W kieliszku wycieczka na Srebrną Górę
Polskie wina to u nas na blogu rollercoaster. Zaczęło się dawno, dawno temu od prób z Winnicą Jaworek. Do dziś nie wiem, czy to efekt kompletnego braku porównania i doświadczenia wtedy, czy faktycznej kiepskiej formy win. Jakiś czas później nastało olśnienie pod wpływem degustacji win Płochockich, a potem wielkie rozczarowanie przy historii z Herbowym. W międzyczasie dopadły nas drobne uniesienia w związku z Jaworkowym Pinotem i Acolonem, którymi uraczył nas Maciek Nowicki.
Patrząc uczciwie, próbka statystyczna to mizerna. Na zeszłoroczny Konwent Winiarzy Polskich — choć się wybieraliśmy — nie udało nam się dotrzeć. Doświadczeń z polskim winiarstwem i jego płynnymi efektami mamy zatem niewielkie. Z tym większą chęcią i entuzjazmem przyjęliśmy nowinę, że wina z Winnicy Srebrna Góra pojawiły się w łódzkim Klubie Wino, a ponadto współwłaściciel winnicy — Mirek Kwiatkowski — poprowadzi degustację sześciu z nich.
O Srebrnej Górze napisali już wzdłuż i wszerz zarówno Wojtek Bońkowski, jak i Kuba Janicki. Recenzji na innych blogach też nie brakowało, a większość utrzymana była w podobnym tonie. Tym większe mieliśmy nadzieje.
Zanim jeszcze dojdziemy do samego spotkania i win, trudno nie wspomnieć o tym, że Srebrna Góra to mistrzowski projekt marketingowy. Przemyślany i dobrze zaplanowany cel, współpraca fantastycznych specjalistów (Agnieszka Wyrobek-Rousseau, Wojciech Bosak, Krzysztof Górka, a to tylko kilka nazwisk), fantastyczna i spójna identyfikacja wizualna, dystrybucja z udziałem wina.pl — wszystko to udowadnia, że pojawienie się z wielkim impetem tej winnicy na winiarskiej mapie Polski nie było dziełem przypadku. Samemu lewą nogą stojąc w branży budowania wizerunku i marki nie mogę nie docenić wysiłku i efektów.
Wracając jednak do winnego tematu, spotkanie było bardzo udane. Mirek snuł długie, bardzo ciekawe opowieści zarówno o winnicy, jej historii, pomysłach, planach, trudnościach, jak i o technicznych aspektach nasadzeń i winifikacji. Czasem aż nazbyt technicznych — nas to bardzo zainteresowało, ale niektórzy dyskusją o szczepieniu podkładek wydawali się nieco znużeni. Obok informacji stricte związanych z winami nie brakło historii i anegdot o samej winnicy i jej perypetiach. Jako, że winnica powstała na terenie należącym do Zakonu Kamedułów, gdzie dla kobiet wstępu praktycznie nie było, współpraca z enologiem w postaci Pani Agnieszki nie była nawet bliska bezproblemowej. Obok długich i rozwidlających się w różne strony i różne dygresje opowiadań, w tle przewijały się wina. Dokładniej rzecz biorąc, sześć win.
Stawkę otworzyły białe Cuvee 2012 i Seyval Blanc 2012. Cuvee to kupaż johannitera, hibernala i solarisa. W nosie słodki i aromatyczny, pełen ananasa, moreli i kwaśnego zielonego jabłka. W ustach sporo jabłkowej skórki, lekkie i krągłe, ze sporym cukrem resztkowym równoważącym dość wysoką kwasowość (8g cukru i 7.3g kwasu). Ani trochę zielonej niedojrzałości. Wydało mi się wręcz nazbyt miękkie i nieco pozbawione ciała, jak na to, jak bardzo było aromatyczne. Seyval Blanc 2012 to z kolei jedyne białe wino Srebrnej Góry mające kontakt z drewnem. Akacjowe wiórki przyczyniły się do charakteru tego wina (wersja leżakowana w prawdziwej beczce dopiero pojawi się na rynku). Delikatny morelowy nos z nutami miodu i przejrzałego jabłka. Dużo owocowej słodyczy, miodu, kwiatów. Trochę nawet za dużo. W ciemno powiedziałbym, że Viognier — ale podobnie jak fanem Viognier nie jestem, tak i ten Seyval wielkiej mojej miłości nie wzbudził. Jedno trzeba mu natomiast oddać, horrendalna niemal ilość alkoholu (14.3%, sic!), wtopiona była fantastycznie i w życiu by nam do głowy nie przyszło, by celować w 14+%.
