Tag: Włochy

Vernaccia di San Gimignano, wino z Miasta Wież

Pierwsze wzmianki o Vernacci di San Gimignano można odszukać już w XIII wieku, wspominał o niej nawet Dante Alighieri w swojej Boskiej Komedii, czy Giovanni Boccaccio w Dekameronie. Ludwik Sforza po zamówieniu 200 butelek Vernacci na ślub swego syna i Izabeli Aragońskiej, córki Alfonsa II, króla Neapolu, najwyraźniej tak polubił to wino, ze zażyczył sobie dostarczenia 500 sadzonek winorośli do posadzenia nieopodal swego domu w Lombardii. To właśnie Vernaccia di San Gimignano jako pierwsza uzyskała we Włoszech miano apelacji kontrolowanego pochodzenia (DOC), jest też jedynym dzierżycielem oznaczenia DOCG dla białych win w Toskanii. Już w okresie renesansu uważało się Vernaccię za jedno z najszlachetniejszych włoskich win.

O ile jednak San Gimignano, Miasto Wież, nazywane tak ze względu na  strzeliste zabudowania obronne z XIII wieku, jest dziś jednym z najpopularniejszych toskańskich celów wycieczek wśród turystów podróżujących do słonecznej Italii, a jego historyczne centrum wpisane jest na listę UNESCO, ta sława za Vernaccią wcale nie podąża.

Czytaj więcej

Bońkowskiego z Poddanym bitwa na chłopskie archetypy

Degustacje komentowane w łódzkim Klubie Wino to na naszym niewielkim winiarskim poletku nie lada gratka. Zwłaszcza, że poza świetnymi winami zawsze warto wybrać się na nie dla prowadzących. Tym razem, w roku, w którym Klub Wino świętuje swoje pięciolecie, spotkaliśmy się w sali wypełnionej do granic swoich możliwości. Zarówno Michał Poddany jak i Wojtek Bońkowski niezależnie od siebie przyciągają sporą publiczność, a co dopiero, kiedy spotykają się we dwóch na jednym ringu.

Ringu, bo konwencją wczorajszej degustacji była bitwa między Francją a Włochami. Ku zdziwieniu wielu, Wojtek, znany ze swojego zamiłowania do win włoskich, stanął w szranki broniąc Francji, zostawiając Michałowi odpieranie ataków na włoskie winiarstwo. Jako, że wszystkie chwyty dozwolone, Michał nie pozostawał oczywiście dłużny. Chłopaki raz po raz wbijali sobie celne szpilki, próbując nokautować na każdym kroku.

Czytaj więcej

Do trzech razy sztuka z Bisolem

Ilość win przez nas spróbowanych ma się nijak do ilości etykiet, które w luźnym wpisie trafiają na Facebooka. Ta z kolei niewiele ma wspólnego z tym, co publikujemy na blogu. Patrząc po ilości wpisów możnaby podejrzewać, że w ciągu ostatniego roku w ogóle nie piliśmy wina, a nasze zainteresowanie domowym piwowarstwem staje się ku temu dobrą wymówką. Nic bardziej mylnego! Brak nam jednak (niestety?) dziennikarskiego drygu profesjonalnego degustatora — do większości butelek zabrakło albo dobrej historii, albo zdjęcia, albo notatek, albo wszystkiego na raz.

Bisol Crede Prosecco di Valdobbiadene Brut też był skazany na instagramową fotkę i ugrzęźnięcie w czeluściach internetu bezrefleksyjnie ilustrowanego bez użycia słów. Tyle tylko, że mu nie wyszło, bo się dopraszał. Dopraszał się tak, że aż się doprosił.

Czytaj więcej

Prosecco a Prosecco — Ruggeri Giall’Oro Prosecco DOCG Extra Dry

Prosecco stało się ostatnio bardzo modne. W ogóle, bąbelki stały się ostatnio bardzo modne. Dużo ich wszędzie. Dużo piw regionalnych, dużo cydrów, rosnąca popularność win musujących jak i drinków na ich bazie. Musiaki lane ze stalowego kega już nikogo nie dziwią. Zazwyczaj z kega leje się właśnie Prosecco. Tym bardziej przy samym Prosecco jako klasyfikowanym regionie warto na chwilę przystanąć przed pognaniem po kolejny kieliszek bąbli.

Butelka z Prosecco w nazwie, poza faktem użycia szczepu Prosecco (Glera) do jego produkcji, może pochodzić z bardzo różnych miejsc. Z jednej strony mamy ogromny region Friuli i Wenecji Euganejskiej, gdzie produkuje się Prosecco DOC, z drugiej niewielki klasyfikowany historyczny rejon produkcji w prowincji Treviso, gdzie winiarze mogą posługiwać się oznaczeniem DOCG. Na tych butelkach z reguły znajdziemy dopisek Valdobbiadene, Conegliano Valdobbiadene lub Prosecco Superiore DOCG. Jedne i drugie wina zazwyczaj dzieli między sobą przepaść, zarówno jakościowa jak i cenowa. Choć Prosecco, fermentowane w kadziach, a nie w butelkach, jest z reguły nieco tańsze od win musujących wykonywanych metodą tradycyjną takich jak szampany, czy Franciacorty, za dobre Prosecco DOCG z reguły przychodzi zapłacić przynajmniej 60zł. Tym fajniej, kiedy uda się trafić udane wino za dobrą cenę.

