II Łódzki Festiwal Win Polskich — pijmy różowe!

Po zeszłorocznym sukcesie I Łódzkiego Festiwalu Win Polskich zorganizowanego przez Klub Wino na świeżym powietrzu na podwórku przy Piotrkowskiej 217 miałem nadzieję, że impreza okaże się cykliczna i na dobre zadomowi się na naszym łódzkim winnym podwórku. Na szczęście nadzieje okazały się słuszne — wczoraj odbyła się druga edycja tego festiwalu, a do Łodzi na zaproszenie Michała Rutkowskiego z Klubu Wino przyjechało 10 polskich winnic, przywożąc ze sobą 44 wina. Jak zobaczyłem ilość win, uśmiechnąłem się w duchu — od razu pomyślałem o 44 Winnice Dziedzic i Monice Dziedzic (obecnej zresztą na festiwalu), która pytana o genezę nazwy zawsze odpowiada: „A czy to nie jest najbardziej polska liczba?”. 

Niestety od rana pogoda nie rozpieszczała. Lało jak z cebra, moje plany wypróbowania tego dnia Łódzkiego Roweru Publicznego spaliły na panewce, zmoknięty dotarłem do Klubu Wino komunikacją miejską zastanawiając się, jak w takich warunkach wypali plenerowy festiwal. Okazało się, że organizatorzy mieli „plan B” w postaci wielkiego namiotu, pod którym udało się pomieścić stoliki dla wszystkich winnic.

Winiarze przygotowują stoliki — na głowę nie pada, ale pogoda i chłód nie zachęca
Winiarze przygotowują stoliki — na głowę nie pada, ale pogoda i chłód nie zachęca

Niestety, ratunek przed deszczem lejącym się na głowę był kosztem przestrzeni dla uczestników festiwalu – rok temu, przy cudownej pogodzie, stoliki rozstawione były dużo luźniej, łatwiej było też się między nimi przemieszczać. Tym razem, już od pierwszych minut Festiwalu, którego pogoda nie pokonała i ludzie dopisali, przemieszczanie się między stolikami było nie lada wyzwaniem.

Pół godziny od startu Festiwalu, mimo pogody, nie było gdzie szpilki włożyć.
Pół godziny od startu Festiwalu, mimo pogody, nie było gdzie szpilki włożyć.

Niemal równolegle z początkiem Festiwalu na otwartym powietrzu, w pomieszczeniach Klubu Wino rozpoczęła się degustacja komentowana prowadzona przez Tomka Prange-Barczyńskiego, na której można było spróbować 10 win z polskich winnic. Ja zdecydowałem się na samodzielną podróż między stolikami. Z 44 win nie spróbowałem tylko jednego — musującego kupażu Chardonnay i Pinot Noir z Winnic Wzgórz Trzebnickich.

Bardzo podobały mi się proporcje kolorystyczne. W tym roku niemal każda winnica pokazała wino różowe (było ich w sumie 7) i praktycznie wszystkie nie tylko trzymały poziom, ale były pyszne. Duża orzeźwiająca kwasowość, często umiejętnie skontrowana cukrem, a jednocześnie bardzo intensywny owoc i brak landrynkowych aromatów predestynuje polskie róże do roli fantastycznych letnich win na taras, gdy tylko zrobi się nieco cieplej. Win białych było zauważalnie więcej niż czerwonych (odpowiednio 24 i 13 sztuki), co mnie o tyle nie zmartwiło, że biele, klasycznie już, wypadły zauważalnie lepiej.

44 Winnice Dziedzic
44 Winnice Dziedzic

Z win białych naprawdę dobrze wypadły vitis vinifery, cielisty, mocno jabłkowy z lekko ananasowo-morelową nutą Riesling 2015Winnicy Hiki, jak również ich fantastyczny, różany, morelowy, miodowy i lekko pieprzny Gewürztraminer 2015, czy dojrzalszy już Riesling 2013Winnic Wzgórz Trzebnickich, o słodkim, nieco brzoskwiniowym bukiecie i dobrej, nieprzesadzonej kwasowości. Na tym tle mniej korzystnie wypadł Chardonnay 2014 z Winnicy Srebrna Góra, któremu brakowało ciała, owoc wydawał się nikły, a kwasowość była nieco aspirynowa.

