Podwójnie ciekawy weekend
Ostatni weekend przyniósł wiele niespodzianek. Wśród nich — dwie degustacje, z czego na pierwszą wybieraliśmy się już od dłuższego czasu, druga natomiast pojawiła się z nienacka. Zacznijmy jednak od tej pierwszej.
W piątek w Klubie Wino w Łodzi odbyła się komentowana degustacja włoskich win z Górnej Adygi od jednego producenta, a mianowicie z winnicy J. Hofstätter. Degustacja była zapowiedziana już jakiś czas temu, obaj więc z Krzyśkiem ochoczo zakrzyknęliśmy, że nie opuścimy takiej okazji. W szczególności, że degustację prowadzić miał Michał Poddany, pracujący na codzień u Roberta Mielżyńskiego. Byliśmy już wcześniej na degustacji prowadzonej przez Michała, więc ucieszyliśmy się na myśl o kolejnej, zwłaszcza takich win.
Los jednak, jak to los, płata figle — Krzysiek na degustację nie dotarł. Nie zostałem jednak samotnym degustacyjnym reprezentantem Winnych Przygód przy stoliku, na którym widniała nawet karteczka z nazwą naszego bloga. Tym razem głosem rozsądku wobec moich wybujałych i nader fantazyjnych opisów była płeć piękna w postaci Tysi.
Gości na degustacji nie brakowało. Siedzielismy w kilkanaście osób, zajmując komplet miejsc w Klubie Wino. Michał Poddany słowem wstępu przybliżył wszystkim region Górnej Adygi, opowiadając o klimacie, glebach, uprawianych szczepach i winiarstwie. Po pełnym treści, ale zarazem bardzo przystępnym i swobodnym wstępie przeszliśmy do właściwej części imprezy, czyli do win.
W kieliszkach wylądowały parami — młode i prostsze, oraz bardziej dojrzałe i poważniejsze — wina ze szczepów Pinot Bianco, Gewürztraminer i Pinot Noir. Degustowaliśmy Weißburgunder 2011 wraz z Barthenau Vigna S. Michele 2010, Gewürztraminera 2011
i Kolbenhof Gewürztraminer 2010, a także młodziutkiego
Meczan Pinot Noir 2011 wraz z Riserva Mazon Pinot Noir 2009.
Do każdego z win nie zabrakło słowa komentarza ze strony Michała Poddanego, jak i wspólnej dyskusji. Po raz kolejny rozmowy pokazały w jak różny sposób można postrzegać wina i czego od nich oczekiwać — niejednokrotnie dzieliliśmy się na tych, którzy zdecydowanie dryfowali w stronę prostszych i bardziej oczywistych win, oraz tych, dla których nieco bardziej ukryte piękno Barthenau, Kolbenhofa, czy Mazona było w ciemno i natychmiast warte ich dużo wyższej ceny.
Ja zakochałem się w tym, jak fantastyczne Pinoty mogą powstać w Alto Adige. Riserva Mazon Pinot Noir 2009 urzekł mnie miksturą intensywnego owocu z lekkim pikantnym finiszem połączonego z kwiatowymi akcentami i niesamowicie gładką fakturą, będąc dla mnie zdecydowanym winem wieczoru.
Tysia z kolei regularnie wracała do Gewürztraminera Kolbenhof, znajdując w nim tropikalne owoce, szereg nut kwiatowych odkrywających się z każdą minutą, wyraźnie zarysowaną kwasowość i lekko suchą końcówkę podkreślającą aksamitność wina.
Poza królami wieczoru, obojgu nam wszystkie wina Hofstätter przypadły do gustu. Każdy znajdzie w nich coś miłego dla siebie, od wyrazistego owocu z jasnym przekazem, po niuanse, których nie można spuścić z nosa na minutę by nie zaskoczyły czymś nowym.
