Na różowo, ale na poważnie
Do win różowych nie mamy wyjątkowo serca. Ani ja, ani Tysia, ani po prawdzie Krzysiek też nie. Zawsze w różach coś nam nie pasuje. Ja niemal w każdym doszukuję się nieco przesłodzonej landrynki. Nawet, gdy inni jej nie czują, mnie zawadza w nosie i zniechęca do eksperymentów. Ten sam scenariusz powtórzył się u nas jakiś czas temu przy okazji różowego Aloque z Viña Ijalba — różu, który wśród naszych przyjaciół zebrał bardzo pochlebne opinie, a nam niebardzo przypasował. Skąd inąd, Viña Ijalba zachwyciło nas innymi winami na niedawnej degustacji, o czym mamy nadzieję jakoś niebawem napisać. Ale wracając.
Scenariusz praktycznie zawsze zawodził tylko w jednym przypadku, a mianowicie różowych bąbelków. Ten kolor w przypadku szampana, cavy, czy dowolnego innego bąbla, prawie zawsze kojarzy nam się bardzo pozytywnie. W końcu trafiliśmy i w wino spokojne, które zasłużyło na trochę naszego zachwytu. Różowe Regis Boucabeille z Rousillon od Domaine Boucabeille. W tym roczniku to 30% syrah, 70% grenache.
Pełne, bogate wino, które mnie bardziej kojarzyło się z lekką czerwienią niż z typowym różem. Wysoka kwasowość, sporo nut ziemistych i ziołowych (ja), wręcz mięsnych (Tysia). Totalny brak landrynki, charakter owocowości zdecydowanie bliżej wina czerwonego. Czuć w nim grenache. Nieco cierpkie i łodygowe, do kompletu dość długie. Jedno z tych win różowych, przy których nie ciśnie mi się „dobre schłodzone na tarasie w ciepły dzień”, a wręcz przeciwnie — chyba wcale nie chciałbym go pić w takich okolicznościach. Ale w każdych innych chętnie do niego wrócimy. Może nieco kontrowersyjne, ale pasujące do naszego ogródka. 🙂
Rok temu piliśmy również białe i czerwone wino od tego producenta — również miło wspominamy 🙂
Pochodzenie wina: zakup własny autora (Klub Wino)