Winne Wtorki #19 — Asti na słodko
Pierwsze winnowtorkowe wino w nowym roku stoi pod znakiem bąbelków. Taki wybór padł za sprawą Gabriela z dotrzechdych.pl, co mnie osobiście bardzo się spodobało. Połączywszy to z wiadomą okazją do świętowania, bąbelki stanęły u mnie niewiele po północy, lecz nie bez przygód.
Wybór, a dokładniej brak wyboru, bo za późno się obudziłem, padł na słodkiego włoskiego muskata. Głównie z chęcią dopasowania się do pozostałych pijących. Okazja to taka, że przyjemność z bąbelków powinna być, a to, że ja w towarzystwie bym najchętniej się mocno mineralnego francuza napił to nie znaczy, że inni też.
Wyboru o tyle ryzykownego, że importowanego przez TiM, a o ichniejszych winach już swego czasu w ramach winnych wtorków pewną dyskusję mieliśmy. Niemniej, pacjentem na stole stała się Sant’Orsola Asti NV.
Przygody zaczęły się od otwarcia, a raczej trudności z takowym. Korek siedział niezmiernie mocno. Po tym, jak butelka okrążyła wszystkich w pokoju bez skutku, sięgnęliśmy po dodatkowe akcesoria.
Również i z nimi nie było lekko, ale po dłuższych staraniach udało się i korek poszybował w powietrze uwalniając zapach bąbelków. Przyjemny i silnie owocowy, mocno w stronę jabłka, melona i gejpfruta. Same bąbelki utrzymywały się w kieliszku dość długo i nie były nachalne jak w zbyt mocno nagazowanym sikaczu.
W smaku, na moje podniebienie, zdecydowanie za słodkie… ale to w końcu słodkie wino, więc nie mogę potraktować tego jako zarzut. Owoce natomiast dalej były, a słodycz kontrowała bardzo przyjemna kwasowość, która sprawiła, że owo Asti sprawiło mi w piciu sporo frajdy. Zdecydowanie dominowało jabłko, choć z czasem nuty kwiatowe i cytrusowe zaczęły się przez jabłko przedzierać. A potem… a potem się butelka skończyła.
Na szczęście nim się skończyła, Natalia Zahora zdążyła zrobić nam fotkę na bloga 🙂
Podsumowując — całkiem sensownie wydane 37zł, mimo importera. Ja mam za to teraz ciągoty do powtórzenia bąbelków w wydaniu na wytrawnie.