Rok: 2012

47…48….49………..basta. Chilean Wine Tour.

Dzięki uprzejmości Winicjatywy, na której to łamach zorganizowany został konkurs pozwalający wygrać zaproszenie na degustację win chilijskich Chilean Wine Tour w warszawskim hotelu Hyatt, mieliśmy niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu. W skrócie: Winne Przygody zwiedzają świat. Warszawę, znaczy się.

Była to dla nas przygoda tak winna jak i towarzyska. Rozpoczęta podróżą, której uroku odmówić nie można — wszak to PKP, jak i również bogatym i przystającym do rangi wydarzenia wykwintnym kotletem z wołowiny z dodatkiem delikatnych sosów i wybornych warzyw oraz świeżym pieczywem w prestiżowej restauracji (potocznie zwanym hamburgerem w tarasach).

Na sali zaprezentowało się 27 winnic, demonstrując sto z okładem różnych win we wszystkich możliwych kolorach, od niemal przezroczystych jasnosłomkowych, przez ciemnozłociste [Late Harvesty!!! — przyp. KRK], różowe, na głębokich czerwieniach kończąc. Część winnic reprezentowana była wraz ze swoimi polskimi importerami, część natomiast takich dopiero poszukuje.

Czytaj więcej

Do dwóch razy sztuka, czyli wielki comeback Saperavi

Dwa tygodnie temu Mati miał okazję skosztować wino gruzińskie otrzymane od polskiego importera win z tego dalekiego, acz pięknego kraju. Tym razem, dzięki naszemu biurowemu obieżyświatowi — Michałowi — mogliśmy zdegustować pierwsze z dwóch gruzińskich win, które Michał przywiózł ze swej gruzińskiej wyprawy. Na stół poszło wino również ze szczepu Saperavi, pochodzące z winnic Tamaza Kvlividze (wytrawne, rocznik 2010).

Pierwszym zaskoczeniem była już sama barwa wina. Z winami koloru rubinowo-bordowego mieliśmy do czynienia niezwykle rzadko, dlatego też wino to zaintrygowało nas od samego początku. Prawdziwe zaskoczenie przeżyliśmy jednak chwilę potem. W winie wyczuliśmy aromat jagód, ziół, a także przypraw korzennych. Mówiąc szczerze, niektóre nuty było nam niezwykle trudno określić, ponieważ z tego typu winem do tej pory nie mieliśmy do czynienia. W smaku wino to wykazało się przyzwoitym poziomem tanin, z wyczuwalnym alkoholem i niską kwasowością. Do tego w smaku można było zauważyć nuty jeżynowe.

Reasumując, degustacja tego wina była dla nas dużą przyjemnością, tym większą, że za tę butelkę nasz kolega zapłacił równowartość czterdziestu złotych. Na szczęście, z gruzińskiej eskapady Michała pozostało jeszcze jedno wino — nie omieszkamy również wspomnieć o nim na naszym blogu.

Gwiazda z Langwedocji — Mas de Daumas Gassac Rouge

Moje spotkanie z Gassaciem to wzorcowy wręcz przykład sytuacji najpierw zrobił, potem pomyślał.

Mas de Daumas Gassac to Langwedocki producent z klasyfikacją Vin de Pays de l’Hérault — nie ma to jednak nic wspólnego z jakością win Gassaca, a z faktem, że powstają one z kupaży winogron innych niż dopuszczone w odpowiednich AOC. Wina Mas de Daumas Gassac są bowiem często uważane za Grand Cru Langwedocji. Powszechnie uznane za wina nietrywialne, ciekawe, z ogromnym potencjałem do starzenia i niewątpliwie zasługujące na uwagę. O białych i czerwonych winach Mas de Daumas Gassac można poczytać np. u Wojtka Bońkowskiego tutaj, jak i — również piórem Wojtka — na blogu Wina na Lata. Noty na portalu CellarTracker dla większości roczników również utrzymują się na stałym poziomie oscylującym wokół 90 punktów, lub przebijających tą granicę.

