Przygoda z Camposami #1 — Campos de Sueños Blanco

Dawno, dawno temu, przed wiekami i dziś przykryte pod grubą warstwą kurzu, przybyły do nas wina, o których w blogosferze było dość głośno. Mianowicie, portfolio codziennych hiszpańskich win z serii Campos importowane przez Winestory. Wszyscy zdążyli swoje dwa grosze o tych winach napisać, a u nas utknęły na tyłach szafki i jakoś czas nie mógł na nie przyjść. Celem krótkiego wstępu: Camposy to seria win codziennych w pułapie ok. 30zł, których głównym atutem ma być świeżość i dobra relacja cena/jakość, a nie bicie punktowych rekordów.

Dziś otworzyliśmy pierwszą butelkę. Białe Campos de Sueños Rueda Verdejo 2011. To czyste verdejo z Ruedy, bez beczki, z 13.8% alkoholu na liczniku.

W nosie ananas (Tysia dodaje jeszcze kantalupę), trochę cytrusów, i zieloności. Dość świeże, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wyłazi alkohol. W ustach mam z tym winem problem. Z jednej strony zielone, limonkowe, z ananasem, zielonymi nutami i potężną dawką kwasu. Z drugiej strony robi wrażenie przyciężkiego i nieco męczącego, a kwas wydaje się aż nienaturalny (dokwaszone?). Smaczne, ale wpada w kategorię średniaka, co do którego nie jestem przekonany i raczej do niego nie wrócę.

Pochodzenie wina: nadesłane do degustacji przez importera (Winestory, 29zł)