Gwiazda z Langwedocji — Mas de Daumas Gassac Rouge

Moje spotkanie z Gassaciem to wzorcowy wręcz przykład sytuacji najpierw zrobił, potem pomyślał.

Mas de Daumas Gassac to Langwedocki producent z klasyfikacją Vin de Pays de l’Hérault — nie ma to jednak nic wspólnego z jakością win Gassaca, a z faktem, że powstają one z kupaży winogron innych niż dopuszczone w odpowiednich AOC. Wina Mas de Daumas Gassac są bowiem często uważane za Grand Cru Langwedocji. Powszechnie uznane za wina nietrywialne, ciekawe, z ogromnym potencjałem do starzenia i niewątpliwie zasługujące na uwagę. O białych i czerwonych winach Mas de Daumas Gassac można poczytać np. u Wojtka Bońkowskiego tutaj, jak i — również piórem Wojtka — na blogu Wina na Lata. Noty na portalu CellarTracker dla większości roczników również utrzymują się na stałym poziomie oscylującym wokół 90 punktów, lub przebijających tą granicę.

Utrzymując się w klimatach Langwedocji, po degustacji całkiem smacznego i niedrogiego L’Envol de Familongue 2006, sięgnąłem po butelkę Mas de Daumas Gassac Rouge 2008. To wino złożone w 80% z Cabernet Sauvignon, w pozostałej części natomiast z innych gron, w tym Grenache, Syrah, MourvèdreMerlot. Rocznik, jak na wino tego kalibru, młody. Można rzecz, bardzo młody.

Producent zaleca trzy okna picia dla tego wina. Za młodu, dla owocowej świeżości, po co najmniej 5 letnim starzeniu, lub dojrzałe i wysezonowane po kilkunastu latach w piwnicy. Moje otwarcie tej butelki w bieżącym roku wypadło zatem w pierwrzym oknie, a o dojrzałości nie ma jeszcze mowy. Popełniłem tym samym, niestety, zasadniczy błąd — takie wina to nie kategoria otwórz i wypij do kotleta. Ja jednak nie dekantowałem go odpowiednio długo — butelka postała otwarta raptem kilkanaście minut.

Straciłem tym samym, zdaje się, wiele. Szkoda — mam nauczkę na przyszłość, by nie być w gorącej wodzie kąpanym. Wszystko co poniżej trzeba tym samym odczytywać przez pryzmat tego faktu.

Kolor ciemnopurpurowy, intensywny, charakterystyczny dla dominującego Caberneta. Nos bardzo zintegrowany i spójny. Niezwykle trudny do wychwycenia. Alkohol nie dokuczał w najmniejszym stopniu. Czarne i ciemne czerwone owoce z lekkimi nutami skóry i pieprzu. Chciałbym napisać więcej, ale nie umiem — czułem to wino w nosie jako całość, a poszczególne zapachy mieszały się ze sobą w taki sposób, że nie potrafiłem go podzielić. Aromaty niestety były dosyć stłumione. Tutaj chyba straciłem najwięcej zapominając o dekantacji, Gassac najprawdopodobniej otworzyłby się dużo bardziej, gdyby trochę postał.

Zupełnie inaczej natomiast było w smaku. Eksplozja owocu! Żywego, dojrzałego i figlarnego — a jednocześnie ułożonego i kontrolowanego. Żadnej nachalnej słodyczy, żadnego nadmiernego kwachu — żywa kwasowość pięknie zintegrowana z owocem i uzupełniona sprężystymi taninami. Żeby tego było mało, wino długie i niezwykle pełne, pozostawiało swój smak na długo po przełknięciu. Nawet dla mnie, jeszcze laika na gruncie win tego kalibru, oczywiste było, że to nie byle co i, że drzemie w nim duży potencjał na przyszłość.

Nie rozpisując się za nadto — bardzo chciałbym spróbować tego rocznika ponownie, po dłuższej dekantacji. Bardzo chciałbym spróbować tego rocznika za kilka lat. Bardzo chciałbym spróbować kilku różnych roczników, w tym starszych, w pionowej degustacji. No i na sam koniec — bardzo chciałbym spróbować białego Mas de Daumas Gassac Blanc.