Quintas do Homem, czyli sezon na Vinho Verde czas zacząć
Okolice majówki to zawsze ten czas, kiedy odruchowo zaczynamy rozglądać się na sklepowych półkach za Vinho Verde. Lekkich letnich win z całego świata jest wbród, ale do verde mamy niesamowity sentyment i pijemy je chętnie w niemal każdym wariancie i okolicznościach. Możecie się z nas śmiać, ale właściwa pora znajdzie się nawet na tanie, marketowe verde szczypiące w język lekkim musowaniem i nie smakujące niczym poza wyciśniętą cytryną.
Od naszej relacji z letniego festiwalu Vinho Verde zorganizowanego przez Klub Wino w Łodzi, niestety tylko raz, minęło już siedem lat i nie kojarzę, żebyśmy od tamtego czasu trafili na tematyczną degustację skupiającą się właśnie na tych winach. Z pomocą przyszedł Marcin Jurewicz, od niedawna związany z importerem Cellario, którego cavy Rimarts obszernie recenzowaliśmy na Facebooku w ostatnich miesiącach. Do portfolio Cellario trafił producent Quintas do Homem, który przykuł naszą uwagę w 2016 podczas Wines of Portugal w Warszawie, ale wówczas ich wina nie były dostępne w Polsce.
Quintas do Homem to niewielki, rodzinny projekt Nuno i jego ojca Antonio, wraz z winemakerką Aną, która współpracuje z winiarnią od 15 lat i — jak mówi — czuje się już jak członek rodziny. Ekipę wspiera mama Nuno, dzięki której odwiedzając winiarnię zastaniemy stoły uginające się od różnorakich pyszności i prawdziwie domową atmosferę. Rodzina uprawia łącznie 22 hektary w dwóch winnicach, Quinta do Paço i Quinta da Veiga, obu w dolinie rzeki Homem, skąd pochodzi zarówno nazwa samej winiarni jak i serii win, Vale do Homem. Ich ambicją jest robić bezkompromisowe Vinho Verde i udowadniać, że w Minho nie powstają tylko tanie, musujące wspomnienia po wyciśniętej cytrynie, ale też ciekawe i wielowymiarowe wina.
Marcin na „trasie koncertowej” z Quintas do Homem wraz z Aną i Nuno odwiedzili Łódź i Dwa przez cztery. Aż ciśnie się na usta „spotkanie po latach” — Ana doskonale pamiętała nas z rozmów na Wines of Portugal i poznała nas szybciej niż my ją. Mieliśmy okazję spróbować sześciu win, w tym jednego czerwonego, kategorii Vinho Verde którą chcielibyśmy widzieć zdecydowanie częściej.
Branco to podstawowa etykieta (choć nie w kontekście cenowym — za wyjątkiem jednej, wszystkie wina kosztują dokładnie tyle samo), blend loureiro i arinto, dwóch wiodących w Vinho Verde szczepów. Świetnie ilustruje istotę verde — loureiro w kupażu odpowiada za stronę aromatyczną, arinto za strukturę, razem stanowiąc udany tandem. Pachnie białymi kwiatami, karambolą, słodkimi cytrusami, brzoskwinią. Wino jest jednak zdecydowanie wytrawne i podszyte solidną kwasowością. Szczupłe, lekkie i zwiewne, radośnie owocowe (brzoskwinie, cytrusy), z dużą intensywnością smaku i fajną mineralną nutą. Wprost modelowe Vinho Verde, nie tylko świetnie gaszące pragnienie, ale pokazujące intensywność, o którą w swoich winach zabiega Ana (86/100, 43zł).
Jednoszczepowe loureiro i arinto idealnie pokazują, za co w Branco odpowiada yin, a za co yang i choćby dlatego są warte uwagi. Loureiro zdecydowanie bardziej perfumowane, kwiatowe, mniej strukturalne, z łagodniejszą kwasowością, bardziej cieliste i z nutą tropikalnych owoców (86/100, 43zl). Arinto, które nam podobało się z tej pary bardziej, owoce ma na drugim planie — jest ziołowe, chłodne, kamienne, zdecydowanie szczuplejsze i surowe, z ostrą jak brzytwa kwasowością i precyzją smaku (87/100, 43zł).
Ze wszystkich jednoszczepowych win alvarinho zrobiło na nas najmniejsze wrażenie, może przez wyśrubowane oczekiwania wobec tego szczepu — to często oczko w głowie winiarzy. Tutaj mamy lekkie, proste, zdecydowanie bardziej owocowe niż strukturalne alvarinho. Krągłe, z mięciutką kwasowością, lekko przypudrowane cukrem, kręcące się wokół ananasa, marakui i skórki banana, ale przez tą krągłość wszystko w nim było jakby za mgłą (86/100, 43zł).
Premium to najwyższa etykieta w serii Vale do Homem, kupaż wszystkich trzech odmian — alvarinho, arinto i loureiro — i wino zdecydowanie do dłuższego posiedzenia z kieliszkiem, niż na plenerową imprezę. Wino przechodzi batonnage i spędza kilka miesięcy na osadzie. Z początku zamknięte, pachnie popcornem i dymną, wędzoną wręcz nutą, a dopiero w drugiej kolejności marakują, brzoskwinią i kwiatami. Kremowe, miękkie, z łagodną kwasowością. Rozwija się w kieliszku i potrzebuje cierpliwości, z początku nie robi wrażenia, ale po chwili raczy dojrzałym owocem i długim, mineralnym finiszem. Przeciwieństwo tego, czego normalnie spodziewamy się po verde, ale warte uwagi (88/100, 58zł).
Naszym ulubieńcem zdecydowanie (i ponownie) było vinhão (w innych częściach Portugalii lepiej znane jako souzão), czerwone Vinho Verde. Ciemne, barwiące zęby jak atrament, dzikie, ze sporą dawką pofermentacyjnych nut. Wszystko w tym winie ma potencjometr wykręcony poza skalę. Pachnie cytrusami, ziołami, maderyjskim rumem/cachaçą, kwaśnymi wiśniami. Bardzo kwasowe, z szorstką, agresywną taniną i bardzo lekkim ciałem, pełne kwaśnych wiśni i czarnego bzu. Charakterne i z pazurem. Podoba nam się bardzo, choć styl to niełatwy — jak powiedziała Ana, zdziwi się, jak ktoś się nie wykrzywi. Jak twierdzi, za pierwszym razem krzywi się każdy (88/100, 43zł).
Vinho Verde nigdy za dużo, a już na pewno nigdy za dużo tych lepszych, które bronią się nawet, gdy z nieba przestaje lać się żar. Wg nas te z Quintas do Homem to jedne z ciekawszych propozycji w tym segmencie i zdecydowanie warto po nie sięgnąć.
W Łodzi kupicie w Dwa przez cztery, w Krakowie w sklepie firmowym Cellario, w Warszawie m.in. w Wino & Friends, jak również w innych sklepach współpracujących z importerem.
Degustowaliśmy na koszt własny.