Utrzymując się w klimatach Langwedocji, po degustacji całkiem smacznego i niedrogiego L’Envol de Familongue 2006, sięgnąłem po butelkę Mas de Daumas Gassac Rouge 2008. To wino złożone w 80% z Cabernet Sauvignon, w pozostałej części natomiast z innych gron, w tym Grenache, Syrah, MourvèdreMerlot. Rocznik, jak na wino tego kalibru, młody. Można rzecz, bardzo młody.

Czytaj więcej

Spätburgunder, czyli jak Niemcy interpretują Pinot Noir

Moje spotkania z Pinot Noir są o tyle ciekawe, że chyba jeszcze ani razu pod rząd nie próbowałem interpretacji tego szczepu z tego samego miejsca. Nigdy nie trafiło mi się pić dwóch Burgundów pod rząd, nigdy nie trafiły mi się dwa nowozelandzkie Pinoty, podobnie z Kalifornią. Również i tym razem — po ostatnim spotkaniu z Nową Zelandią tutaj, przyszła pora na skok w bok.

Hensel Spätburgunder 2009 Trocken czyli Pinot Noir po niemiecku. Spät oznacza późno, grona Spätburgunder dojrzewają bowiem u naszych zachodnich sąsiadów później, niż w krajach obdarzonych cieplejszym klimatem. To, jak i również wpływ nowoświatowego winiarstwa na interpretację tego szczepu, wpływa na wyraźnie inny charakter tych win względem Burgundów, czy Pinotów z Nowej Zelandii. Tradycyjnie niemieckie Spätburgundery produkowane były i są, jako wina jaśniejsze, delikatniejsze i o mniejszej kwasowości od swoich braci i sióstr. Coraz częściej spotyka się jednak wina z wyraźnym wpływem Nowego Świata, cięższe, masywniejsze, o głębszym kolorze i słodyczy. Taki też okazał się Hensel Spätburgunder 2009 Trocken, młody osesek z Palatynatu (Pfalz) pochodzący z winnicy Weingut Hensel.

Czytaj więcej

Wędzarnia, łosoś i czerwone wino

Korzystając z ładnej pogody, chwili wolnego w weekend i sprzyjających okoliczności by wybyć z miasta, tak też zrobiłem. Pojechaliśmy z rodziną na wieś z zamiarem odpoczęcia od wiru pracy, a przy okazji z zamiarem przyrządzenia potrawy, której w mieście byśmy nie zrobili. Gwiazdą wieczoru był wędzony łosoś, zdjęty prosto z domowej wędzarni, silnie dymny i jeszcze ciepły.

Do kolacji nie mogło zabraknąć wina. Do łososia jakaś blond flaszka nasuwa się sama — ale nie tym razem. Po części dlatego, że świeży, ciepły i silnie wędzony łosoś to odrobinę inne zwierze, niż delikatnie podwędzane płaty ze sklepu… a tym samym miałem ochotę na eksperyment z czymś bardziej masywnym. Po części z bardziej prozaicznego powodu — w szafce po prostu nie było żadnych blond flaszek.

Na stół, a tym samym do kieliszków, trafiła Langwedocja. L’Envol de Familongue 2006 autorstwa Domaine de Familongue z apelacji Terrasses du Larzac. To kupaż Grenache (43%), Syrah (19%) i Carignan (30%) z mniejszym udziałem Cinsault i Mourvèdre. Region znany jest z dość dużej rozpiętości temperatur i raczej chłodnego lata. Nie wiem na ile faktycznie wolniejsze dojrzewanie gron miało wpływ na cokolwiek, na ile producent się postarał, czy na ile to moja imaginacja — ale to kolejny raz kiedy Langwedocja mnie nie zawiodła, ba! Wręcz przeciwnie.

Czytaj więcej