Tag: Francja

Opadnięta kruszonka

Podobno sukcesy osiągnięte przypadkiem powtarza się najtrudniej. Do dziś pamiętam, jak pewnego dnia w domu rodzinnym roztaczał się wspaniały aromat pieczonego ciasta, mama wyjęła z pieca placka drożdżowego z kruszonką i ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że kruszonka opadła na dno ciasta, zamiast pozostać na górze. Jednym z pierwszych, jak nawet nie pierwszym, okrzyków mamy było: „Zakalec!”. Wyraźnie nie była zadowolona z efektu. Ja natomiast — wprost przeciwnie. Nie zapomnę smaku wilgotnego spodu drożdżowca o chrupkości i słodyczy kruszonki, który mlaskał i rozpływał się w ustach. Odrobina domowych powideł śliwkowych na wierzch i przysłowiowe niebo w gębie stawało się faktem. Sęk w tym, że sukces okazał się niepowtarzalny. Każda kolejna kruszonka uparcie zostawała na wierzchu i nie chciała opaść, a mnie nie dane już było spróbować smaku, który tak utkwił mi w głowie.

Dokładnie taki jak wspominkowe ciasto jest Deneufbourg Marselan Cotes Catalanes 2010. Czysty jednoszczepowy marselan z Rousillon z portfolio łódzkiej Reservy. Kojarzy mi się z ciastem drożdżowym z opadniętą kruszonką i śliwkowymi powidłami, z domem i podwieczorkiem. Soczysty, intensywny i świeży owoc bez krzty zmęczenia i ugotowania, wsparty fajnym ciałem, miękkimi taninami i sporą kwasowością. Śliwka, poziomka, czerwona porzeczka, a nad wszystkim w nos wierci delikatna nutka końskiego łajna, która bardzo mi się w tym zestawie podoba i dodaje charakteru. Długie, okrągłe, ale lekkie i nienachalne. Wino, do którego chętnie będę wracać i bardzo chcę spróbować z jedzeniem — choć na pewno nie odmówię kieliszka, ba!, butelki, solo. W jego przypadku sukces nie był przypadkiem — kolejne butelki są tak samo dobre!


Pochodzenie wina: zakup własny autora (43zł, Klub Wino)

Zmasowany atak Bordeaux w Lidlu z wisienką na torcie

Na ostatniej, październikowej, degustacji Lidla, którą szczegółowo opisała Ewa WieleżyńskaWojtek Bońkowski, nie mieliśmy okazji się pojawić. Podobnie jak w wielu innych przypadkach, wyrwanie się w środku z tygodnia okazało się przeszkodą nie do pokonania. Tym razem jednak się udało i dziś w restauracji Tamka 43 w Warszawie mieliśmy przyjemność spróbować nowej francuskiej oferty Lidla, która — zgodnie z zapowiedziami — dziś pojawi się na półkach.

Podobnie jak ostatnio, Lidl utrzymał branżową formę degustacji. Bez fajerwerków i niebieskich świateł (alleluja!), bez celebrytów i udziwnień. W zamian wino z karafek i Michał Jancik do dyspozycji degustujących. Forma degustacji bardzo mi się podobała. Było cicho, spokojnie, bez tłumów rozpychających się łokciami i przedstawienia dla bliżej nieokreślonej grupy docelowej. Można było w spokoju pastwić się nad butelkami, a o to przecież w tym chodzi. Żeby nie było tak różowo — wina generalnie były za ciepłe. O ile białe w toku degustacji od leżenia w kubełkach z lodem nabrały akceptowalnej temperatury (na początku były również zdecydowanie zbyt ciepłe), tak czerwonym ten los nie był dany. Wydaje mi się, że w wielu przypadkach nieco inna temperatura podania bardzo by pomogła.

Czytaj więcej

Październikowy misz-masz

Październik, podobnie jak ostatnie parę miesięcy, minął pod znakiem licznych butelek degustowanych w domowym lub biurowym zaciszu. Bardziej dla odpoczynku i własnej przyjemności, niż edukacyjnie. Mało notowaliśmy, trudno więc i o próbowanych winach poematy pisać. Było kilka degustacji, które czekają w kolejce do opisania — a jest co opisywać! Tutaj jednak mniej formalnie i nie przy linijce. Kilka butelek, które wywołały uśmiech na naszych twarzach i dały nam sporo przyjemności, dając się tym samym zapamiętać bardziej od innych.

Czytaj więcej

Na różowo, ale na poważnie

Do win różowych nie mamy wyjątkowo serca. Ani ja, ani Tysia, ani po prawdzie Krzysiek też nie. Zawsze w różach coś nam nie pasuje. Ja niemal w każdym doszukuję się nieco przesłodzonej landrynki. Nawet, gdy inni jej nie czują, mnie zawadza w nosie i zniechęca do eksperymentów. Ten sam scenariusz powtórzył się u nas jakiś czas temu przy okazji różowego Aloque z Viña Ijalba — różu, który wśród naszych przyjaciół zebrał bardzo pochlebne opinie, a nam niebardzo przypasował. Skąd inąd, Viña Ijalba zachwyciło nas innymi winami na niedawnej degustacji, o czym mamy nadzieję jakoś niebawem napisać. Ale wracając.

Scenariusz praktycznie zawsze zawodził tylko w jednym przypadku, a mianowicie różowych bąbelków. Ten kolor w przypadku szampana, cavy, czy dowolnego innego bąbla, prawie zawsze kojarzy nam się bardzo pozytywnie. W końcu trafiliśmy i w wino spokojne, które zasłużyło na trochę naszego zachwytu. Różowe Regis Boucabeille z Rousillon od Domaine Boucabeille. W tym roczniku to 30% syrah, 70% grenache.

Rodan do steka — runda druga

O winach z Doliny Rodanu do steka już pisaliśmy tutaj, ale to połączenie dobrze uderza w moje i Tysi podniebienie, tak więc próbowaliśmy raz jeszcze i piszemy raz jeszcze.

Na talerze tym razem trafiły steki t-bone autorstwa Tysi, które aż prosiły się na dobrą butelkę. Importowane przez łódzki Vinobar Domaine Roc Folassiere Côtes du Rhône Villages 2005 ze spółdzielni Vignobles du Soleil podołało temu zadaniu z niezłomną pewnością siebie. Tytułowy Rodan to kupaż 60% grenache i 40% syrah. W nosie czerwona i czarna porzeczka, wiśnia, skóra, tytoń, czarny pieprz, aronia. W ustach dobrze zbudowane i mocno taniczne, a dzięki dużej zawartości grenache pełne — obok nut ziołowo-pieprznych — żywego, czerwonego owocu. Długie i pełne, bez problemu poradziło sobie ze stekiem, wybornie go komplementując. Może nie posunę się na tyle daleko, by nazwać to połączeniem idealnym, ale bardzo udanym — na pewno.

Pochodzenie wina: zakup własny autora (Vinobar, 46.50zł)