Tag: Bordeaux

Zmasowany atak Bordeaux w Lidlu z wisienką na torcie

Na ostatniej, październikowej, degustacji Lidla, którą szczegółowo opisała Ewa WieleżyńskaWojtek Bońkowski, nie mieliśmy okazji się pojawić. Podobnie jak w wielu innych przypadkach, wyrwanie się w środku z tygodnia okazało się przeszkodą nie do pokonania. Tym razem jednak się udało i dziś w restauracji Tamka 43 w Warszawie mieliśmy przyjemność spróbować nowej francuskiej oferty Lidla, która — zgodnie z zapowiedziami — dziś pojawi się na półkach.

Podobnie jak ostatnio, Lidl utrzymał branżową formę degustacji. Bez fajerwerków i niebieskich świateł (alleluja!), bez celebrytów i udziwnień. W zamian wino z karafek i Michał Jancik do dyspozycji degustujących. Forma degustacji bardzo mi się podobała. Było cicho, spokojnie, bez tłumów rozpychających się łokciami i przedstawienia dla bliżej nieokreślonej grupy docelowej. Można było w spokoju pastwić się nad butelkami, a o to przecież w tym chodzi. Żeby nie było tak różowo — wina generalnie były za ciepłe. O ile białe w toku degustacji od leżenia w kubełkach z lodem nabrały akceptowalnej temperatury (na początku były również zdecydowanie zbyt ciepłe), tak czerwonym ten los nie był dany. Wydaje mi się, że w wielu przypadkach nieco inna temperatura podania bardzo by pomogła.

Czytaj więcej

Riesling, który nie jest Rieslingiem — czyli La Passion du Vin

Moja ostatnia wycieczka do Warszawy skończyła się koniecznością zajęcia sobie czasu przez prawie dwie godziny, jedyny pociąg bowiem dojeżdżał do Warszawy grubo przed umówionym czasem spotkania. Skorzystałem z okazji, że przy dworcu są Złote Tarasy, a w nich La Passion du Vin, udałem się posiedzieć przy kieliszku wina czytając zaległe numery Decantera, które miałem w plecaku.

Godzina była poranna, w centrum handlowym żywej duszy, w LPdV za to bardzo sympatyczna kelnerka. Tak się złożyło, że akurat z głośników płynęła spokojna muzyka, czyniąc warunki do odpoczynku jeszcze lepszymi. Pierwotnie miałem ochotę napić się jakiegoś lekkiego Pinot Noir, ale musiałbym wziąć całą butelkę, zdecydowałem się zatem na skok w bok — wybór padł na Bordeaux, a dokładnie na Chateau Martet 2006. Przygodę z kieliszkiem wspominam bardzo miło — od sposobu jego podania, po głęboko wiśniowe aromaty z nutą śliwki, beczki i pieprzu. Dawno nie piłem żadnego Bordeaux.

Czytaj więcej

Co nowego w winnym świecie…

Sporo wody w Wiśle upłynęło od czasu ostatniego wpisu na naszym blogu. Trochę się działo, zarówno w przygodach winnych, jak i niewinnych 😉 (vide: założyliśmy firmę! Informatyczną, rzecz jasna). Nie oznacza to jednak, że wina zostały zaniedbane! Na opisanie oczekuje cały czas wakacyjna degustacja, a tymczasem, w celu łatwiejszego wdrożenia się w rytm pisania winnych postów, rozpocznę od opisania ciekawszych butelek, jakie miałem okazję ostatnio skosztować.

Pierwsza z nich to Chateau Martillac 2002 z apelacji Loupiac. Bardzo przyjemny miodowy nos, chociaż w porównaniu do znanych mi Monbazillaców (o Sauternes nie wspominając) stosunek cena/jakość nie jest satysfakcjonujący. Poza sztandarowym dla tego regionu aromatem miodu nic szczególnego w tym winie nie znalazłem. Podsumowując: 87/100, 69 zł (Alma, Manufaktura).

Druga ciekawa butelka, która została otwarta do pysznej wołowiny w sosie grzybowym, to Rosso di Montalcino Ciacci Piccolomini d’Aragona 2006, sprowadzona prosto z opisywanego przez nas sklepu Wein-Bastion. Zaiste, zacne wino! Nieco tańsza „wersja” słynnego toskańskiego klasyka – Brunello di Montalcino – wypada bardzo jagodowo i dębowo, z przyjemnym aromatem innych owoców leśnych. Dobre wino za rozsądną cenę: 88/100, 15 EUR (WeinBastion).

