Tetramythos: Grecja od TERROIRystów

Jak sięgnę pamięcią, Grecja zawsze była krajem winiarskim, który wywoływał u mnie szybsze bicia serca. Napięte i słone assyrtiko z Santorini, zwiewne, ale i chwytające zadziorną taniną xinomavro z Naoussy, czy kwiatowe i miękkie moschofilero z Mantinii można wymienić jednym tchem, a to raptem mikroskopijny wycinek winiarskiego krajobrazu kreślonego przez ponad 300 endemicznych szczepów, trudnych w uprawie, ale odwdzięczających się efektami terenów i ambitnych, eksperymentujących winiarzy.

Z punktu widzenia tradycji i historii Grecja jest owiana legendą. Wszak to kolebka winiarskiej kultury i ojczyzna Dionizosa, gdzie winorośl uprawiana była już kilka tysięcy lat temu. Z bardziej praktycznego punktu widzenia codziennego winomana — jest przede wszystkim tajemnicza i niedostępna.

Turystyczna popularność Grecji robi krecią robotę, sprowadzając odwiedzających na manowce tandety lanej do hotelowych karafek, utopionej w żywicy retsiny i bezdennie nijakich win-souvenirów, które w domu, odarte z wakacyjnego klimatu, po otwarciu okazują się zupełnie niewarte uwagi.

W Polsce wypatrywanie win z Grecji na sklepowych pólkach czy w kartach win w restauracjach wymaga smykałki Sherlocka Holmesa. Chociaż wielu zacnych producentów wpadło w oko naszym importerom — to dzięki nim możemy się w Polsce cieszyć winami Sigalasa, Tseleposa, Gerovassiliou, Kir-Yianni czy Ligasa, którego długo macerowane roditis należy do naszych ostatnich odkryć — a w przelotne romanse z Grecją angażują się również większe markety i dyskonty. bez wątpienia ten kierunek to wciąż nisza nisz.

Dobitnie przypominały o tym przypisy brak importera przy znacznej większości win prezentowanych jakiś czas temu na seminarium przez Maćka Świetlika, który jest bodaj największym ambasadorem greckiego winiarstwa wśród polskich dziennikarzy winiarskich.

Z tym większą radością dowiedziałem się, że po Grecję sięgnął Piotr Pietras w ramach swojego projektu importerskiego TERROIRyści, który koncentruje się na producentach pracujących w zgodzie z naturą i winach, które — jak mówi Piotr — powstają w winnicy, a nie w winiarni. U kogo jak u kogo, ale u Piotra to musi być pewniak.

Mowa o Tetramythos, producencie z północy Peloponezu, z Ano Diakopto nieopodal Patras. Tetramythos to wspólne dzieło braci Aristosa i Stathisa Spanos i enologa Panagiotisa Papagiannopoulosa, których połączyła wspólna wizja tworzenia ekspresyjnych, terroirystycznych win. Swą nazwę projekt zawdzięcza lokalnej odmianie dzikiej gruszki, tak kwaśnej, że — jak wspomina Panagiotis — tylko jego babcia chciała je jeść, i to jedynie wówczas, gdy były już fest przejrzałe. Ukończona w 2004 roku nowoczesna winiarnia raptem trzy lata później została doszczętnie zniszczona przez szalejące w regionie pożary, podczas których ucierpiała również część winnic. To, na szczęście, okazało się jedynie przeszkodą. Winiarnię, jak feniks z popiołów, nie tylko błyskawicznie odbudowano (raptem jeden rocznik winifikowany był z pomocą sąsiadów), ale Tetramythos wyrósł na jednego z najciekawszych producentów w regionie.

Winnice uprawiane są w jednym z najchłodniejszych rejonów w Grecji, w górzystej Ejalii owiewanej chłodną bryzą z Zatoki Korynckiej, na wysokości od 650 do 1050 metrów. Na 11 hektarach rosną zarówno odmiany lokalne, najważniejsze dla Panagiotisa, takie jak roditis, malagousia, agiorgitiko i mavro kalavritino, jak również międzynarodowe — sauvignon blanc, cabernet sauvignon i merlot, które Panagiotis zastał razem z winnicą, a, jak mówi, „darowanemu koniowi…”.

Do oferty TERROIRystów trafiła najnowsza seria naturalnych win Tetramythos oznaczona jako naturε, fermentowana spontanicznie, z ograniczoną zawartością siarczynów. Nie mogliśmy sobie odmówić tej przyjemności, więc czym prędzej po nie sięgnęliśmy. Powinienem najpierw napisać spoiler alert, ale: było warto!

Retsina kojarzy się turystycznie, a zła renoma tego napitku jest tak dokuczliwa, że nawet winiarze biorą wodę w usta i nie bardzo chcą na ten temat rozmawiać. Tetramythos idzie pod prąd, a ich retsina jest wszystkim tym, czym butelkowane pod kapslem turystyczne wyciągi z żywicy nie są.

