Dwa bieguny z Grumpy Catem w tle

Nastała zima, a wraz z nią znalazłem nieco czasu na zagłębienie się w winny świat nieco bardziej, niż tylko sporadycznie przy okazji Winnych Wtorków lub biurowych degustacji z Matim. Mam nadzieję, że będę w stanie pisać rzadko, acz regularnie i w miarę interesująco :).
Zgodnie z tytułem, dzisiejszy wpis poświęcony jest dwóm winom z dwóch różnych biegunów winnego świata. Zacznę od tego, które piłem dzisiaj, a mianowicie od Merlot de Castilla selected by Tesco.

W odniesieniu do tego wina nie mogę użyć swojskiego pojęcia flaszka, albowiem jest to wino w kartonie. W Polsce taka forma sprzedaży wina jest stosunkowo rzadko spotykana, ale w krajach będących winnymi potęgami forma ta jest z pewnością bardziej popularna. W przeciwieństwie do dotychczas spotykanych przeze mnie kartonowych win, w tym przypadku jest to opakowanie zawierające zakręcany korek, co ma niemały wpływ na całkowitą ocenę wina – ale o tym za chwilę.

Samo wino nie zachwyca – ale nie powinno to dziwić; w końcu za 10 zł za litr cudów nie można oczekiwać. Wino jest średnio taniczne i charakteryzuje się dużą kwasowością. Trudno mówić o jakimkolwiek nosie, tudzież ustach – wino to należy do tego samego segmentu, co popularna Zośka czy też Kadarka.
Mimo wszystko, sądzę, że wino to może stać się dobrym towarzyszem imprez licealno-studenckich, albowiem jest ono niezwykle poręczne (czy ktoś spotkał się z użyciem takiej cechy w odniesieniu do wina? :)). Można zabrać je wszędzie, nie brzdęka, w plecaku zajmie mniej miejsca…no i ta cena. Poza tym nie można jednak oczekiwać czegokolwiek sensownego od tego wina. Nawet popularny ostatnio w Internecie Grumpy Cat ma swoje zdanie na temat tego typu eksperymentów:

Po kartonowych eksperymentach mogę poruszyć temat o wiele milszy. Niedawno zawitaliśmy z Matim do Enoteki Polskiej, gdzie miałem przyjemność spróbować Umathum Auslese 2009. Jest to przepyszny blend szczepów Chardonnay i Scheurebe, pochodzący z najdalej wysuniętej na wschód austriackiej apelacji Neusiedlersee.

Wino to charakteryzuje się klasyczną mieszanką owoców tropikalnych i moreli, często spotykanych w białych słodkich winach. Przebija się zwłaszcza ananas, który choć nie należy do moich ulubionych owoców, to w winach zawsze jest przeze mnie mile widziany. Całość uzupełnia pełny i długi finisz. Być może nie każdemu będzie pasować zbyt mała kwasowość – w tego typu winach dobra równowaga pomiędzy słodyczą a kwasowością jest ważna, ale dla mnie nie był to zbyt duży problem. Podsumowując, Umathum jest winem bardzo dobrym – być może jest ono ciut za drogie, ale w ramach degustacji nie żałuję pięćdziesięciu kilku złotych wydanych na butelkę 0,375 l. Nawet Grumpy Cat uśmiechnąłby się, gdyby mógł zdegustować to wino:

Tym samym kończę opis win z dwóch różnych biegunów – mam nadzieję, że w niedługiej przyszłości będę miał więcej okazji do degustacji. Nie ukrywam, że bardziej marzą mi się butelki bliższe drugiemu z dzisiaj omawianych win :).