Cuvée Marine Domaine de Menard 2015 na koniec wakacji
Za sprawą niemieckiego Sauvignon Blanc niedawno wspominaliśmy o Festiwalu Win Letnich organizowanym w lipcu przez łódzki Klub Wino. Na festiwalu obok Klubu Wino wystawiał się Euro-Foods z greckimi winami (o których też pisaliśmy), GARAŻ Food & Wine z paletą Prosecco w wersji Bio od Pizzolato, Winkolekcja, która powtórzyła zeszłoroczny schemat i wpadła do Łodzi z Torrontés, Vinho Verde, Chardonnay od Aresti i wyraźnie słodkim różowym musiakiem. Obok nich był jeszcze Mielżyński, który przykuł moją uwagę najbardziej.
Michał Poddany przyjechał z szóstką ciekawych, różnorodnych i świetnie pasujących do tematu festiwalu win. Chyba tylko Cava w wersji brut nikogo nie zaskoczyła – za to widok Vinho Verde z samego Loureiro od Quinta do Ameal, Grünera Veltlinera od Salomona Undhofa i Negroamaro z Masseria LiVeli Contrade z Apulii wywoływał uśmiechy na twarzach. Uśmiechy wywoływało też gaskońskie Cuvée Marine Domaine de Menard, z którym również wróciliśmy do domu.
Gaskonia jeszcze całkiem niedawno jeżeli z czymś się kojarzyła, to z armaniakiem — a przynajmniej wśród tych, którzy w swoim życiu na armaniaki trafili, bo o ile klasyczne już „A może koniaczku?” dotyczy u nas wszelakiej maści trunków często nie mających z koniakiem nic wspólnego, o tyle szanse, ze po twierdzącej odpowiedzi dostaniemy armaniak są praktycznie zerowe.
Z tego też powodu znaczna część Gaskonii pełna jest nasadzeń winorośli, z których destyluje się ten szlachetny trunek – Ugni Blanc i Colombard – na dokładkę kultywowanych w sposób dający możliwie wysokie plony i cienkie wina o wysokiej kwasowości, cechy istotne dla produkcji destylatu, ale niepożądane w winie do picia. Zmianę tego trendu i zmniejszanie się znaczenia armaniaku na rzecz wina w Gaskonii widać choćby po utworzeniu w 1982 roku apelacji kontrolowanego pochodzenia Côtes de Gascogne – wina wcześniej klasyfikowane były po prostu jako wina stołowe. Z roku na rok produkcja wina w Gaskonii rośnie a o znalezienie smacznej butelki już wcale nietrudno, czego Cuvée Marine jest świetnym przykładem.
Domaine de Menard w Gondrin założona przez szwajcarskiego emigranta Jean Francoisa Morela w 1920 zaczynała od 10 hektarów. Dziś to ponad 120 hektarów winnic zarządzanych przez wnuczkę Jeana, Elisabeth wraz z mężem Henrym. Od 2003 roku butelkują wina pod swoją nazwą, co zresztą dobrze ilustruje trend zmniejszenia znaczenia sprzedaży gron do dużych spółdzielni i na destylat na rzecz własnych win.
Domaine de Menard Cuvée Marine to najważniejsze białe wino z posiadłości, nazwane tak ze względu na uwarunkowania geologiczne – wapienną glebę bogatą w morskie skamieniałości. To w 60% Colombard, 20% Ugni Blanc, a w 20% Gros Manseng, szczep znany lepiej z win w Jurançon w Sud-Ouest.
Pachnie grejpfrutami, skórką cytryny, lekko agrestowo, ale przebija się też lekka ziołowość i zapach morskiej bryzy. W smaku sporo kwasu, feeria owoców tropikalnych, grejpfruta, białej porzeczki. Bardzo lekkie i bardzo pijalne, ale soczyste i aromatyczne zarazem. Chciałoby się do niego dorzucić talerz muli.
Póki słońce dalej grzeje i sezon na wina tarasowe trwa – polecamy wrzucić (przynajmniej) butelkę do lodówki!
Wina Domaine de Menard sprowadza Mielżyński – do kupienia w sklepach firmowych w Warszawie i Poznaniu, jak również w sklepach współpracujących z importerem (w Łodzi – Klub Wino)
Pochodzenie wina: zakup własny autora (Klub Wino wspólnie z Mielżyńskim na Festiwalu Win Letnich, 28zł)