Tag: Dolina Mozeli

Szare i czerwone łupki u Clemensa Buscha na #WinneWtorki i #RieslingWeeks

Pamiętam, gdy po przeczytaniu wpisu Marcina Jagodzińskiego o winnicy Clemens Busch i zobaczeniu zdjęć wzgóra Marienburg bardzo chciałem również tam pojechać. Ostatecznie tak się nie stało, ale nazwisko Busch utkwiło mi w głowie. Gdy Kasia Józefiak z bloga Korek od Wina zaproponowała na dzisiejsze Winne Wtorki, które wypadają akurat w trakcie trwającej akcji „Riesling Weeks„, niemieckie Rieslingi, przypomniały mi się właśnie wina Buschów.

Czytaj więcej

Edukacji winnej przykład dobitny

Mijają ostatnie minuty przedostatniego dnia Anno Domini 2012, a ja wreszcie zabrałem się za notkę, którą miałem napisać jeszcze przed niedoszłym końcem świata. Przyszły jednak przygotowania przedświąteczne – znacznie bardziej intensywne, niż niegdyś; przyszły Święta, a po nich badania do artykułu, który trzeba oddać „na już”. W końcu jednak nastał czas, w którym mogę opisać podręcznikowy wręcz przykład edukacji z mojej strony, której ofiarą padła wspominana już na tym blogu Moja Lepsza Połówka.

Wszystko zaczęło się od butelki Mosela, zakupionej przy okazji mocno przedświątecznych zakupów. Po opisywanej niedawno austriackiej przygodzie, postanowiłem pójść dalej tym tropem i tak wpadła w moje ręce butelka 2011 Rudolf Mueller Riesling Auslese Mosel. Niestety, MLP niespecjalnie przepada za jakimikolwiek zimnymi napojami. Z tego względu zostałem zmuszony do wypicia pierwszego kieliszka w temperaturze pokojowej. Efekt? Zarówno w nosie, jak i ustach wyraźnie obecna mandarynka. Balans kwasowości i słodyczy poprawny, choć piło się lepsze wina. Nieco zawiedziony odłożyłem butelkę do lodówki.

Czytaj więcej

O Rieslingu, który jeździł kurierem

Riesling to szczep, który uwielbiam i wracam do niego w każdej możliwej postaci, kiedy tylko mogę. To również szczep, który znajduje głębokie poparcie wśród mojej rodziny, bo z reguły łączy owocowe aromaty z lekką słodyczą przełamującą wytrawność, szczególnie w niemieckich interpretacjach. To nie tylko wina, które kocham, ale również takie, które uważam za bezpieczne – na stół, na prezent, na wycieczkę.

Wczoraj na moim stole nie stanął jednak Riesling, a Tokaji… ale o nim napisze Krzysiek, bo posiada identyczną butelkę, a ja byłem tak zaaferowany innymi rzeczami, że niebardzo potrafiłbym go teraz dobrze opisać. A zapewniam, że zasługuje na pełnowymiarową notkę. Tymczasem wróćmy do wspomnianego Rieslinga.

Czytaj więcej