Winny tydzień po francusku, z Napoleonem w tle

Kolejny tydzień dobiega ku końcowi, a ja, otrząsnąwszy się po problematycznym Toro (brrr….) postanowiłem, w starym dobrym stylu po prostu kupić, a następnie spożyć wino. Tak się jakoś złożyło, że moim łupem padły dwie flaszki w rozsądnej cenie — alzacki riesling i syrah z Rodanu. Obie butelki przyzwoite, a dlaczego — o tym już za chwilę.

Butelka pochodząca ze wschodnich rubieży Francji to Dopff & Irion Riesling 2010. Ponoć stosunkowo popularna alzacka marka, niemniej jednak nie miałem z nią nigdy do czynienia. Riesling nie należy do moich ulubionych szczepów, ale nie oznacza to wcale, że celowo rieslingi pomijam — w takich sytuacjach zawsze staram się więcej dowiedzieć na temat szczepu i poznać jego naturę, typowe nuty zapachowe i charakter, po czym tak zdobytą teorię stosuję w praktyce. Tak też stało się tym razem, a wino postanowiłem spożyć razem z Matim, który jest z pewnością większym entuzjastą rieslingów. Miałem więc nadzieję, że jego entuzjazm udzieli się również mnie.

Czytaj więcej

Winne Wtorki #24 — byczo, niebyczo

Winne wtorki, odc. 24, upłynęły nam pod znakiem hiszpańskiego wina z apelacji D.O. Toro. Na szczęście tym razem zdobycie butelki nie było problemem — wybór win z tej apelacji jest całkiem zróżnicowany. Spodziewaliśmy się, że może nie być łatwo, tym czasem w sklepie na Toro przeznaczona była pokaźna półeczka z ofertą od 25 do ponad 800zł. Naszym łupem padło wino Marques de Penamonte Toro Reserva 2003, zakupione w Pinot Wine & Spirits
za kwotę 63 zł.

Czytaj więcej

Wino? Nie. Likier? Nie do końca…ale dobre. No i tanie!

Tak w skrócie mogłaby wyglądać recenzja trunku, którym przez dwa ostatnie dni raczyliśmy się z Matim i Michałem. Chodzi mianowicie o umeshu — macerat śliwki ume w japońskiej wódce shōchū (za wikipedią). Taki trunek najłatwiej byłoby nazwać likierem, ale jak na polskie warunki, zawartość alkoholu jest zbyt niska — jest to jedyne 10%. Tak naprawdę, mniejsza jednak o nazewnictwo, bo napitek ten, choć do win się nie zalicza, to je z pewnością przypomina i daje dużo satysfakcji — stąd też obecność tej notki na naszym blogu.

Choya SilverChoya Original to dwa stosunkowo popularne trunki, które zaliczają się do umeshu. Złocista barwa przywodzi na myśl wspominane ostatnio late harvesty, ale już nos trudno skojarzyć z jakimkolwiek winem — aromaty gumy balonowej i suszonej śliwki zdecydowanie dominują, choć można zauważyć także morelę i brzoskwinię. W smaku obie umeshu nas zaskoczyły — wyraźna słodycz była równoważona przez odpowiedni poziom kwasowości (nieco mniejszy w przypadku tańszej odmiany Silver). Z pewnością trudno wyobrazić sobie wypicie naraz więcej niż dwóch kieliszków tego trunku, ale już zwieńczenie całego obiadu (tudzież tylko deseru) kieliszkiem dobrego umeshu jest z pewnością pomysłem godnym uwagi.

Tym, co może przekonać wielu do tych dwóch etykiet jest bardzo korzystny stosunek jakości do ceny. Choyę Silver można bowiem kupić już za nieco ponad 20 zł (m.in. w Pinot Wine & Spirits i Galeriach Alkoholi), podczas gdy Choya Original kosztuje do 30 zł (oba trunki są sprzedawane w półlitrowych butelkach).

Zdecydowanie polecam umeshu amatorom win słodkich, szukających nowych doznań w korzystnej cenie. Koneserów win z apelacji takich, jak Sauternes czy Barsac, również zachęcam do degustacji — wrażenia są na pewno inne, ale moim zdaniem warto się skusić.

Korko(ciągo)wa przygoda i wineshopping, czyli (nie)standardowy weekend

Tak się jakoś złożyło, że w jednym poście postanowiłem zebrać wydarzenia z ostatnich dni, których początek miał miejsce tuż po powrocie z opisywanej szeroko w blogosferze degustacji win chilijskich, a kończy się właśnie teraz, dopijaną przeze mnie butelką Sauvignon Gris.
Jak można dowiedzieć się z tytułu wpisu poświęconego rzeczonej degustacji, udało nam się na niej skosztować aż (tylko?) 49 win. Po powrocie do Łodzi korciło mnie jednak, aby wypić jeszcze jedno; nie mając lepszego wyboru, w sklepie osiedlowym wybór padł na Jacob’s Creek Cabernet/Merlot, rocznik 2009. Samo w sobie nie byłoby to takie straszne, ale po powrocie do domu rozpoczął się prawdziwy koszmar.

Czytaj więcej

47…48….49………..basta. Chilean Wine Tour.

Dzięki uprzejmości Winicjatywy, na której to łamach zorganizowany został konkurs pozwalający wygrać zaproszenie na degustację win chilijskich Chilean Wine Tour w warszawskim hotelu Hyatt, mieliśmy niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu. W skrócie: Winne Przygody zwiedzają świat. Warszawę, znaczy się.

Była to dla nas przygoda tak winna jak i towarzyska. Rozpoczęta podróżą, której uroku odmówić nie można — wszak to PKP, jak i również bogatym i przystającym do rangi wydarzenia wykwintnym kotletem z wołowiny z dodatkiem delikatnych sosów i wybornych warzyw oraz świeżym pieczywem w prestiżowej restauracji (potocznie zwanym hamburgerem w tarasach).

Na sali zaprezentowało się 27 winnic, demonstrując sto z okładem różnych win we wszystkich możliwych kolorach, od niemal przezroczystych jasnosłomkowych, przez ciemnozłociste [Late Harvesty!!! — przyp. KRK], różowe, na głębokich czerwieniach kończąc. Część winnic reprezentowana była wraz ze swoimi polskimi importerami, część natomiast takich dopiero poszukuje.

Czytaj więcej