Tag: Węgry

Kwasy w stanie kompletnej równowagi

„173 gramów naturalnych cukrów i kwasy w stanie kompletnej równowagi” — takimi słowami na kontretykiecie przywitał nas Royal Tokaji Aszú 5-puttonyos 2009 z nowej oferty węgierskiej Lidla. Ostatnio rzadko trafiają nam w ręce dyskontowe wina, do Lidla sięgamy głównie po wybrane butelki z polecenia. Oferty węgierskiej jednak sobie nie odmówiliśmy, zwłaszcza po miłych wspomnieniach edycji zeszłorocznej.

Rok temu na półkach polskich sklepów tokaju aszú zabrakło, choć u Madziarów i na Słowacji były swobodnie dostępne. W tym roku Lidl nie zapomniał i o nas, wrzucając na półki 5-putniowe aszú od bardzo znanego, jak również cenionego producenta — Royal Tokaji. Cena 69.90zł zaiste atrakcyjna, zważywszy, że u regularnego dystrybutora kosztuje ponad dwukrotnie więcej. Szczególnie, że zgodnie z tym, co ustalił Wojtek Bońkowski, mamy do czynienia z tym samym winem, a nie drugą etykietą wyprodukowaną na potrzeby sieci Lidl, jak w niedawno dyskutowanym przypadku Patriciusa i tokaju dla Tesco.

Czytaj więcej

Heimann Kadarka 2013 — kadarka od króla doliny

Kadarka jest w Polsce równie popularna jak Ruski Szampan — trudno znaleźć kogoś, kto zapytany o kadarkę nie krzyknie: Piłem!. Znajdziemy ją w niemal każdym sklepie osiedlowym, w każdym supermarkecie, w najmniejszej mieścinie i największej aglomeracji. Zakorzeniła się w kulturze wina z kategorii cioci na imieninach do tego stopnia, że chyba nikt się nie zastanawia, co właściwie się pod tą nazwą kryje i skąd się wzięła.

Irek Wis z bloga Blurppp jako temat Winnych Wtorków na ten tydzień zaproponował odczarowanie kadarki, czemu z miłą chęcią przyklasnęliśmy. Etap kojarzenia win egerskich z anonimową byczą krwią pitą na imprezach już minął, o winach z Tokaju też myśli się już w zupełnie innych tonach, niż kiedyś. Skoro to udało się, to może z kadarką też się uda?

Czytaj więcej

Październikowy misz-masz

Październik, podobnie jak ostatnie parę miesięcy, minął pod znakiem licznych butelek degustowanych w domowym lub biurowym zaciszu. Bardziej dla odpoczynku i własnej przyjemności, niż edukacyjnie. Mało notowaliśmy, trudno więc i o próbowanych winach poematy pisać. Było kilka degustacji, które czekają w kolejce do opisania — a jest co opisywać! Tutaj jednak mniej formalnie i nie przy linijce. Kilka butelek, które wywołały uśmiech na naszych twarzach i dały nam sporo przyjemności, dając się tym samym zapamiętać bardziej od innych.

Czytaj więcej

Pożegnanie Yamayuri

Yamayuri* przyjechała do mnie 3 marca 2011 roku. To było moje pierwsze prawdziwe pianino, a jednocześnie spełnienie wieloletnich marzeń. Dzień, kiedy samochód z instrumentem podjechał na parking koło mojego bloku, był pełen ekscytacji, a wnoszenie pianina po ciasnej klatce schodowej na pierwsze piętro obserwowałem z zapartym tchem. Od tamtej chwili spędziliśmy razem ponad dwa lata, które będę bardzo ciepło wspominał. Yamayuri dokonała cudów, jeżeli chodzi o kształtowanie mnie jako pianisty. Wczoraj odjechała do Warszawy, do nowego domu (a znoszenie po tej samej klatce schodowej było jeszcze bardziej karkołomne).

W piątek wieczorem, dzień przed odjazdem, postanowiliśmy z Tysią pożegnać Yamayuri. Przygotowaliśmy grillowanego ananasa w karmelowej polewie i otworzyliśmy butelkę od Patriciusa.

Płynne złoto

Jesienna eksplozja płynnego złota w postaci wizyty winiarzy ze stowarzyszenia Tokaj Reneszánsz nas ominęła. Na szczęście nie minął rok, a Tokaj Reneszánsz znów zagościł w Polsce, prezentując w Warszawie w restauracji Borpince kilkadziesiąt win z tego fenomenalnego regionu. Tym razem taka gratka nie mogła nam umknąć koło nosa. Przemknąwszy przez deszczową Warszawę od dworca szybkim truchtem, pojawiliśmy się w komplecie. Udało nam się uczestniczyć zarówno w seminarium prowadzonym przez Wojtka Bońkowskiego, a skoncentrowanym na winach aszú, jak i w przekrojowej degustacji, gdzie mieliśmy przyjemność zapoznać się z pozostałymi winami z oferty tokajskich winiarzy.

Tym razem obaj — i ja, i Krzysiek — Warszawę odwiedziliśmy ze swoimi lepszymi połówkami, stanowiąc turbodoładowane Winne Przygody. Krzysiek wraz z Kają, dla której nie istnieje pojęcie wina zbyt słodkiego, skupili się stricte na przyjemnościach degustacyjnych. Ja, z niedomagającym powonieniem, miałem ograniczone pole manewru. Tysia natomiast pełniła honory z nadzwyczajną skrupulatnością, zapełniając kolejne kartki notesu notatkami degustacyjnymi, łyk po łyku, stolik po stoliku, butelka po butelce. Notka zatem prezentuje degustacyjny punkt widzenia Tysi właśnie, choć ja się z nim — a jakże! — absolutnie zgadzam, w wymiarze, na jakim moje własne zmysły pozwalały mi się płynnym złotem cieszyć.

Czytaj więcej