Wine Me — Spotify, Netflix… wino?
Czasy mleczarzy, którzy dbali o to, by nikomu nie zabrakło w domu mleka już pewnie nie wrócą. Zostaje nam oglądanie z sentymentem początkowych scen „Nie lubię poniedziałku”. Ostatnio złapałem się na tym, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz odebrałem domofon z propozycją skitrania do piwnicy kilku worków ziemniaków na zimę, a co całkiem niedawno było na porządku dziennym. A co, gdyby zamiast butelki mleka na wycieraczce znajdować wino?
Abonamenty miesięczne, które stały się dla nas codziennością w świecie cyfrowym (Spotify, Netflix… pewnie nie byłbym w stanie wymienić z głowy wszystkich swoich subskrypcji), w świecie namacalnych towarów nie są w Polsce jeszcze tak popularne. Subskrypcje wina, czy mocnych alkoholi, tak popularne w Stanach czy w Wielkiej Brytanii (Wam też reklamy Flaviar niemal wychodzą z lodówki?), w Polsce nigdy się jakoś wybitnie nie zakorzeniły, mimo kilku różnych prób na przestrzeni ostatnich lat. Wine Me podniosło rękawicę, by to zmienić. Warto wspomnieć, że w podobnym czasie temat subskrypcji podjęła też ekipa z Krakowa, Winerua. Czyżbyśmy mieli na horyzoncie rozkwit takich propozycji?
Wine Me to nie tylko zestawy
Za projekt Wine Me odpowiedzialni są Agata Krawiec-Rokita i Mateusz Rokita, którzy zakładając Wine Me nie ograniczyli się tylko do oferty wysyłkowej, ale stworzyli również sklep i wine bar na warszawskim Muranowie z imponującą i wartą uwagi selekcją win i alkoholi mocnych od ponad 30 ciekawych importerów. Szybki rzut okiem na półki sugeruje, że zaplecze do przygotowania ciekawych zestawów wysyłkowych jest co najmniej wystarczające.
Pomysł jest banalnie prosty. Za stałą miesięczną opłatę (w chwili pisania tekstu 119zł) Wine Me raz w miesiącu zaopatrzy Was w dwie butelki wina. Opcja idealna dla leniuchów, osób bez sklepu z fajnym winem w zasięgu wzroku, a także dla ciekawskich, którzy lubią być zaskakiwani i poznawać nowe smaki.
Jak mówią właściciele:
Chcieliśmy podejść bardziej od strony klientów dopiero poznających świat wina oraz ludzi, którzy chcą w prosty sposób mieć dostęp do dobrych jakościowo i różnorodnych win, a przy okazji czegoś się nauczyć niekoniecznie będąc od początku mocno w temacie. Jesteśmy nastawieni na długoterminowe wyzwanie przekonywania Polaków do naszego produktu. Wiemy, że rynek się mocno rozwija, ale, że zajmie to trochę czasu zanim uda nam się przekonać klientów do naszego rozwiązania.
Każdego miesiąca wybrać można spośród trzech zestawów: „gładkie i owocowe czerwone”, „rześkie i charakterne czerwone”, „orzeźwiające białe i rosé”. Dowolne dwa zestawy można też ze sobą zmiksować i otrzymać po jednej butelce z każdego z nich. My zdecydowaliśmy się na czerwienie rześkie i charakterne. Za selekcję zestawu, który przetestowaliśmy, odpowiadała Monika Bielka-Vescovi, ale w kolejnych miesiącach autorskie selekcje będą prezentować również inni sommelierzy i eksperci.
Przyjechał kurier — i co przywiózł?
Kurier błyskawicznie dostarczył gruby i świetnie zabezpieczony karton opatrzony logo Wine Me.
W środku znaleźliśmy dwie, zawinięte w papier, butelki oraz dwie drukowane fiszki z opisami, zawierające recenzję sommeliera, opis regionu i producenta, trochę danych technicznych, czy wskazówki dotyczące parowania z jedzeniem. W naszym zestawie rześkie i charakterne czerwienie reprezentował cabernet z Sonomy i klasyczny kupaż z południowego Rodanu.
