Miesiąc: marzec 2016

Z cyklu: Flaszka z osiedla na ratunek — Zinfandel Sutter Home

Z góry przepraszam za tak bezpardonowy atak w powyższym, wyróżnionym zdjęciu, ale tytułowa flaszeczka została opróżniona szybciej, niż zdążyłem pomyśleć na temat notki na bloga, nie mówiąc już o własnym zdjęciu. Jakby nie patrzeć już samo to stwierdzenie stanowi pewną rekomendację, niemniej nie uprzedzajmy faktów.

Czytaj więcej

Aaa sekty dwa

Choć na językach w temacie win musujących z najwyższej półki nieubłaganie królują szampany, zapominanie o sektach to grzech, a zapominanie o austriackich sektach — grzech podwójny. Pijąc austriackie wina mamy wrażenie, że u naszych sąsiadów nic nie jest efektem przypadku. Nieważne, czy w kieliszku znajdziemy zwiewnego młodego grünera, niesamowicie skoncentrowanego pełnoletniego Smaragda, soczystego late harvesta, czy może najwyższej próby trockenbeerenauslese — wielka szansa, że będziemy to wino pamiętali długo. Poza własnymi doświadczeniami, utwierdziła nas w tym przekonaniu przekrojowa degustacja zorganizowana przez Austrian Wine Marketing Board w zeszłym roku w Warszawie.

Na tej właśnie degustacji po raz pierwszy spróbowaliśmy kilku sektów Karla Steiningera z Kamptal, które zrobiły na nas duże wrażenie. Steininger wino musujące robi od 27 lat i należy w tym fachu do ścisłej czołówki. Choć nazwisk, które kojarzą się ze świetnymi sektami, można wymienić znacznie więcej, to właśnie jego dwa wina wpadły nam ostatnio w oko, a co za tym idzie — w kieliszki.

Czytaj więcej

Kolejne wyrwane z kontekstu Chablis

Między tygodniem w śniegu a tygodniem w deszczu trafiła nam się ostatnio jedna niedziela z cudownym słońcem, lekkim, niemal wiosennym wiatrem i temperaturą na tyle przyjemną, że z radością poszliśmy na długi spacer. Po powrocie leniwe popołudnie okazało się idealnym momentem, by sięgnąć do lodówki po Chablis, które już dłuższą chwilę czekało na swój moment.

Czytaj więcej

Ogień z wodą

Ostatnimi czasy częściej wpadam w nastrój melancholijny, odpływając myślą daleko, daleko stąd. Matriksowy „bullet time” przeniesiony na grunt refleksji nad własnym życiem, coraz trudniejszy do osiągnięcia wobec setek bodźców, zwłaszcza tych wyłaniających się z otchłani cyfrowych monstrów, towarzyszących nam od samego poranka, aż po kres dnia. Coraz trudniej jest znaleźć takie chwile, zwłaszcza gdy jednocześnie wiążą się one z poznaniem swoich głęboko skrywanych emocji, skrzętnie ukrytych pod płaszczykiem powierzchownej pogoni za wszystkim, co nas otacza.

Czytaj więcej