Kontynuowaliśmy czerwieniami. Świętomarcińskie 2013, technicznie Rondo i Acolon, to mocny koncept marketingowy. Młode wino wypuszczane na św. Marcina w listopadzie, przed Beaujolais Nouveau, do gęsiny z owocami i frywolnego picia. Mirek snuł opowieści o tym, jak jest winifikowane i dlaczego nadal jest żywe, choć wiosna 2014 za pasem — ale życia i tchu mu już jednak brakowało. Nieco brettowe, w nosie przywodzące na myśl paprykę, wędzoną kiełbasę i nuty dymne. W ustach porzeczkowo-wiśniowe, wodniste i dość płaskie. Bez atmosfery świętowania nie obroniło się, przynajmniej dla mnie. Rondo 2012 intensywnie owocowe, pachnące śliwką, aronią, czarnym bzem, konfiturami, całość o dość kwaśnym wyrazie. W ustach lekkie, dość kwasowe, z bardzo delikatnymi taninami. Nie skłamię, jeśli powiem, że kojarzyło mi się z leciutką Barberą. Regent 2012, który — jak się okazało — wzbogacony jest 10% udziałem Cabernet Cortis, to już inna bajka. Potoczysty, nieco buraczany w nosie, pełen słodyczy, śliwki, nut różanych, ziemnych, ziołowych. W ustach pełne, mocno kwasowe, ale tym razem podparte taninami. Ułożone i eleganckie, zaskoczyło mnie niesamowicie. Stawkę zamykał Cabernet Cortis 2012. Choć nie Sauvignon, to Cabernet pełną gębą. Porzeczkowy, paprykowy, niesamowicie buraczany, z nutami lukrecji i śliwki. W ustach łodygowe, z mocnym garbnikiem i herbaciano-tytoniowym finiszem. Tutaj, dla odmiany, jedyne wino czerwone z udziałem drewna — tym razem dąb, choć znów wiórki (wersja z beczki dojrzewa). Kuba pisał, że szorstko i sucho, mnie to nie uderzyło — może ułożyło się już nieco? Jak dla mnie, wino wieczoru, bez dwóch zdań.
Poziom całości naprawdę dobry. Wina bronią się same, a część wyraźnie prosi się o jedzenie. Dochodzimy do momentu, w którym nie miałbym obaw, by postawić polskie wino na stole u rodziny. Jedno, czego naprawdę mi brakło na tej degustacji, to vitis vinifiera. Słyszałem i czytałem głosy zachwytu nad Chardonnay, czy Pinot Noirem — nie było nam dane spróbować. Do hybryd w stu procentach przekonać się nie potrafię i głęboko wierzę, że i na polskiej ziemi vinifery mają przyszłość. Zobaczymy za rok. Podobno Chardonnay 2013 będzie naprawdę udany — i doczekać się nie możemy.
Ważnym i trudnym do pominięcia faktem są też ceny. Wszystkie wina zamykały się w przedziale 40-60zł. Przyzwyczailiśmy się, marudząc nieco, że za polskie wina przychodzi zapłacić. Winnica Srebrna Góra przekonuje, że ceny mogą być znośne bez kompromisu na jakości. Jeżeli w takim kierunku zmierzamy z polskim winiarstwem, to my mu bardzo mocno kibicujemy. Przed nami jeszcze wiele polskich win, a w najbliższym czasie na pewno Dom Bliskowice, również dostępny w Klubie Wino. W tym roku znów wybieramy się na Konwent. Oby się udało.
Pochodzenie win: płatna degustacja w Klubie Wino w Łodzi