Nisza nisz — Strohmeier Rosé Schilchersekt 2013
Austriackie wina kojarzą się przede wszystkim z Grünerem Veltlinerem i Rieslingiem, mistrzowsko odmienianymi przez wszystkie możliwe przypadki przez winiarzy z Kamptal, Kremstal, czy Wachau. Co bardziej wnikliwy winoman myśląc o Austrii pomyśli jeszcze o leżącej blisko granicy ze Słowenią Styrii, która choć odpowiada za ledwo 10% produkcji wina w Austrii, jest matecznikiem światowej klasy win z Sauvignon Blanc. Na tym jednak nie koniec.
Gdy w temat Styrii wniknąć bardziej, okaże się, że to wcale nie jeden region, a trzy — Styria Południowa, znana właśnie z tych win, Styria Południowo-Wschodnia i Styria Zachodnia. Ta ostatnia od wieków jest domem dla lokalnej, uprawianej w Austrii już w czasach celtyckich, odmiany winorośli zwanej Blauer Wildbacher.
Szczep ten uprawia się niemal wyłącznie w Styrii (grona z nielicznych nasadzeń w Veneto lądują tylko w kupażach), a jego najlepszą wizytówką jest Schilcher, tnące kwasowością jak świeżo ostrzona brzytwa lekkie rosé. W Schilcherach kwasowość sięgająca kilkunastu gram kwasu na litr nikogo nie dziwi. Są to wina, wobec których trudno przejść obojętnie: można je pokochać, lub znienawidzić. My kochamy wysoką kwasowość, więc od razu pokochaliśmy też Schilchera. Gdy po raz pierwszy mieliśmy okazję go spróbować, ostrzeżenie „zapnijcie pasy, będzie kwaśno” wzięliśmy za czcze przechwałki. Pomyliliśmy się bardzo, ale obok świdrującej kwasowości w kieliszku było tyle soczystego owocu, że nie sposób było się nie uśmiechnąć. Z każdym łykiem, gdy przyzwyczailiśmy się do kwasu, było tylko ciekawiej.
Gdy w katalogu wrocławskiego importera Winotake specjalizującego się w wyszukiwaniu perełek wśród win naturalnych (o fantastycznych słowackich winach Strekov1075 i mozelskich Rieslingach Clemensa Buscha już pisaliśmy) upatrzyliśmy musujące Schilchersekt Rosé 2013 spod ręki Franza Strohmeiera, mojego błysku w oku nie dało się ukryć. Nie dość, że Schilcher, nie dość, że z bąbelkami, to jeszcze od istnego wariata na punkcie naturalnej uprawy — bo jak inaczej nazwać faceta, który spryskuje winorośl serwatką w roli środka grzybobójczego?
Franz Strohmeier robi Schilchery od prawie 30 lat. W 1998 wraz z żoną Christine założyli własną winnicę, w której również mieszkają i chętnie przyjmują gości. Ich uprawa to niemal mikroskala, raptem 10 hektarów, na których nieinterwencjonizm posunięty jest do granic możliwości. Trawa między winoroślami koszona jest dwa razy do roku, użycie maszyn ograniczone do minimum celem ochrony gleby, a rośliny i kwiaty pośród krzewów są tak samo pełnoprawnymi mieszkańcami tej ziemi jak i winorośle. W porównaniu z obrazkami z klasycznie uprawianych winnic u Strohmeiera wygląda niemal jak w buszu. Sam Franz to wizjoner, członek grupy winiarzy naturalistów Schmecke das Leben, której nazwę można przetłumaczyć jako „zasmakuj życia”. Jego motto „niech wszystko rozwija się samodzielnie” widać nie tylko w jego uprawie, ale też w jego metodach winifikacji.
Schilcher Rosé Schilchersekt 2013 fermentuje w 80% w kadziach ze stali nierdzewnej, a w 20% w dużych, starych beczkach. W fermentacji biorą udział jedynie rdzenne drożdże, a temperatura procesu nie jest kontrolowana. Po 8 miesiącach dojrzewania w stalowych kadziach wino trafia na rok do butelek, w których refermentuje. Franz nie dodaje ani siarki, ani cukru (dosage).
A wino? Bursztynowy kolor kojarzy się z miodem pitnym, choć to bez wątpienia rosé, co zdradza już pierwszy niuch. Dużo miodu lipowego, a pod spodem poziomki, maliny, suszone pomarańcze i suszone morele, wyraźne nuty utlenienia. W ustach zaskakująco dużo słodyczy, suszonych owoców i granatu, ale też orzechów włoskich i obitych jabłek. Kwasowość spora, ale obleczona w słodycz jest miękka i krągła, w ogóle nie przypominając tych najostrzejszych Schilcherów. Całość jest dość przygaszona, ma w sobie też coś z belgijskich lambików. Zdecydowanie bardziej pasuje jako intelektualne wino na wieczór, niż rześki róż na taras.
Ciekaw jestem, jak opowiadałby o nim Franz?
Pochodzenie wina: zakup własny autora (Winotake, 79zł)