jedynie Glera, a kupaż Glery, Pinot Bianco i Verdisio. Na początku uderzyła w nas wyjątkowa perlistość. Musowanie było na tyle mocne, że wetknięcie nosa w kieliszek szybko zaowocowało popuszczeniem gazu uszami. Nos nieco wycofany, nieco jabłkowy, nieco kwiatowy. Usta dużo bogatsze, bo pełne soczystego, zielonego jabłka, nut gruszkowych, z fajnym, wyraźnie gorzkim, grejpfrutowym finiszem. Choć to brut i faktycznie cukru ma relatywnie niewiele, bo raptem 7 gram na litr, soczystość sprawia, że nie wydaje się mocno wytrawne.
Mimo, iż wszystkie próbowane butelki były bardzo solidne i trudno mi się do nich przyczepić, czegoś mi brakuje. Jakiegoś pazura. Mineralności, jak w dobrym szampanie, bogactwa, jak w winach leżakowanych na osadzie, czy… jakiejś niedoskonałości? Ta sterylność jest wadą i zaletą jednocześnie. Zaletą, bo ani razu się nie zawiedliśmy. Wadą, bo nie zapamiętaliśmy tego wina po niczym charakterystycznym, by chcieć wrócić właśnie do niego w przyszłości. Trudno mu jednak odmówić klasy, zwłaszcza w kontekście ceny.
Pierwsza próba: na publicznej degustacji
Druga próba: zakup własny w Kondrat Wina Wybrane (69zł)
Trzecia próba: wino otrzymane w prezencie