Spätburgunder, czyli jak Niemcy interpretują Pinot Noir

Moje spotkania z Pinot Noir są o tyle ciekawe, że chyba jeszcze ani razu pod rząd nie próbowałem interpretacji tego szczepu z tego samego miejsca. Nigdy nie trafiło mi się pić dwóch Burgundów pod rząd, nigdy nie trafiły mi się dwa nowozelandzkie Pinoty, podobnie z Kalifornią. Również i tym razem — po ostatnim spotkaniu z Nową Zelandią tutaj, przyszła pora na skok w bok.

Hensel Spätburgunder 2009 Trocken czyli Pinot Noir po niemiecku. Spät oznacza późno, grona Spätburgunder dojrzewają bowiem u naszych zachodnich sąsiadów później, niż w krajach obdarzonych cieplejszym klimatem. To, jak i również wpływ nowoświatowego winiarstwa na interpretację tego szczepu, wpływa na wyraźnie inny charakter tych win względem Burgundów, czy Pinotów z Nowej Zelandii. Tradycyjnie niemieckie Spätburgundery produkowane były i są, jako wina jaśniejsze, delikatniejsze i o mniejszej kwasowości od swoich braci i sióstr. Coraz częściej spotyka się jednak wina z wyraźnym wpływem Nowego Świata, cięższe, masywniejsze, o głębszym kolorze i słodyczy. Taki też okazał się Hensel Spätburgunder 2009 Trocken, młody osesek z Palatynatu (Pfalz) pochodzący z winnicy Weingut Hensel.

Kolor ceglany, typowy dla tego szczepu, ale wyraźnie ciemniejszy i bardziej skoncentrowany. W nosie głównie aromaty kwiatowe, a obok nich raczej ciemne owoce. Próżno szukać lekkiej truskawki, w jej miejscu pojawiały się natomiast jeżyny, nuty aronii i czereśni. Alkohol ładnie wkomponowany w strukturę i nie rzucający się w nos, całość natomiast owiana wyraźną słodyczą. Podobnie na podniebieniu — tutaj jednak to, co przyjemne w zapachu, było na dłuższą metę nieco męczące. Dość masywne owocowe nuty, rzekłbym nieco ugotowane, i wyraźna kwasowość. Niestety ze zbyt dużym udziałem słodyczy, której ta lekka kwasowość nie potrafiła okiełznać.

Wino fantastycznie sprawdziło się w połączeniu z ostrą pizzą z ostrą papryką, mięsem mielonym i kukurydzą. Pikantne elementy pizzy uzupełniały słodycz, która nie była przez to męcząca. Niestety, drugi kieliszek, już bez pizzy, nie pozostawił po sobie tak dobrych wspomnień. Wino nużące, nieprzekonujące do trzeciego kieliszka (którego, na szczęście, nie było).

Wrzucam do worka przyszło, poszło — nie żałuję, że wypiłem, ale nie żałuję również, że to była jedyna butelka w moim posiadaniu. Czekam na lepsze.