O naświetleniu i winie w szklance bez litości
Stagnację na blogu zawdzięczamy Międzynarodowemu Konkursowi Skrzypcowemu im. Henryka Wieniawskiego, który śledzimy z zapartym tchem, a problemy z wyprowadzeniem czwartego głosu w Erlkönigu u Shiori Terauchi, cudowne kantyleny Vasyla Zatsikha i porywająca gra Anny Maleszy wzięły górę nad owocami, mineralnością i strukturą tego, co w kieliszku. Ostatnie dwa tygodnie wino piliśmy dla przyjemności, ale skupiając się na muzyce, a nie na nim.
Ze stagnacji wyrwała nas niespodziankowa paczka zaadresowana na nasze biuro, w której znaleźliśmy cztery „wina w szklance”, a raczej w plastikowym kubeczku, Copa di Vino. Koncept wina w jednorazowym naczyniu co jakiś czas pojawia się na rynku pod różnymi postaciami, Copa di Vino nie jest ani pierwszym ani jedynym przykładem chęci sprzedawania wina w postaci gotowej do natychmiastowego spożycia, jest natomiast najbardziej obecnym na polskim rynku i próbującym zdobyć tutaj klientów.
Zarówno o samym pomyśle jak i winach pisał już szeroko Irek Wis, z którym często w takich dyskusjach się nie zgadzam jako piwowar zapaleniec i miłośnik piwa. W ogóle nie uważam, że te napoje powinny być sobie równoważne i powinny ze sobą bezpośrednio konkurować. Konsekwentnie zamiast słabego wina zawsze wybiorę dobre piwo, które zresztą ma podobne trudności spożycia w plenerze, co wino – również wiąże się z butelką, otwieraczem i kieliszkiem. Zgadzam się jednak z Irkiem w pełni, że szeroka dostępność przystępnego cenowo i smacznego wina jest z korzyścią dla nas wszystkich i kibicuję każdej inicjatywie, która ma z powodzeniem szanse nas do tego celu przybliżać.
Niestety, z mojego punktu widzenia projekt Copa di Vino w najmniejszym nawet stopniu tych celów nie realizuje. Do wyboru mamy 7 win – Pinot Grigio, Moscato, Rieslinga, Chardonnay, różowego Zinfandela, Merlota i Cabernet Sauvignon. Szklaneczka, a raczej plastikowy pucharek ma pojemność 187.5ml, czyli dokładnie ćwierć typowej butelki i kosztuje 15zł. Od której strony by na to nie patrzeć, cena iście restauracyjna – w przeliczeniu na butelkę dokładnie 60zł, czyli pułap, w którym możemy wybierać w plejadzie fantastycznych win i to nie ograniczając się do siedmiu szczepów w amerykańskim wydaniu. Jeszcze przed otwarciem trudno mi było sobie wyobrazić, by zawartość tych szklaneczek grała w tym segmencie jakościowym. Czy jest zatem przystępnie cenowo i dobrze? Nie.
Czy jest dostępnie? Również nie, bo sieć dystrybucji jest na razie bezgranicznie mikra. Czy ma piknikowe zalety? Wg mnie żadnych – kształt tych szklaneczek wypełnionych winem po rant nie różni się niemal od zwykłych plastikowych kubeczków, czyli nie powoduje, że picie zawartości staje się przyjemniejsze. Równie dobrze można wpakować w koszyk butelkę wina i korkociąg. Jak ostatnio sprawdzałem, pod chmurką trybuszon działa tak samo dobrze jak w domu.
