Kategoria: Winne Wtorki

Winne Wtorki #24 — byczo, niebyczo

Winne wtorki, odc. 24, upłynęły nam pod znakiem hiszpańskiego wina z apelacji D.O. Toro. Na szczęście tym razem zdobycie butelki nie było problemem — wybór win z tej apelacji jest całkiem zróżnicowany. Spodziewaliśmy się, że może nie być łatwo, tym czasem w sklepie na Toro przeznaczona była pokaźna półeczka z ofertą od 25 do ponad 800zł. Naszym łupem padło wino Marques de Penamonte Toro Reserva 2003, zakupione w Pinot Wine & Spirits
za kwotę 63 zł.

Czytaj więcej

Winne Wtorki #22 — Miało być pięknie, a wyszło tak jak zwykle

Tematem 22 instancji winnych wtorków została Rioja zaproponowana przez Agatę i Wojtka z bloga winniczek.eu. W moim wykonaniu Rioja zdobyta na szybko, niemal na ostatnią chwilę, w łódzkiej Almie. Ku mojemu ogromnemu niezadowoleniu, wybrana spośród raptem trzech propozycji, z czego dwie nie dobijały do 30zł i wyglądały — zwłaszcza jak na Rioję — niezbyt zachęcająco.

Czytaj więcej

Winne Wtorki #21 — Chianti z serca Italii

Tytuł posta tym razem nie jest przypadkowy. Gdy przeczytaliśmy na naszej winnowtorkowej liście dyskusyjnej, że kolejnym etapem wtorkowej przygody dla naszych podniebień będzie włoskie Chianti, mieliśmy już koncepcję co kupić. Koncepcja jednak upadła parę minut później, gdyż Michał — nasz kumpel z biura — wpadł z impetem do pracy, wracając ze swoich włoskich wojaży, trzymając w ręku souvenir. Souvenir, którym trafił w moment wręcz wybornie, było to bowiem Chianti.

Tym samym na nasze podniebienia polało się Poggio de Genesi Chianti Riserva 2003, winifikowane z owoców pochodzących z rejonu Chianti Classico. Wino w kraju pochodzenia kosztowało niecałe 11EUR. Tradycyjnie nasze uwagi prezentujemy oddzielnie.

Czytaj więcej

Winne Wtorki #19 — Asti na słodko

Pierwsze winnowtorkowe wino w nowym roku stoi pod znakiem bąbelków. Taki wybór padł za sprawą Gabriela z dotrzechdych.pl, co mnie osobiście bardzo się spodobało. Połączywszy to z wiadomą okazją do świętowania, bąbelki stanęły u mnie niewiele po północy, lecz nie bez przygód.

Wybór, a dokładniej brak wyboru, bo za późno się obudziłem, padł na słodkiego włoskiego muskata. Głównie z chęcią dopasowania się do pozostałych pijących. Okazja to taka, że przyjemność z bąbelków powinna być, a to, że ja w towarzystwie bym najchętniej się mocno mineralnego francuza napił to nie znaczy, że inni też.

Wyboru o tyle ryzykownego, że importowanego przez TiM, a o ichniejszych winach już swego czasu w ramach winnych wtorków pewną dyskusję mieliśmy. Niemniej, pacjentem na stole stała się Sant’Orsola Asti NV.

Czytaj więcej

Winne Wtorki #16 – MAŁo brakowało a MALbeca by nie było

Tematem tegotygodniowych, Mikołajkowych, Winnych Wtorków był Malbec — dowolnego rodowodu. U nas dwa rasowe, żadnych kundelków. Dla odmiany, nie z Argentyny, najpopularniejszej stolicy Malbeców, a z Chile.

Na pierwszy ogień poszła butelka Agustinos Gran Reserva Malbec 2004 z Bio-Bio Valley, starzona przez 18 miesięcy w nowych beczkach z francuskiego dębu. Wielokrotnie recenzowana z użyciem takich zwrotów jak choćby perła z Chile.

Mati: Wino niezwykle ciekawe, z bardzo bogatym nosem, który zmieniał się z minuty na minutę w kieliszku odkrywając coraz to nowe rzeczy. Czarna porzeczka, aronia, śliwka, odrobina czekolady, z czasem coraz bardziej wyłaniające się nuty kwiatowe i goździki. Trochę uderzał mnie wyczuwalny alkohol, wolę jednak mniej intensywne wina, ale nos — muszę przyznać — bardzo przyjemny. W smaku leżało mi trochę mniej, głównie ze względu na potężną ekstrakcję. Agustinos miało cechy gęstych powideł do krojenia nożem, a ja coraz bardziej skłaniam się ku bardziej subtelnym winom. Niemniej, taniny były bardzo miło kontrowane kwasowością, dość silną, warto wspomnieć. Owoce bardzo silnie obecne, choć zamiast czarnej porzeczki uderzyła mnie raczej… czerwona. Oddychając w kieliszku Malbec zyskiwał, a wrażenia pozostawił po sobie bardzo pozytywne. Zwłaszcza za cenę niecałych 60zł, za które został nabyty w Winnicach Świata.

Krzysiek: Tym razem piłem tylko jedno winnowtorkowe wino, ale wcale nie jest mi z tego powodu smutno. Agustinos okazał się winem nietypowym, ale bardzo smacznym. Z jednej strony wybijająca się słodycz, z drugiej – potężne uderzenie owoców i dębu. W przeciwieństwie do Matiego alkohol nie był dla mnie tak bardzo wyczuwalny. Koniec końców, jedyne, czego mi w naszej degustacji brakowało, to soczystego kawałka wołowiny – wtedy byłbym w raju.

Na drugi ogień poszedł Malbec, którego miałem w domu — tym samym Krzysiek nie miał okazji go skosztować, ale ponieważ pasuje tematycznie do wpisu, to i o nim napomknę. Mowa o Caliterra Malbec Tribute 2008 z Colchagua Valley. W nosie klasyczne aromaty — porzeczka, wiśnia, aronia. Niestety, niewiele więcej. Bardzo ciasny, mniej słodki, po dekantacji niewiele lepiej. Długotrwałe merdanie kieliszkiem i pastwienie się nad nim nic nie zmieniało. W smaku silnie kwasowe, mało taniczne. Wyraźnie niezrównoważone, a do tego krótkie i mało ciekawe. Płasko i bez wyrazu. Zważywszy, że butelka kosztowała tyle samo co Agustinos, tamten wydaje się zdecydowanie lepszym wyborem.