Perypetie ostatnich dni z tanimi winami…
Choć większość win, które pijemy przy różnych okazjach, wybieramy i kupujemy z Matim sami, czasem zdarza nam się spożywać wina w nieco innych okolicznościach – na imprezach czy też z rekomendacji znajomych. Tak się ostatnio złożyło, że miałem okazję degustować trzy butelki win, które łączyła niska cena, a różniło – praktycznie wszystko inne.
Zacznę od butelki najciekawszej – słodkiego, czerwonego wina Mogen David, pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych, a dokładnie stanu Nowy Jork. Jest to wino koszerne, czyli zgodne z restrykcyjnymi zasadami obowiązującymi przy produkcji różnego rodzaju potraw i napojów w gminach żydowskich. Do produkcji wina użyto winogron ze szczepu Concord, charakterystycznego dla północno-wschodniego obszaru Stanów Zjednoczonych.
Przystępując do degustacji tego wina, byłem bardzo zaintrygowany – czerwone słodkie wina (w przeciwieństwie do białych słodkich) są najczęściej bardzo tanie i bardzo przeciętne. Cena Mogen Davida nie jest wygórowana, dlatego miałem pewne obawy, ale po rekomendacji ze strony naszej koleżanki – Majki – postanowiłem spróbować. Nie żałuję ;).
Zapach Mogen Davida nie jest skomplikowany, co nie oznacza, że nie jest przyjemny. Aromat czerwonych owoców, w połączeniu ze słodyczą wina, dają bardzo ciekawy rezultat, zwłaszcza w połączeniu z ciastami, czy deserami. Aromat i smak wina są całkiem mocne, głębokie, dlatego wino to powinno dać sobie radę nawet z deserami z dodatkiem czekolady. Reasumując – nota 86/100, 17 zł, Selgros.
Kolejne wino, również czerwone, również ze Stanów i również w cenie ok. 20 zł, to jedno z najpopularniejszych, chciałoby się rzec – „mainstreamowych”, win – Carlo Rossi Cabernet Sauvignon. Rocznik (chyba) 2008, co dało się wyczytać jedynie z noty copyright (sic!). Niestety, w tym przypadku nie mogę wyrazić równie pozytywnej opinii, co w przypadku Mogen Davida. Wino to jest proste (zbyt proste), ma ogólny smak owoców leśnych i jest zbyt mało wytrawne. Da się je jedynie pić do aromatycznych dań kuchni włoskiej, ale jeśli już takie danie pojawia się na domowym stole, wolę wyjąć wino nieco lepsze – takie jak chociażby Gallo Family czy Jacob’s Creek (o lepszych nie wspominając). Może gdyby było to wino tańsze, można by znaleźć jakieś usprawiedliwienie. Cena: ok. 20 zł (ocena: brak – postanowiłem nie klasyfikować tego wina).
Na koniec pozwolę sobie krótko opisać wrażenia ze spożycia pewnego napoju alkoholowego. Na początku niniejszego wpisu zaliczyłem go do win – proszę mi wybaczyć to bezwzględne nadużycie, ale nie chciałem zdradzać o czym będzie mowa. Na jednej z ostatnich imprez studenckich (politechniczno-medycznych), obok przeróżnej maści alkoholi pojawiły się dwie butelki trunku niezwyklego znanego. Trunku, którego, jak wieść ostatnimi czasy niesie, produkcja została zaprzestana z powodu upadłości producenta. Mowa o 'Komandosie’ – alkoholowym napoju owocowym. Nigdy nie byłem zwolennikiem tego typu trunków, jednak mając świadomość, że niebawem Komandos może zniknąć z rynku na zawsze i jednocześnie będąc zachęconym przez znajomych (pozdrowienia dla Tomka, któremu udało się owe Komandosy skombinować ;)), postanowiłem poddać Komandosa degustacji. Co ciekawe, wbrew obiegowym opiniom, nie jest to napój zły. Oczywiście nie można porównywać go z jakimikolwiek winami – ale już w kategorii napojów alkoholowych zdaje się być całkiem w porządku. Co prawda spożycie go w większej ilości mogłoby spowodować zmianę mojej opinii, ale pobieżna degustacja nie pozwala mi ocenić tego napoju jednoznacznie negatywnie :).
W kolejnych odcinkach powrót do łódzkiego wineshoppingu i prawdziwie miodowa uczta rodem z Urugwaju!