Więcej postów w najbliższym czasie, również ze strony Matiego. Do przeczytania!

Wineshopping, czyli Krzysiek na zakupach – Chateau Rouge

Przez ostatnie kilka miesięcy odwiedziliśmy wiele łódzkich sklepów z winami, choć cały czas sporo czeka na odwiedzenie i/lub opisanie na niniejszym blogu. Możemy jednak z pewnością powiedzieć, że jeden z obszarów Łodzi zasługuje na szczególną uwagę – mowa o prostokącie, którego boki wyznaczają ulice Piotrkowska, Traugutta, Kilińskiego i Piłsudskiego. W tym stosunkowo niedużym obszarze znajduje się aż 6 (jak do tej pory odnalezionych) sklepów z winami: Wina i szampany, Skład win i alkoholi, Alma, Jak pragnę wina (wedle strony firmowej otwarcie już niedługo), a także Pinot i tytułowe Chateau Rouge.
Sklep Chateau Rouge oferuje głównie wina francuskie – wina z innych krajów można policzyć na palcach obu rąk. Wybór jest całkiem szeroki – szczególną uwagę warto zwrócić na wina z Alzacji, spośród których zdecydowałem się na kupno Gewurztraminera od Meyer-Fonné. Oprócz tego można znaleźć Rieslingi i Pinot Noir tej i innych marek – wybór naprawdę ciekawy.

Nie mogłem nie zauważyć całkiem zróżnicowanej (w porównaniu do pozostałych sklepów) oferty białych win słodkich – Sauternes i podobnych. Wśród nich można znaleźć butelki ciekawe, np. Domaine du Haut Montlong 1989 & 1990. Zakupiłem jedną z nich właśnie dziś (1989) – jest to, jak do tej pory, najstarsza butelka, zarówno w zbiorach moich, jak i Matiego.

W Chateau Rouge można rzecz jasna znaleźć także dobre czerwone Bordeaux, np. z apelacji Margaux. Widziałem też sporo szampanów, jednak nie analizowałem dogłębnie oferty pod tym kątem, ponieważ szukałem nieco innych butelek ;). Mogę jednak z czystym sumieniem stwierdzić, że Chateau Rouge, obok Win i szampanów, a także Winnic Francji, jedno z lepszych miejsc do poszukiwania win francuskich.

Pierwsza schizma – bój o Soutarda

Stało się! Po degustacji ponad dwudziestu win, w tym kilku takich samych, nadszedł taki moment, w którym opinia moja i Matiego, na temat tego samego wina, okazała się zgoła odmienna. Mowa o Château Soutard 2000, teoretycznie najlepszym winie, jakie miałem okazję do tej pory skosztować, a w praktyce – lekko rozczarowującym.

Po półgodzinnej dekantacji nalałem pierwszy kieliszek, kończąc przygotowywanie pörköltu – tradycyjnej węgierskiej potrawy (przepis wziąłem z forum Czarna Oliwka – komentarz użytkownika gulasz wegierski). Nos wina okazał się zacny, tradycyjny – czarna porzeczka, jeżyny, dąb. Oceniając po samym nosie, dałbym bez wahania 90 punktów.

Niestety, im dalej w las, tym gorzej. Oczywiście wino było całkiem smaczne, jednak nie zaskoczyło mnie niczym. Było dość długie, ale bez przesady. Mati wspominał o niesamowitym posmaku, jaki zostawił u niego Soutard. Niestety, nic takiego nie poczułem.

Swoją sytuację Soutard poprawił doskonałym połączeniem z wyżej wspomnianym pörköltem. Wino bardzo dobrze uzupełniało potrawę. Dysponując takim połączeniem wina i jedzenia mógłbym jeść i pić bez końca :).

Koniec końców, postanowiłem przyznać temu winu ocenę 88/100. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że Soutard jeszcze się rozwinie – w końcu jest to Grand Cru z apelacji St. Émillion.

Zapraszam do zapoznania się (lub przypomnienia) z recenzją Matiego. Można zauważyć pewne podobieństwa, ale jednak mnie aż do tego stopnia to wino nie zachwyciło. Cóż, zdarza się ;).