Rozprawmy się najpierw z samymi winami, bo choć nie są jedynym aspektem dla których warto zdecydować się na wysyłkowe zestawy, bez wątpienia są najważniejszym.
Wina w zestawie
Domaine Le Clos des Lumieres Cuvee comme Autrefois Cotes du Rhone 2015 to klasyczny kupaż z południowego Rodanu, czyli syrah, grenache i mourvèdre. Swoją radosną młodość ma już za sobą, co w żadnym wypadku nie jest jego wadą. Wino jest typowym przykładem wina środka, które ani nadto się nie wyróżnia, ani nadto nie zawodzi. Pachnie słodką wiśnią, jeżynami, śliwkową konfiturą i dobrze naciągniętym naparem z hibiskusa. W ustach jest łagodne i pluszowe. Tanina jest krągła i miękka, ale też nie ma jej wiele. Łagodna kwasowość nieco przegrywa w starciu ze słodkim owocem, przez co brak mu trochę świeżości. W ustach, poza feerią ciemnych owoców, przebija się fajna ziołowość, typowa dla syrah pieprzność i wyraźnie wyczuwalne muśnięcie waniliowej beczki. Smaczne, choć nieco jednowymiarowe — z każdym kolejnym kieliszkiem mniej ekscytujące. Na pewno by zyskało na towarzystwie jedzenia (84/100).
Louis M. Martini Cabernet Sauvignon Sonoma 2015 to w porównaniu z rodańczykiem zawodnik wagi ciężkiej. Pochodzące z Sonomy cabernet sauvignon z odrobiną petit verdot, petite syrah i merlota, dojrzewało 16 miesięcy w beczkach z amerykańskiego i francuskiego dębu. Owocowa bomba. Nos bucha ciemnymi, likierowymi owocami — jeżyny, czarne porzeczki, powidła śliwkowe, cassis. Mocno przypudrowane kakao, wanilią i gorzką czekoladą, ale beczka jest dobrze wtopiona. Gęste i skoncentrowane. Choć wg parametrów technicznych jest to wino zdecydowanie wytrawne, słodycz powidłowego owocu przesuwa je w odczuciu w stronę off-dry. Jeśli miałbym mu coś zarzucić, to w pierwszej kolejności dość suchą taninę, która przy tej krągłej budowie i miękkim, bardzo owocowym charakterze była odstająca i agresywna. Wino w zdecydowanie nowoświatowym, bogatym stylu (87/100).
Oba wina były co najmniej przyzwoite i smaczne, typowe dla swoich miejsc pochodzenia, choć bez większego „efektu wow”. Nie traktujemy tego jednak jako zarzutu. Trudno też wyrobić sobie opinię o konstrukcji zestawów na podstawie raptem dwóch butelek — na pewno będziemy się z zainteresowaniem przyglądać kolejnym zestawom.
Garść spostrzeżeń różnych
Decydując się na taki abonament, decydujemy się na niego z całym dobrodziejstwem inwentarza — z jego innymi zaletami, ale też wadami. Co rzucilo nam się w oczy przy tym krótkim epizodzie z Wine Me?
- Oprawa wizualna — fantastycznie przygotowana strona internetowa, jasny przekaz marketingowy, do bólu prosty sposób zamawiania, a wszystko otwarte na każdego klienta: bez zadęcia, snobowania, czy nazbyt „profesjonalnego” podejścia odstraszającego klientów, którzy z winem jeszcze nie są za pan brat. Tak trzymać!
- Sposób pakowania — zaprojektowany specjalnie dla Wine Me karton prezentuje się świetnie, podobnie jak sposób zapakowania samych butelek. Dużym plusem jest fakt, że karton spokojnie wytrzyma dowolne testy zderzeniowe, więc o wina nie powinniśmy się obawiać. Minusem, że jak na dwie butelki, jest wprost ogromny! Ale jeśli mam wybierać między pancernym kartonem a ryzykiem stłuczki, zdecydowanie wybieram pancerny karton. Dobra robota!
