O Rieslingu, który jeździł kurierem
Riesling to szczep, który uwielbiam i wracam do niego w każdej możliwej postaci, kiedy tylko mogę. To również szczep, który znajduje głębokie poparcie wśród mojej rodziny, bo z reguły łączy owocowe aromaty z lekką słodyczą przełamującą wytrawność, szczególnie w niemieckich interpretacjach. To nie tylko wina, które kocham, ale również takie, które uważam za bezpieczne – na stół, na prezent, na wycieczkę.
Wczoraj na moim stole nie stanął jednak Riesling, a Tokaji… ale o nim napisze Krzysiek, bo posiada identyczną butelkę, a ja byłem tak zaaferowany innymi rzeczami, że niebardzo potrafiłbym go teraz dobrze opisać. A zapewniam, że zasługuje na pełnowymiarową notkę. Tymczasem wróćmy do wspomnianego Rieslinga.
Riesling, o którym piszę, przyjechał kurierem. Z daleka, bo aż z niemieckiego Ulm. To jedna z butelek, która przed świętami Wielkiej Nocy przyjechała do mnie z Wein Bastionu, w ramach mojego zamówionego kartonu win do 10EUR (pozdrawiam załogę dotrzechdych.pl!). Jedno wino z tego kartonu już smakowałem, powstała nawet to nim notka. Tym razem przyszła pora na Rieslinga – w sumie zupełnie przypadkiem. Siedzieliśmy bowiem przy cieście o przysłowiowym suchym pysku, gdy zaproponowałem, że otworzę jakąś butelczynę. Zważając na okoliczności, jedno z białych win wydało mi się niezłym pomysłem.
Na stół trafiła mozelska butelka Weingut Amalienhof Riesling Kabinett 2008. W pięknej, bardzo smukłej butelce, tak typowej dla Rieslingów z elegancką, dystyngowaną etykietą.
Piękny słomkowy, delikatnie miodowy kolor zwiastował feerię zapachów i smaków, ucztę dla podniebienia i raj przyjemności. Wino trafiło do czterech kieliszków… i w tym momencie chyba rozczaruję wszystkich, którzy dotarli w tej notce tak daleko. Żeby jeszcze nieco przedłużyć moment oczekiwania – dziękuję, że chce Wam się czytać! 🙂 Ale, ale! Wracając! Przyjemności w sumie nie było. Wino bardzo pospolite. Zaskakująco mineralne, lekko kwasowe, silnie wytrawne – nieco przypominające kilka alzackich Rieslingów, które ostatnimi czasy miałem okazję przelać przez swoje gardło. Nos bardzo ciasny, nawet po długim mieszaniu mało obecny. Niewiele owocu, nie znalazłem nawet tak charakterystycznego i wyczekiwanego zielonego jabłka. Wino wybitnie nieinteresujące, mało inspirujące i nieciekawe. Nawet smaczne – w takim sensie, że nie wykręca ust od kwasowości, nie atakuje niczym wyjątkowo negatywnym. Po prostu nie zaskakuje niczym, o czym chciałoby się pisać. Po prostu, średniak.
Tanie, bo nie dobiło nawet do 7EUR – ale drugi raz na stół nie trafi. Raczej nie polecam. Marne 81/100 punktów ode mnie, Rieslingu von Amalienhof! Wstyd!