Białe Bordeaux ze zwierzątkiem na etykiecie
Dzisiaj Winne Wtorki, na które temat zaproponował Mariusz Boguszewski z bloga Pisane Winem, a brzmi on: białe, wytrawne Bordeaux. O ile na hasło Bordeaux każdy strzyże uszami i natychmiast myśli o czerwonych winach z nad Żyrondy, to białe Bordeaux, nie licząc słodkich, sławnych Sauternes czy Barsac, są winami o których się za bardzo ani nie mówi, ani nie pisze.
Nie wpisują się w winiarskie trendy i żyją własnym, spokojnym życiem. Z reguły ani nie buchają wybujałem owocem, ani nie uderzają beczką. Nie są ani bardzo orzeźwiające, ani bardzo lekkie. Tymczasem warto pamiętać, że jeszcze przed II Wojną Światową w Bordeaux produkowano więcej wina białego niż czerwonego, a nawet jeśli nie było wtedy wybitnej jakości, Graves było dobrze znane, a przez Anglików szczególnie ulubione. Sauvignon Blanc, biały szczep winorośli tak dziś popularny m.in. za sprawą wybujałych win z Nowej Zelandii, ale i win z niemal każdego zakątka świata, ma rodowód dłuższy Cabernet Sauvignon i wywodzi właśnie z Bordeaux. To dziś, obok Sémillon, najważniejszy biały szczep uprawiany w Bordeaux.
Białe bordoskie wina można w uproszczeniu podzielić na dwie skrajności. Lekkie, świeże, zdominowane przez Sauvignon Blanc, typowe dla apelacji Entre-Deux-Mers i mało precyzyjnego Bordeaux na jednym krańcu, na drugim zaś często dojrzewające w beczkach, zrobione z większym udziałem Sémillon, zdolne do długiego leżakowania i znacznie poważniejsze wina z Graves i Pessac-Léognan. Tym samym białe Bordeaux może znaczyć kompletnie różne rzeczy, w zależności od tego, gdzie trafimy rzutką w mapę. Mariusz nie ograniczył nam wyboru wina na dzisiejsze Winne Wtorki, ale, jak sam napisał na swoim blogu:
po cichu liczyłem na mały przegląd bordoskich SB, ponieważ do tej pory najczęściej piłem sauvignon blanc z Nowej Zelandii lub innych krajów należących do winnego Nowego Świata.
Mieliśmy tym razem nie wziąć udziału we wspólnym poszukiwaniu białego Bordeaux, ale traf chciał, że niespodziewanie wylądowaliśmy w Makro — czemu więc nie zajrzeć na dział z winami? Naszą uwagę, obok chyba najpopularniejszej dużej bordoskiej marki, Mouton Cadet, przykuła butelka ze zwierzątkiem na etykiecie. Ta popularna teza, że zwierzak na etykiecie pomaga sprzedać wino, była już zresztą tematem Winnych Wtorków jakiś czas temu.
Jak się okazało, ilustrowany kolorowym ogonem pół węgorza i pół pstrąga Salmon & Trout Bordeaux Blanc 2013 to wino od bodaj największego i jednocześnie najstarszego hurtownika w Bordeaux, Barton & Guestier. Dla mnie to zabawny powrót do korzeni, bo czerwone Bordeaux od tego samego hurtownika było moim pierwszym świadomie kupionym winem. Etykieta, choć pewnie faktycznie dobrze wpływa na sprzedaż i przykuwa wzrok, jest charakterystyczna dla serii win The Pairing Collection, które mają w zamyśle pasować do konkretnych potraw — w tym przypadku do ryb. Na kontretykiecie producent pokusił się nawet o przepis!
Ta mieszanka 80% Sauvignon Blanc i 20% Sémillon oznaczona jest na butelce po prostu jako Bordeaux. O użyciu beczki ani słowa, ani na butelce, ani w internecie. Duży hurtownik, marketowa cena i rocznik 2013, jeśli to w założeniu miało być świeże wina do szybkiego wypicia, do końca optymizmem nie napawa, na dwoje więc babka wróżyła. A jak jest w kieliszku? Okazuje się, że całkiem nieźle.
Beczka jednak była, ale w umiarze. Bardziej zaokrągla, niż jest nachalna. Nos lekko grejpfrutowy, z nutami trawy cytrynowej i lekkiego agrestu, ale daleko mu w intensywności tych aromatów do nowoświatowych interpretacji tego szczepu. Bardziej w tle majaczy niedojrzały ananas i lekka nutka wosku. W smaku dużo cytrynowo limonkowego kwasu i w ogóle dużo cytrusów, ale paradoksalnie nie wydaje się świeże. Jest dość jednowymiarowe i krótkie, owoc jest prawie kompletnie zgaszony, a całość jest cokolwiek wodnista. Choć nie ma się co spodziewać po lekkim Bordeaux wielkich emocji, te wina potrafią mieć dużo swoistego wdzięku, którego tutaj zdecydowanie brakło.
Pochodzenie wina: zakup własny autora (Makro, 21.99zł)