Dla mnie degustacja była przede wszystkim otworzeniem oczu na włoskie Pinoty, z którymi nigdy wcześniej nie miałem styczności — zarówno tak rózne od burgundzkich Pinot Noiry, jak i białe Pinot Bianco, których nigdy nie kojarzyłem z poważnymi i eleganckimi winami, a obie propozycje Hofstättera udowodniły mi w jak wielkim błędzie byłem.
Druga degustacja była totalną niespodzianką, nieplanowaną wcześniej. W ten sam piątek, w który spotkaliśmy przy winach z Górnej Adygi, Maciek Korzeniowski z The Fine Food Group wraz z Jorge Gonçalvesem, przedstawicielem handlowym oraz, co najważniejsze, winiarzem u południowoafrykańskiego producenta Man Vintners, zaproponowali degustację win tego producenta będąc w Łodzi przelotem na trasie z Poznania do Warszawy. Degustacja na wariackich papierach, ale trafiła na żyzną glebę i dobry moment, bo przy Hofstätterowym Pinot Bianco natychmiast postanowiliśmy odwiedzić Klub Wino również w sobotę. Była to tym samym druga degustacja skoncentrowana na winach od jednego producenta.
Degustacja była nieco bardziej kameralna niż ta piątkowa, oraz przybrała dużo bardziej nieformalny charakter. Jorge, mając za swe oręże projektor multimedialny oraz tłumaczenie na polski przez Maćka, opowiadał o historii powstania Man Vintners, ich filozofii i założeniach, które przyświecają ich winom. Raz po raz padały anegdoty — bądź ze strony Jorge, bądź Maćka — obok dawki wiedzy oraz możliwości degustacji nie brakło nam tym samym okazji do śmiechu.
W tej bardzo wesołej atmosferze spróbowaliśmy Chenin Blanc, Chardonnay (jedyne białe wino z odrobiną beczki), Merlota, Syrah i Cabernet Sauvignon. Wszystkie wina idealnie wpasowały się w to, o czym wspominał Jorge — a mianowicie, że ideą win Man Vintners jest wyrazisty owoc oraz łatwość picia, a nie wzbijanie się na winiarskie wyżyny intelektualne. To fantastyczne wina codzienne, dobrze sprawdzające się samodzielnie, ale i będące dobrymi kompanami do jedzenia.
Z win białych najwięcej radości zarówno mnie jak i Tysi sprawił Chenin Blanc, z czerwonych natomiast Cabernet (mający w sobie 10% Merlota). Chenin atakował ananasem i owocami tropikalnymi, z wyraźną kwasowością i przyjemną mineralnością, a także długim i fajnie skoncentrowanym finiszem. Cabernet był natomiast niemal modelowy, z czarną porzeczką, odrobiną papryki, ziołami i nienachalną beczką, a przede wszystkim lekkością — był bardzo pijalny i nie budził chęci krojenia go łyżką jak gęstych powideł.
Dla mnie osobiście Chardonnay był nie z mojej bajki, ale nie można mu odmówić solidności. Podobnie w przypadku Syrah i Merlot, z których chyba Syrah budził najmniej emocji i najsłabiej go pamiętam.
Każda okazja porozmawiania o winach z winiarzem to absolutnie świetna rzecz — mam nadzieję, że jeszcze nieraz uda się na naszym łódzkim padole zorganizować taką degustację. Jorge okazał się niesamowicie sympatyczny i otwarty, dzięki czemu ze spontanicznej degustacji zrobiło się bardzo miłe popołudnie. Ponadto, znaleźli z Tysią wspólny język (dosłownie! nie spodziewałem się, że będę słuchał portugalskiego…). Należą się tutaj od nas serdeczne podziękowania dla Maćka z Jorge, za znalezienie chęci i czasu na zahaczenie o Łódź w już i tak napiętym grafiku podróży, a także dla Michała z Klubu Wino za spontaniczną organizację spotkania u siebie. Wiele rzeczy nas tutaj omija, ale nie tym razem! Dzięki!
Kończąc… krótko: oby więcej takich weekendów!