Białe przed czerwonym
Po ostatnim wpisie dotyczącym Chardonnay, Czako w jednym z komentarzy napomknął o Rieslingach. Na ten szczep również przyszła pora – po prawdzie, zupełnie przypadkiem.
Ostatnio piliśmy głównie wina czerwone, co nie znaczy, że na półeczce nie pojawiały się butelki z jasnym trunkiem. Pewnego dnia, gdy dotarły do mnie z kuchni zapachy kurczaka duszonego w karmelu, sałaty w oliwie z odrobiną czosnku i ryżu, pod wpływem impulsu zdecydowałem o wyjęciu jednej z białych butelek. Mając do wyboru Sauvignon Blanc, Chablis oraz własnie Rieslinga, padło na tego ostatniego. Pod młotek… znaczy, na stół… poszła butelka Domaine Riefle 2007 z Alzacji.
Butelka zrobiła na mnie, a w zasadzie na nas, duże wrażenie. Był to Riesling zdecydowanie wytrawny – dużo bliższy Kabinett, niż Spatlese. Dominował zapach zielonego jabłka. Po wetknięciu nosa w kieliszek przed oczyma natychmiast stawał mi koszyk gigantycznych, zielonych, twardych i przepysznych jabłek. Jak się okazuje, co w nosie to i na podniebieniu – smak z owymi jabłkami kojarzył mi się równie mocno. Wino było bardzo silnie kwasowe, w przyjemny, orzeźwiający sposób. Nuty jabłek dominowały, przenikając się z lekkimi akcentami gruszki i rzeźkiej, cierpkiej mineralności. Całość rozwijała się aż do bardzo przyjemnego, bardzo delikatnie słodkawego – znów w podobie do zielonych jabłek – finiszu. Ponadto wino świetnie współgrało z potrawą, co jeszcze poprawiło moje doznania.
W ocenie na cork’d oceniłem Domaine Riefle 2007 na 89 punktów. Nadal zastanawiam się, czy słusznie dałem mniej niż 90 – wino zrobiło na mnie naprawdę świetne wrażenie. Wolałem się jednak wstrzymać z naprawdę wysokimi notami do czasu poznania innych przedstawicieli tego szczepu. Pozytywne wrażenia potęguje jeszcze wyjątkowo atrakcyjna cena tego wina – za butelkę w Winnicach Świata zapłaciłem 53zł. Czako, masz rację – Rieslingi górą! 🙂
Dzień postanowiliśmy zakończyć odrobiną czerwieni. Otworzyliśmy jedno z win zakupionych ostatnimi czasy w Wein-Bastion. Było to Chateau Puech-Haut Tete de Belier 2005 z Langewdocji. Wino jest mieszanką Syrah, Grenache i Mourvedre (w proporcjach 70/15/10, reszta uzupełniona innymi gronami). W Wein-Bastion kosztowało niecałe 85zł – kupiłem je zupełnie przypadkiem, chcąc spróbować czegoś z Langwedocji – cena była atrakcyjna, nawet za bardzo nie szukałem opisów i not przed zakupem. Być może gdybym poszukał, to kupiłbym więcej butelek, bo…
… no właśnie, bo. Pierwsze noty, które znalazłem, to odcinek Wine Library TV, w którym Gary Vaynerchuck nazwał to wino epickim. Było poddane próbie jako wino pochodzące z jednej z bardziej cenionych winnic w Langwedocji, będące świetnym przykładem na to, że i ten rejon Francji może poszczycić się winami poważnymi, dostojnymi, z potencjałem do wieloletniego starzenia – innymi słowy, niczym banalnym. Prawdę mówiąc, miałem spory ubaw z Garego w tym odcinku – obejrzałem grubo ponad sto sztuk Wine Library TV i jeszcze nigdy nie widziałem Garego machającego łapkami we wszystkie strony mówiącego o jakimkolwiek winie, że było epickie.
No ale do rzeczy – w końcu chodzi o to, co ja myślę, a nie o to, co myśli Gary. Wino było absolutnie fenomenalne! Ciemnorubinowe w barwie, w nosie ogrom ciemnych owoców, wiśni, jagód, aronii. Cynamon, odrobina skóry i cygar, w tle również odrobina gumy. Uzależniające – po dobrych kilku minutach zorientowałem się, że cały czas wącham zamiast pić. W smaku równie porywające. Bardzo pełne i silne. Choć nie było formalnie oleiste i gęste, robiło wrażenie gęstości, każda cząsteczka wina niosła za sobą smak. Choć nie był to wyjątkowo określony smak – Puech-Haut nie dominowało ani owocem, ani nutami ziemi. Wszystkie nuty wcześniej obecne w nosie, plus delikatne nuty korzenne, współgrały ze sobą jak w tańcu. Gdyby to był kamień szlachetny, a nie wino, napisałbym, że Puech-Haut mieniło się tymi smakami – choć to określenie w stosunku do trunku brzmi idiotycznie. Było niezmienie zrównoważone, z delikatnymi taninami i stosunkowo niską kwasowością. Sprawiało natomiast wrażenie solidności, pełnego „kręgosłupa”, na którym wino opierało się teraz i opierać by się mogło przez wiele lat wprzód.
Po prostu, bez chwili zastanowienia, rewelacja. Mama szybko stwierdziła, że było to najlepsze wino, jakie kiedykolwiek przyniosłem do domu. Choć wydaje mi się, że Chateau Soutard było równie fascynujące, również uważam, że to była absolutnie fenomenalna butelka. Zwłaszcza zważywszy na cenę – w przypadku Soutard zapłaciłem dwa razy więcej za dwa razy mniej (była to w końcu 0.375). Gary ocenił Puech-Haut na 94 punkty – ja ocenię na 93 (głównie dlatego, żeby nie pobić Soutarda ;-)) – i bardzo, bardzo polecam. Choć nigdy nie miałem w planach kupowania tej samej butelki wielokrotnie, by próbować jak najwięcej win różnych, do tego wina wrócę przy najbliższych zakupach w Wein-Bastion, pewnie nawet w większym wymiarze, niż jedna butelka.