Również wśród win ze szczepów hybrydowych nie brakło świetnych butelek. Bardzo podobał mi się Sibemus 2015Winnicy Płochockich, z nutami mięty, pokrzywy, moreli i muszkatowymi z wyraźnym cukrem resztkowym, ale przy swojej kwasowości nie wydawał się słodki. Z Winnicy Turnau, z którą to było moje pierwsze spotkanie, najlepsze wrażenie zrobił Solaris 2014, również podbity cukrem, ale zdecydowanie wytrawniejszy niż ich Johanniter 2015, bardziej ziołowy niż owocowy, pachnący ściółką, mchem, a w tle owocami egzotycznymi. W 44 Winnice Dziedzic oba białe wina były fantastyczne — zarówno Sukcesja, pachnąca antonówką, nutami naftowymi i cytrusami, jak i limonkowy Seyval Blanc były bardziej ułożone, mniej przeszywajace kwasowością (choć nadal pod tym kątem potężne) i bardzo owocowe. Dom Bliskowice, obok konsekwentnie dobrego Johannitera J’15, który i w 2015 nie zawodzi, pokazał dwa roczniki kupażu Felicii, Muscarisa i Villarisa — wytrawny F&14 F&15 z wyraźnym cukrem, oba pachnące gruszkami i jabłkami, sprężyste i bardzo orzeźwiające. Małe Dobre zachwyciło Hibernalem, który typowe dla szczepu pokrzywowoziołowe aromaty zaokrągla beczką akacjową — mniej krągłego, a bardziej przeszywającego kwasowością Hibernala pokazała Winnica Spotkaniówka, która obok niego pokazała wino z częściej wykorzystywanego w kupażach niż samodzielnie szczepu Bianca, melonowe, może nawet nieco arbuzowe, bardzo świeże i zdecydowanie wytrawne. Miłośników słodyczy na pewno ucieszy Odesa 2015 z Winnicy Nad Jarem – fantastyczny Muskat Odeski, który przy swoim bardzo intensywnym aromacie nie jest ani mdły, ani przesłodzony. Pigwowocytrusowe Cuvee 2015 z nutami pokrzywy i sporym cukrem resztkowym również podobało mi się bardzo. Najmniej porwały mnie tym razem wina ze Srebrnej Góry, która zawsze była faworytem. Wczoraj znaczna większość win wydała się mi się wątła, mało aromatyczna i o schowanym owocu. Wybroniło się Cuvee 2014, które okazało się bardzo aromatyczne, intensywnie owocowe i o ładnej kwasowości.

Winnica Płochockich
Winnica Płochockich

Wobec czerwieni mam mniej entuzjazmu, wszędobylskie nuty buraka i czereśni, dużo kwasu, mało tanin. Bardzo na plus wyróżnił się Sukcesor 201344 Winnice Dziedzic,  który rok temu podobał mi się bardzo, a teraz podoba mi się jeszcze bardziej, jak również leżakowany w dębie aksamitny, czereśniowoaroniowy z wyraźnymi nutami śliwki kupaż Cabernet Cortis i Regenta z Domu Bliskowice — DB.4&13 canva, czereśniowośliwkowy Rondo/Regent 2014 z Winnicy Turnau i kupaż Cabernet Cortis i Acolona z  Winnicy Hiki, pachnący czereśniami, wiśniami, truskawką, nieco migdałami, w ustach krągły i pełny.

Tym razem gwiazdami degustacji dla mnie były zdecydowanie wina różowe. Różowy Cabernet Cantor DB.6’14 CANTOR Domu Bliskowice to wg mnie najlepsze wino całego festiwalu na nadchodzące lato: bucha wiśniami, truskawką, czereśnią, jest bardzo aromatyczne, superowocowe, jeszcze nieco perliste, a obok sporej słodyczy ma dużo kwasowości. Nie zawiodło też ani Rose 2015Winnicy Płochockich, truskawkowo-wiśniowe, długie i soczyste, ani Rose 2015 Winnicy Nad Jarem. Pijmy różowe!

Summa summarum było dobrze, a nawet bardzo dobrze. Bardzo cieszy mnie coraz większa ilość win z vinifery, liczę na jeszcze więcej — wierzę, że jesteśmy w stanie zrobić dobre wina ze szlachetnych szczepów, co wiele winnic już udowodniło, a próbując kolejnych roczników hybryd odnoszę wrażenie, że ich potencjał ma jednak granice. Cieszą mnie najmłodsze roczniki — prawie wszystkie, jak nie wszystkie wina z 2015 roku na Festiwalu podobały mi się bardzo, a to dopiero początek. Cieszy mnie też, że pojawiają się wina nie tylko z bieżących roczników, co jest wielkim autem — najlepszym dowodem są czerwone wina z 44 Winnice Dziedzic i Domu Bliskowice, które pokazały, że każdy rok więcej daje przewagę nad konkurencją.

Najbardziej jednak cieszy mnie świetna frekwencja i ogromne zainteresowanie wydarzeniem w Łodzi, która na tle Warszawy jest winiarsko rynkiem mikroskopijnym. Bardzo miło było w tłumie słuchać pochwał dla winiarzy, odgłosów zadowolenia i oglądać uśmiechy ludzi próbujących kolejnych win. W szczególności, że nie była to impreza ani branżowa, ani dla wąskiej grupy winiarskich patriotów, a dobre opinie od codziennych konsumentów to najlepszy motor napędowy do dalszego rozwoju.

Do zobaczenia, mam nadzieję, za rok!

Degustowałem na zaproszenie organizatora festiwalu, Klubu Wino