Winne Wtorki, czyli cierpliwość, lato i Pinot Noir

Robert z Martą z Naszego Świata Win postanowili nakłonić brać blogerską do pójścia pod prąd względem pogody i znalezienia fajnego czerwonego wina odpowiedniego na tą porę roku i skwar za oknem. Przyznam, że zupełnie szczerze rozważaliśmy pójście nie tyle pod prąd, co wręcz zabarykadowanie się w poprzek — choć statystycznie pijemy więcej win białych i oczywiście latem chętnie sięgamy po schłodzone lekkie wina (vide ostatni nasz wpis o Vinho Verde) — nasze winiarskie wybory nie są wyjątkowo sezonowe. Tylko czy oznajmienie światu, że my nie odmawiamy latem australijskiego Shiraza, przyniesie jakikolwiek pożytek? Podeszliśmy zatem do tematu poważnie, a przynajmniej nieco poważniej.

Myśląc o czerwonym winie na lato pierwszy przymiotnik, jaki nam (niezbyt odkrywczo) przychodzi do głowy to lekkie. Myśli od razu wędrują ku winom mocno owocowym, o delikatnej budowie, soczystym owocu, raczej bez beczki. Może Bardolino? Delikatne Beaujolais? Czy może nurek w stronę Alto Adige i tamtejsza Schiava? A wreszcie — może nie dość, że Zweigelt, to musujący? Cóż bowiem może odświeżać bardziej, niż bąbelki? Pomysłów mieliśmy bez liku, ale mieliśmy też w zasięgu wzroku butelkę, do której od dawna chcieliśmy wrócić, a po krótkim namyśle wpasowała nam się w temat całkiem nieźle.

Mowa o Frédéric Magnien Bourgogne 2012, czyli 100% Pinot Noir z podstawowej burgundzkiej apelacji. Po raz pierwszy piliśmy to wino na degustacji komentowanej przez Wojtka Bońkowskiego i Michała Poddanego. Zrobiło wtedy na nas dobre wrażenie, ale, podobnie zresztą jak Chablis, nie zdążyło tamtego dnia rozwinąć skrzydeł. Burgundia, nawet w podstawowym wydaniu, to nie są wina do wypicia duszkiem i pospiesznej oceny. Nim zdążyliśmy wwąchać się w nie i zebrać myśli, już dyskutowaliśmy o Dolinie Rodanu a o winie Frédérica nikt już nie pamiętał. Jako, że czerwone burgundy na skali win od najlżejszych do najcięższych plasują się zdecydowanie bliżej początku tej skali, pomysł wrócenia do tego wina w kontekście dzisiejszych winnych wtorków wydał nam się całkiem dobry.

Frédéric Magnien reprezentuje piąte pokolenie winiarzy w rodzinie. Zdobywszy wstępną edukację w Lycée w Beaune przez kilka miesięcy pracował w Kalifornii i Australii u boku tamtejszych winiarzy. Po powrocie do Francji pracował z ojcem, jednocześnie zdobywając wykształcenie w Uniwersytecie w Dijon. Obecnie poza byciem odpowiedzialnym za wina w posiadłości ojca, Domaine Michel Magnien w Morey-Saint-Denis, Frédéric przede wszystkim tworzy wina również pod własną marką w charakterze négocianta, z owoców kupowanych z najlepszych posiadłości Côte de Nuits. Portfolio Frédérica to kilkadziesiąt etykiet, od Marsannay aż po Nuits-Saint-Georges, a on sam uważany jest przez krytyków za jednego z najbystrzejszych młodych burgundzkich winiarzy o bardzo indywidualnym stylu.

Frédéric Magnien Bourgogne 2012 nie tylko nie zawiodło, ale tym razem zgodnie z oczekiwaniami pokazało, że cierpliwość popłaca. Choć na początku wydawało się dość prostolinijne i po prostu bardzo owocowe, z każdą minutą w kieliszku odsłaniało kolejne kawałki układanki. W nosie bardziej niż truskawka, dominują maliny i czereśnie, z lekkim muśnięciem migdałów, cynamonu i pieprzu. W ustach dużo ciała i masy, ale wina Frédérica są niefiltrowane, co znacząco wpływa na ich odbiór. Owocowość malowana mięsistym pędzlem — obok czereśni i wiśni pojawiają się też ciemniejsze smaki aronii, a wręcz jagód. Do tego wszystkiego sprężysty kwas i słodycz dojrzałych owoców — sama przyjemność. Również latem!

Warto jednak dać mu czas i wypić raczej spokojnego wieczoru, niż na tarasie czy pikniku.

Pochodzenie wina: zakup własny autora (Klub Wino, 89zł). Importerem win Frédéric Magnien jest Mielżyński.

Inni blogerzy próbowali dziś: