Sylwestrowych wspomnień czar
Tegoroczny (choć chyba właściwie to zeszłoroczny) Sylwester był kolejnym spędzonym kameralnie u mnie, a zarazem pierwszym od dnia powstania naszego bloga spędzonym w pełnym składzie Winnych Przygód. Bardzo lubię takie imprezy, nie należę bowiem do ludzi nad wyraz wyskokowych i zawsze wybiorę miłe spotkanie w gronie przyjaciół nad imprezowanie w klubie. Ma to też swoje niewątpliwe zalety innej natury — takie jak dobra kuchnia, dobre alkohole (nie tylko wina), dobra herbata, czy dobra muzyka z dobrym poziomem głośności i przy dobrym torze audio (to jest ten moment, kiedy możecie uznać, że jestem z lekka skrzywiony).
Rzadko nasze spotkania towarzyskie są pokierowane dobrze sprecyzowanym motywem, tym razem jednak z różnych przyczyn dominowały klimaty włoskie. Na stole znalazły się bagietki, włoskie oliwy, wiele szynek (w tym parmeńska) i feeria serów. Wszystko parę dni wcześniej przywiezione z Włoch i absolutnie przepyszne. Całość okraszona została ciepłymi potrawami w postaci lasagne i cannelloni, rzecz jasna, domowej roboty.
Choć przekrój alkoholi w trakcie spotkania był bardzo szeroki…
…i uwzględniał domowe nalewki, włoską grappę i sambucę, nie mogło zabraknąć też win. Gdyby zabrakło, pewnie w ogóle nie pisałbym tej notki. W trakcie wieczoru do naszych kieliszków trafiły Anakena Indo Sauvignon Blanc 2010, Berek Douro 2008 od Niepoorta, alzackie crémanty Bestheim i Meyer-Fonné i cava Mas Tauler Brut. Trafiło też, zahaczając znów o Włochy, Saracco Moscato d’Asti 2011. Właśnie to wino, patrząc z perspektywy minionych niemal dwóch tygodni, najbardziej zapadło mi w pamięć.
Moscato d’Asti to wina, po które raczej nie sięgam zbyt często — ale ten raz był strzałem w dziesiątkę. Bardzo niewiele alkoholu, bo niecałe 6%, plasuje to wino w kategorii bardzo łatwych do picia. Również dla tych, którzy nie przepadają za alkoholem w jakiejkolwiek postaci. Jak na Moscato d’Asti przystało, żywe, choć leciutkie, bąbelki skakały po języku. Całość z bardzo ciekawym aromatem brzoskwiń, jabłka, z odrobiną cytrusów. Pełna, długa i soczysta, a zarazem z fantastyczną równowagą słodyczy i kwasowości.
Bardzo warte polecenia, bardzo przyjemne i mocno uniwersalne — niewiele jest sytuacji w których wydaje mi się, że nie miałbym na Saracco ochoty. Saracco pił również Maciek Gontarz, z podobnym skutkiem.
Do kupienia w Warszawie u Mielżyńskiego, w Łodzi w Klubie Wino.
Pochodzenie wina: zakup własny