Tym mało optymistycznym akcentem przechodzimy do samych win, co do których miałem ogromne obawy już po zobaczeniu formy pakowania. O wadach piwa wynikających z naświetlenia uczy się na każdym kursie sensorycznym dla sędziów piwnych. Jest to o tyle istotne, że związki pochodzące z chmielu pod wpływem światła zyskują bardzo charakterystyczny i przykry zapach. Jest to powód, dla którego piw w zielonych, a co gorsza przezroczystych butelkach należy się wystrzegać jak ognia (dla dociekliwych – są pewne wyjątki). O wadach naświetlenia w winie już tak często się nie mówi, a szkoda, bo problem nie jest wyimaginowany. Niedawno obszerny artykuł na ten temat pojawił się u Jancis Robinson, niedługo później Gosia i Michał z Enowersytetu również się sprawie przyjrzeli na podstawie własnego eksperymentu – w obu przypadkach z wymiernym skutkiem: wino narażone na światło psuje się wyraźnie i również skutkuje nieprzyjemnymi w zapachu i smaku efektami.
Wszystkie szklaneczki Copa di Vino są w pełni przezroczyste, a na efekty takiej decyzji marketingowej długo czekać nie trzeba, bo wystarczy zerwać sreberko. W przesyłce od dystrybutora znaleźliśmy cztery wina – Pinot Grigio, Rieslinga, Merlota i Cabernet Sauvignon. Jak często z Irkiem rozmijamy się w opisach wina, tak tym razem uważam, że jego recenzja jest trafiona w punkt – podobieństwo naszych spostrzeżeń nie było celowe i nie sugerowaliśmy się wpisem Irka przy degustacji.
Pinot Grigio chyba najbardziej z zestawu ucierpiał, mając niewiele własnego aromatu, który mógłby go ratować. W tle kwaśne, wodniste jabłka i nic więcej, wszystko przykryte za to nieco stęchłym, gumowym aromatem. W ustach płaskie, lekko słodkie, z minimalną ilością jabłek i wyczuwalnym alkoholem. Bardzo słabe i nieprzyjemne w piciu. Dalej niestety niewiele lepiej – Riesling mocno bakaliowo-ziołowy, mało przypominający Rieslinga, nieco tropikalny. W ustach również płaskie, pozbawione ciała, z wysokim cukrem resztkowym, ale małą kwasowością – niezrównoważone, wodniste, pozbawione owocu i z finiszem gumowego węża. Czerwone wina nie tylko nie uratowały sytuacji, ale ją wręcz pogorszyły. W Merlocie majaczyła aronia i czarna porzeczka, totalnie zabita jednak zapachem popiołu i kartonu. Usta wprost identyczne – popiołowe, gorzkie, kompletnie pozbawione owocu. Gwóźdź do trumny wbił Cabernet Sauvignon, gdzie do totalnego braku owocu doszedł zapach potu i mokrego psa, a w ustach tanina sucha jak wiór. Z przykrością stwierdzam, że żadnego z tych win nie chciałbym pić i nikomu nie jestem w stanie polecić.
Spodziewam się, że w stanie idealnym wina bazowe, które znajdują się w szklaneczkach, trudno byłoby nazwać hitami – ale brak owocu, pot, kapusta, gumowy wąż – to wszystko wręcz wzorcowe przykłady wad, których źródłem może być naświetlenie. Szkoda, że sposób pakowania, który w zamyśle producenta ma być innowacyjny i stanowić istotną zaletę Copa di Vino, jednocześnie bezpośrednio przyczynia się do pogorszenia jakości samego produktu.
Jakkolwiek idea może być słuszna i jestem pewien, że pomysł wina w jednorazowym naczyniu mógłby się przyjąć na rynku (choć my na pewno nie jesteśmy grupą docelową), w tym konkretnym przypadku realizacja woła o pomstę do nieba i zasługuje, by spuścić na nią zasłonę milczenia.
Jeżeli chcecie zobaczyć, jak psuje się wino pod wpływem światła, zróbcie raczej samodzielnie eksperyment podobnie jak Enowersytet.
Pochodzenie wina: przesłane do degustacji przez importera (Anamas Distributors). Wina można nabyć w sklepach i restauracjach współpracujących z importerem.