- Fiszki — subskrypcja wina to nie tylko wygoda, ale przede wszystkim możliwość odkrywania nowych smaków i poszerzanie własnych winiarskich horyzontów. Z tego względu eleganckie, drukowane fiszki ze szczegółami dotyczącymi win z zestawu to świetny pomysł. Te napisane są profesjonalnie i w atrakcyjny sposób, brawo!
Nie jestem jedynie przekonany do zaprezentowanej w postaci graficznych, gładkich, pozbawionych skali słupków charakterystyki wina w kategoriach: alkohol, kompleksowość, owocowość, kwasowość, słodycz i rześkość. Skala w gwiazdkach, punktach, czy innych jednostkach nie wymagających linijki do porównania między sobą na pewno byłaby wygodniejsza. - Panel klienta — w ramach subskrypcji Wine Me gwarantuje dostęp do swojego serwisu internetowego, gdzie można prowadzić notes degustacyjny i oceniać otrzymane wina. Bardzo fajny pomysł wzmacniający przekaz, że poza wygodą chodzi też o popularyzację wina i edukację konsumentów. Trzymam kciuki, żeby opinie pozostawione w serwisie wpływały na kształtowanie selekcji kolejnych zestawów.
- Selekcja a nazwa zestawu — choć wina same w sobie były ciekawe i smaczne, mam spory zgryz z nazwą zestawu: „rześkie i charakterne czerwone”. Czy dojrzały, pluszowy Rodan jest rześki, a bomba owocowa z Sonomy charakterna? Nie czuję się przekonany. Chętnie zobaczyłbym w tym zestawie wina z większym pazurem, ale przede wszystkim — wina mniej podobne do siebie stylistycznie, bo w gruncie rzeczy, mimo ogromnej odległości geograficznej, więcej je łączy niż dzieli.
- Ceny tajemne — choć nie wynika to wprost z opisu zestawu ani dołączonych fiszek, butelki są na różnym pułapie cenowym — kalifornijski cabernet jest winem zauważalnie droższym od swojego partnera z pudełka. Wine Me obiecuje możliwość dokupienia każdego z win, jeśli nam się spodobają (co jest świetną opcją!).
Brakło mi na fiszkach jakiejś, choćby orientacyjnej informacji o pułapie cenowym win w zestawie, zwłaszcza, że klucz doboru (jak tutaj: jedno tańsze + jedno droższe) nie wynika z opisu zestawu i mógł być dziełem przypadku.
Czy wolałbym dokupić caberneta, bo mi bardziej smakował? Czy Rodan, bo ma świetną relację ceny do jakości? Bez wysłania zapytania się nie obędzie. - Liczba butelek — przyznam, że dwie butelki w miesiącu wydają mi się ilością nieco homeopatyczną, nawet jak na funkcję edukacyjno-eksperymentatorską, choć oczywiście takie zestawy nie mają być w zamyśle jedynym źródłem wina.
Tutaj jednak wiem już od właścicieli, że lada moment dostępne będą również inne konfiguracje zestawów, także pod kątem liczby butelek, każdy więc znajdzie coś dla siebie. Trzymam kciuki za znalezienie zlotego środka bez nadmiernej fragmentacji oferty.
Mówią, że wygoda kosztuje. Ale czy na pewno? Dwie spróbowane butelki, gdyby kupić je samodzielnie, przebiłyby cenę zestawu z Wine Me. Jeśli do kompletu dostajemy też inne korzyści, jak np. dobrze przygotowane opisy win, ciekawą selekcję i interesujące wina, których sami byśmy nie kupili, to pomysł nabiera rumieńców. Tak jak dzięki brytyjskiemu Flaviarowi spróbowaliśmy zupełnie nowych i ciekawych alkoholi, tak liczę, że Wine Me pomoże odkryć zupełnie nowe horyzonty smakowe swoim subskrybentom.
Zdecydowanie trzymam kciuki za Wine Me — kibicuję właścicielom i samemu pomysłowi. Subskrypcje mają się świetnie w innych krajach, najwyższy czas, żeby udały się i u nas. Będziemy ich losy bacznie obserwować.
Zestaw win otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Wine Me nieodpłatnie.