Tym razem się udało. O ile Barbera z oferty Salute nie była do końca naszym kawałkiem chleba, o tyle Giall’Oro Prosecco DOCG Extra Dry od Ruggeri zdecydowanie jest. Intensywny owocowy nos pełen dojrzałego jabłka, gruszki, nut kwiatowych i nieco mineralnych (sic!), trwałe i niezbyt nachalne bąbelki, w ustach pełne, delikatnie maślane, o dobrej kwasowości. To ostatnie szczególnie ważne, przy wyraźnej słodyczy cukru resztkowego. Extra Dry nigdy nie było naszym ulubionym stylem, zdecydowanie lubujemy się w brutach. Mówiąc krótko, Giall’Oro smakowało nam bardzo. Radości dopełnia drobny, a przyjemny szczegół — wino kosztuje 39zł, co za Prosecco DOCG jest ceną naprawdę niską. Tym bardziej, że we Włoszech wino można kupić za 7-8€, więc jest w Polsce do kompletu fantastycznie wycenione.

Solidna pozycja, wrócimy po więcej!

Pochodzenie wina: nadesłane do degustacji przez importera (39zł, Salute)

Castellinaldo Barbera d’Alba 2009

Myśląc o Piemoncie pierwsze, co przychodzi do głowy, to Barolo i Barbaresco, wina zrobione z nebbiolo. Z kolei to barbery sadzi się więcej, a wśród win z tego szczepu można znaleźć zarówno wiele perełek, jak i wiele dobrych codziennych butelek. Moją uwagę na piemonckie barbery zwrócił swego czasu Gary Vaynerchuck, opowiadając o kilku butelkach z Barbera d’Alba i wskazując na ich świetny stosunek jakości do ceny, zazwyczaj wyraźnie niższej niż w przypadku najsłynniejszych win z Piemontu.


Wielu Piemontczyków wskazuje Barolo jako swoje ulubione wino, ale to Barbera (zarówno d’Asti jak i d’Alba) najczęściej wypełnia ich kieliszki. Jest wszechstronna, satysfakcjonująco bogata, pasuje niemal do wszystkiego – jest również tańsza.

Diana Zahuranec, Wine Pass Italy

Okazje na barberę mieliśmy niezłą, bo nie dość, że wśród wielu ciepłych dni trafił się jeden chłodniejszy, to jeszcze atmosfera aż prosiła się o charakterne wino. Tym samym to pierwsza notka od dłuższego czasu, gdzie znów obaj z Krzyśkiem piliśmy to samo — ostatnio więcej tu moich wynurzeń, niż wspólnych obserwacji. Otworzyliśmy Castellinaldo Barbera d’Alba 2009 od Teo Costa. To stuprocentowa barbera (apelacja wymusza przynajmniej 85% barbery, w winach można jednak użyć również nebbiolo), przez 18 miesięcy dojrzewająca w beczkach dębowych i akacjowych.

W nosie intensywny zapach czerwonych owoców — wiśni, żurawiny — dymu, kakao, lekkiej wanilii. Mimo schłodzenia drażnił zauważalnie wystający alkohol. Tym razem Krzyśkowi przeszkadzał bardziej niż mnie, choć z reguły to ja się czepiam akurat tego aspektu. W ustach szczodre, nawet nieco zbyt szczodre. Intensywnie kwasowe i mało taniczne, co akurat jest charakterystyczne dla szczepu, ale do kompletu słodkie i esencjonalne. Wiśnia w czekoladzie to moje pierwsze skojarzenie. Krzysiek krzywił się na wysoką kwasowość. Potoczyste i jedwabiste, z lekko pikantnym i mocno rozgrzewającym finiszem. Długie i pełne, ale też zaskakująco ciężkie, pełne dysonansów i (jeszcze?) nie do końca zintegrowane. Przy drugim i trzecim kieliszku słodycz zrobiła się nieco męcząca. Trochę brakowało kręgosłupa, którzy trzymałby całość w ryzach. Słodycz sobie, a kwasowość sobie, zamiast tworzyć spójną całość. Ostatecznie mnie podobało się dużo bardziej niż Krzyśkowi. On wprost uznał, że nie warto, ja się waham i jestem raczej na tak. Żaden z nas nie był jednak do końca przekonany.

Pochodzenie wina: nadesłane do degustacji przez importera (49zł, Salute)