Podstawą tej retsiny jest roditis z własnych upraw, tak też jak żywica — sosny rosną wokół winnicy. Żywicy jest raptem odrobina, a całość trafia do spontanicznej fermentacji do glinianych amfor, jakich historycznie używano na Krecie, gdzie kilka miesięcy spędza na osadzie. To bezkompromisowe, świetnie zrobione roditis, dla którego żywica jest elegancko użytą przyprawą, jak dobra beczka, a nie tona pudru.

Bardzo łagodne, cytrusowe, nieco gruszkowe, z lekkim muśnięciem sosnowego olejku. W ustach intrygująco szczupłe i tłuste jednocześnie. Fantastycznie rozwija się w kieliszku, z każdą godziną pokazując kolejne cienie gry między woskową fakturą, cytrusami a żywicą. Długa, słona końcówka. Urzekające, bardzo kulinarne, ale i wprost przepyszne samo ze sobą. (89/100, 55zł)

Wytrawny Muscat blanc sεc 2018 to prawdopodobnie nasze ulubione wino z całego zestawu. Jasnozłociste, bardzo aromatyczne, zachwycające zapachem żółtych jabłek, pigwy, mandarynki, miodu, odrobiną róży i goździków. W punkt wytrawne, napięte, z charakterną kwasowością. Skoncentrowane, wydaje się aż gęste, z długą, nieco pikantną końcówką. Świetne. (91/100, 89zł)

Agiorgitiko 2018 z pojedynczej winnicy Pano Pithos w wersji lekkiej i zwiewnej. Celem Panagiotisa było pokazanie czystej ekspresji owocu i prostota w dobrym znaczeniu tego słowa. Pozbawione beczki, pełne ciemnych czereśni i wiśni, migdałów, ale też odrobiny malinowej konfitury. W ustach miękkie, z delikatną, pluszową taniną i łagodną kwasowością. Szczere, owocowe i niesamowicie pijalne. Cel osiągnięty! (88/100, 65zł)

Phellóe 2016 to dla odmiany zawodnik wagi ciężkiej. Blend trzech endemicznych szczepów — agiorgitiko, mavro kalavritino i mavrodaphne — z małej, jednohektarowej parceli starych krzewów, z których znaczna część nie była szczepiona na podkładkach. Butelkowane niefiltrowane po dwóch latach dojrzewania w beczce, dziś to jeszcze niemowlak i grzech otwierać.

Nos pełen ciemnych owoców — wiśni, śliwek, czarnej porzeczki — z czasem odkrywa nuty tytoniu, grafitu z ołówka, ściółki leśnej. Wytrawne, ze świdrującą kwasowością i potężną taniną, drobną i wyszlifowaną. Usta gładkie, gęste, prowadzone przez gęsty, słodki owoc: czarną porzeczkę, jeżynę i lukrecję z nutą gorzkiej czekolady. Na drugi dzień łagodnieje, odsłaniając więcej niuansów ziołowych i kwiatowych. Złożone, intrygujące i świetnie zrobione. Znakomite, ale zdecydowanie warto dać mu trochę czasu w piwnicy, albo kilka godzin w karafce. (93/100, 115zł)

Zwieńczeniem przygody z Tetramythos jest Roditis orange — wino, którego spróbowaliśmy dopiero jakiś czas później. W tym przypadku mamy do czynienia z roditis z 50 letnich krzewów z pojedynczej winnicy w Ano Pythos w PDO Patras. Fermentacja spontaniczna i 21 dni maceracji na skórkach w glinianych amforach, później jeszcze pół roku dojrzewania w dużych, neutralnych beczkach dębowych.

Wino ma piękny, złotopomarańczowy kolor. Nos łagodny, w rejestrach mandarynki, skórki pomarańczowej i żółtych jabłek. Owocowy charakter uzupełniają nuty herbaciane, białego pieprzu i morskiej bryzy. Napięte, skoncentrowane, z elektryzującą kwasowością i wyraźnie zaznaczoną taniną. Gorzkie pomarańcze, morele i jabłka uzupełniają się z pieprzną pikanterią i słoną końcówką. Wprost przepyszne. Takie pomarańcze chce się pić! (92/100, 89zł)

Z takich debiutów trudno się nie cieszyć! Do tych butelek na pewno jeszcze wrócimy, a mamy też nadzieję rychło uzupełnić braki degustacyjne o bodaj najważniejsze wino Tetramythos, czyli naturalne roditis robione na pomarańczowo z długą maceracją. Errata: roditis zdobyliśmy!

Jak tylko będziecie mieć ku temu okazję, sięgnijcie po Tetramythos! Sięgnijcie po inne greckie wina, po których nigdy więcej nie zadowolicie się w Grecji hotelowymi karafkami. No i wreszcie, sięgnijcie też po inne wina od Piotra, bo portfolio TERROIRystów to praktycznie same perełki.

Wina TERROIRystów kupicie w sklepach i restauracjach współpracujących z importerem, ale również kontaktując się bezpośrednio.

Pochodzenie win: zakup własny autora