Granatowa cisza
O Granato Elisabetty Foradori słyszałem na przestrzeni swojej miłości do wina wielokrotnie. Wspomnienia tego wina z Trydentu-Górnej Adygi zbudowanego w 100% z gron Teroldego, niezbyt ukochanych przez winiarzy gron, spotykałem w zagranicznej prasie i na zagranicznych blogach. Granato wracało do mnie z regularnością godną podziwu. Najpierw na blogu Wojtka Bońkowskiego gdzieś w komentarzach, innym razem na Winicjatywie wraz z opisem rocznika 2007, później znów u Wojtka w relacji z pionowej degustacji u importera – Roberta Mielżyńskiego. Po chwili nieobecności Granato w moich myślach temat Elisabetty Foradori i jej win został podniesiony ponownie, tym razem na degustacji win z Górnej Adygi prowadzonej przez Michała Poddanego.
Pewien element pozostawał wspólny we wszystkich wspomnieniach Granato – każdy, kto mówił o tym winie, mówił o nim w sposób, który nie pozostawiał cienia wątpliwości. To wino, którego musiałem spróbować. Koniecznie.
Butelkę z rocznika 2007 zamówiłem zaraz po degustacji Górnej Adygi i odebrałem niewiele później. Czekała na tzw. „dobrą okazję”. Otworzyliśmy Granato wczoraj, napawając się ciszą i spokojem domu na wsi w leśnej głuszy, oglądając Dobry Rok, film również pozostający w winnych klimatach.
Normalnie w tym momencie zacząłbym swoje grafomańskie wybryki i szukanie w nosie i ustach wszystkiego, co mi tylko moja wyobraźnia i zmysły na myśl przynoszą. Ale nie tym razem. O Granato pomilczę z uśmiechem. Tak jak Ewa Rybak, która o niektórych winach nie pisze, tak i ja tym razem nie będę. To było wino wyjątkowe – w tym miejscu, w tej chwili, w tym towarzystwie.
Głęboki ukłon dla Elisabetty Foradori i podziękowania dla tych, dzięki którym zapragnąłem spotkać się z tym winem. Każdego do tego spotkania gorąco zachęcam. Warto.
Granato importuje Robert Mielżyński, zakupione przeze mnie w łódzkim Klubie Wino.