Tag: Winne Wtorki

Chaotyczne winne wtorki o verde, którego nie piliśmy (teraz)

Po kilku długich notkach pora na notkę ekspresową i nieco chaotyczną. Dzisiejsze winne wtorki płyną pod znakiem vinho verde. Co to, z czym to i po co to — napisał Wojtek Bońkowski. Ja powiem tylko, że my verde lubimy i to nawet bardzo. Zarówno jak jest ciepło, czyli zgodnie z pomysłem Piotra z Białe Nad Czerwonym, jak i w chłodne dni, by zaklinać dobrą pogodę. Sięgamy po verde dla ciętej jak brzytwa kwasowości, lekkiej perlistości i skojarzeń z morskim klimatem. Fantastycznie orzeźwia, jest lekkie… chyba, że nie jest.

Verde różne bywają i jak się okazuje, czasem bywają takie, jakich nie lubimy. Tak się stało z Ines Negra z w miarę świeżej oferty Biedronki. Było tanie, i na tym trzeba skończyć. Lekkie aż nazbyt, bo skrajnie wodniste, a do kompletu wyraźnie półwytrawne — nie wiem, czy skrzywienie Tysi było większe, czy moje własne. Przykryjmy je zatem zasłoną milczenia. W zamian Quinta de Lourosa Blue Ocean z importu Atlantiki, verde z czystego Loureiro pełne tego, co dla nas najlepsze.

Czytaj więcej

Winne Wtorki po brazylijsku, czyli jak stare jest za stare

Z naszej inicjatywy wczorajsze Winne Wtorki (czyżby środa na Winnych Przygodach naprawdę stała się już niepisaną tradycją?) sponsoruje Brazylia w dowolnym kształcie, odmianie i kolorze. Wyniknęło to z dużego sentymentu Tysi do pewnego brazylijskiego wina (które dziś nie jest przedmiotem notki, ale będzie niebawem), który z kolei był skutecznym motywatorem do małych brazylijskich zakupów.

Dzisiejszą notkę sponsoruje pytanie jak stare jest za stare, a także nawet w sklepie specjalistycznym czasem kupuje się kota w worku. Na tapecie wylądowało Salton Volpi Sauvignon Blanc 2009. Rocznik ukryty malutkim drukiem, nawet go nie zauważyliśmy po otworzeniu paczki. Tej informacji jako pierwszej poszukaliśmy jednak po nalaniu wina do kieliszków.

Czytaj więcej

Winne Wtorki — Van Volxem Riesling 2011

Dzisiejsze Winne Wtorki (we wtorek, a to psikus!) stoją pod znakiem Mozeli, za sprawą Kuby (Czerwone czy Białe). Rieslingi kocham w każdej postaci — od tych tnących jak żyletka, po te aż gęste od cukru resztkowego i masy. Kocham je niezależnie od nastroju, czy pory roku. Trudno nie ucieszyć się z tej malutkiej wyprawy do naszych zachodnich sąsiadów, do prawdziwego królestwa jeśli o rieslinga chodzi.

Van Volxem Saar Riesling 2011 nie zawiódł, a wręcz przeciwnie. Zachwycił — a naprawdę miał czym. Dojrzała owocowość z wyraźnymi nutami cytrusów (trawy cytrynowej?), zielonego jabłka i brzoskwini przykryta była aromatami miodu, czarnego pieprzu i delikatnej, acz obecnej, nafty. Na dokładkę gdzieniegdzie przewijał się zapach… świeżego kalafiora (!?). Zaskakujący, ale cholernie przyjemny osadzony w kontekście. W ustach fantastyczna kwasowość z wyraźnym cukrem, ale pięknie zrównoważonym i utrzymanym w ryzach. Świetnie ułożone, smaczne i, mimo wyraźnej masy, bardzo świeże. Finisz długi, wyrazisty, z delikatną pieprzową goryczką. Ani pierwszy, ani drugi, ani nawet trzeci kieliszek nie sprawiał, by mieć Van Volxema dosyć. Jedno z najlepszych win jakie degustowaliśmy w ostatnim czasie, a już na pewno najlepszy riesling, mimo swego młodego wieku. Na pewno z czasem będzie zyskiwał — warto wrzucić parę butelek do piwniczki!

Mozela u innych Wtorkowiczów:

Źródło wina: zakup własny autora (Mielżyński, 64zł)

Winne Wtorki — argentyńska ptica

W dniu dzisiejszym (i znowu nie jest to wtorek, sic!) pijemy zwierzyniec, za sprawą Winettoo, który na zeszłotygodniowe winne wtorki zapronował temat Zwierzyniec – pokaż kotku, co masz w środku! Za tematem stoi często wałkowane przekonanie, że zwierzak na etykiecie to dobry chwyt marketingowy by sprzedać wino, a tym samym, spore ryzyko, że pod etykietą nie kryje się nic naprawdę godnego uwagi. Z tematem rozprawiał się już Jongluer, a także Kuba z z Kontretykiety. Takie przykłady jak Château Citran i ich paw zerkający z etykiety nikogo nie dziwią. Co fajnego ze zwierzem na etykiecie można znaleźć na sklepowych półkach? Zobaczmy!

My degustujemy z poślizgiem. Wino zdobyliśmy na czas, a nawet z dużym wyprzedzeniem, ale plany pokrzyżowały nam okoliczności nieprzewidziane. Mówiąc krótko — wspólnie nie mieliśmy okazji w ostatnim czasie, żeby się z winem rozprawić. Na domiar złego ja jestem srogo przeziębiony, co dyskwalifikuje mnie z roli degustatora. Na szczęście z pomocą przyszła Tysia, która w dzisiejszej notce odpowiedzialna jest w pełni za walory smakowo-zapachowe.

Winne Wtorki — Merlot z Izraela

U nas — to chyba niedługo stanie się naszą świecką tradycją — winne wtorki znów w środę. Za przewodem Andrzeja z bloga Pora Na Wino tym razem piliśmy wina z Izraela. Kraju, który zbyt mocno u nas nie jest kojarzony z winiarstwem, nie jest też zbyt mocno reprezentowany na sklepowych półkach.

W pierwszej myśli chcieliśmy sięgnąć po butelkę jednego z win od Yardena, które dostępne są w Łodzi zarówno detalicznie, jak i w restauracjach. Trochę z gapiostwa, trochę z wygody, a trochę też z ciekawości poszliśmy inną drogą. Do karafki (jak się potem okazało, był to świetny pomysł) trafił Vivo Merlot 2007 z winnicy Chillag z Górnej Galilei.