Z cyklu: Flaszka z osiedla na ratunek — Zinfandel Sutter Home
Z góry przepraszam za tak bezpardonowy atak w powyższym, wyróżnionym zdjęciu, ale tytułowa flaszeczka została opróżniona szybciej, niż zdążyłem pomyśleć na temat notki na bloga, nie mówiąc już o własnym zdjęciu. Jakby nie patrzeć już samo to stwierdzenie stanowi pewną rekomendację, niemniej nie uprzedzajmy faktów.
Bohater dzisiejszego wpisu stanowi inspirację dla pierwszego odcinka z, miejmy nadzieję, długiego i interesującego cyklu, który traktować będzie o sprawach dość przyziemnych i codziennych. Miło się bowiem rozprawia o eisweinach, burgundach czy supertoskanach, o kilkudziesięcioletnich porto, bursztynowych Sauternes czy nawet ambitnie poczynających polskich winach, ale nie zawsze jest czas na wina wielkie i wybitne. Aby zaszczepić w naszym narodzie zamiłowanie do wina, konieczne jest radzenie w sytuacjach o wiele bardziej prozaicznych, gdy stajemy w kuchni przed koniecznością zrobienia zwykłego obiadu dla rodziny w weekend, pod ręką nie ma żadnego normalnego wina do obiadu, a zamiast specjalistycznego sklepu mamy tylko monopolowy na osiedlu. Jak mawiał pewien bywalec toruńskiego rynku, wiem co mówię, mówię co wiem, gdyż sam w takiej sytuacji znajdowałem się wiele razy. Postanowiłem więc, że wszelkie doświadczenia w podobnych przypadkach warto ująć w ramach odrębnego cyklu.
Kandydat do najbardziej odkrywczego winnego zdjęcia roku (© snatch.graficzne.eu)
Chciałoby się rzec, że w ramach takiego cyklu na początek wypadałoby znaleźć coś do schabowego z kapustą zasmażaną, ale tak się nie stanie. Wracamy do egzotycznych podróży w wariancie najprostszym z możliwych — kurczak w sosie curry Madras. Co w tym takiego prostego? Ano z braku czasu posiłkowałem się gotowym sosem z serii Tesco Finest:
Po przygotowaniu tak skomplikowanego dania bez obaw można starać się o pracę w gwiazdkowych restauracjach (© mysupermarket.co.uk)
Biorąc pod uwagę efekt końcowy (danie wyszło naprawdę smaczne) i fakt, że przygotowanie dania sprowadziło się do utopienia kurzej piersi w sosie i wstawienia do piekarnika, mogę z całym sercem polecić to danie wszelkim kulinarnym leniom*.
Mając na uwadze powyższe danie udałem się do osiedlowego sklepu monopolowego celem nabycia stosownej butelki. Odwiedziwszy wcześniej kilka stron, aby znaleźć najlepsze połączenie, miałem pewien zgryz. Z jednej strony, sos pomidorowy, z drugiej — drób. Z trzeciej — wyraziste przyprawy. Stałem sobie tak ładnych kilka minut wpatrując się w butelki (znalazłem nawet wytrawne sherry, w poszukiwaniu którego łaziłem po całej Łodzi, a tu jedna butelka była cały czas pod moim nosem!), aż w końcu znalazłem tanie i dobre wyjście z sytuacji — dużo owocu, niezbyt skomplikowane ciało, czyli Sutter Home to the rescue!
Konfrontacja dania z flaszką z osiedla wyszła dobrze, choć nie świetnie. Prosty, silny owoc obecny w nosie od samego początku dobrze komponował się z typowo indyjską mieszanką przypraw, choć — z czego nie zdawałem sobie sprawy wcześniej — sos okazał się pikantny, przez co nieco górował nad winem (ale nie na tyle aby mówić o braku równowagi). Gdyby tylko dobrać sos łagodny, kombinacja byłaby naprawdę świetna, zważywszy na niski koszt całego dania i wina. W kolejnych odcinkach cyklu będziemy powracać do tematu łączenia typowych, popularnych win z (mniej lub bardziej( tradycyjnymi potrawami. Mam szczerą nadzieję, że zainspiruje to niejednego winnego nowicjusza do eksperymentów, które udowodnią, że nawet dysponując skromnym budżetem można tworzyć udane i smaczne połączenia. Z taką bazą doświadczeń można za to bez wątpienia udać się w rejony bardziej wysublimowane, gdzie ogranicza nas głównie wyobraźnia.
* nie polecam natomiast sugerować się czasem pieczenia podanym na etykiecie — 40 min. to aż nadto.