Winne Wtorki #2 — Gruba Molly

Winne Wtorki rozgrzewają się i nabierają impetu, zbierając zainteresowanie coraz większej ilości polskich blogerów (i nie tylko).

Dziś, czyli w drugim odcinku Wtorków, na tapetę idzie Mullygrubber Sémillon-Chardonnay 2009 – wino z południowowschodniej Australii. Przez swoją nazwę, przechrzciłem je na Grubą Molly. Wino zaproponował Maciek z Viniculture. W Łodzi okazało się niedostępne (a przynajmniej tam gdzie patrzyliśmy), do kupienia natomiast w internetowym sklepie Ballantines.

Nie obyło się jednak bez przeszkód. Firma kurierska Delta City, z którą współpracuje Ballantines, trafiła na poszerzającą się listę kurierów, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Wyprzedzili kilku innych konkurentów, a nawet paczkę ekonomiczną Poczty Polskiej, w kwestii czasu dostawy. Wino wysłane w czwartek dotarło do mnie dopiero we wtorek rano (dzisiaj) – zmuszając mnie do szybkiej degustacji w dniu pisania notki. Z tego też powodu recenzja Krzyśka pojawi się z drobnym opóźnieniem, bo nie zdążyłem dostarczyć mu jego butelki.

Tymczasem serdecznie zapraszam do zapoznania się z moimi spostrzeżeniami 🙂

Mateusz

Już od chwili nalania do kieliszka, wino otacza nas świeżością. Intensywny złocisty, wręcz nieco miodowy kolor, dużo ciemniejszy niż bym się spodziewał po Chardonnay. Przejrzyste i ciepłe.

Nos zachęca i nastraja pozytywnie. Ucieszyło mnie, że od początku nie zaatakowała mnie beczka – nie jestem fanem przedębowanych oleistych Chardonnay, miłując się w interpretacji tego szczepu w silnie mineralnym wykonaniu Burgundzkim. Wpływ Sémillon czuć od razu. Na wstępie powitała mnie delikatna słodycz dojrzałych owoców, natychmiast wyczuwalny ananas, morela, przyjemna kwasowość a’la zielone jabłuszko z odrobiną miodu. Gdyby nie to, że nigdy nie pamiętam jak pachnie melon – też bym o nim wspomniał. Wyczułem też nutę mineralności, ale dużo mniej obecną niż we francuskich Chardonnay – przyjemną, ale nie nachalną. Przystępną dla tych, którzy za silnie mineralnymi winami nie przepadają.

Nos zrobił na mnie wrażenie bardzo pozytywne, lekko słodkawe, z kwasową równowagą, a przede wszystkim bardzo świeże – musiałem powstrzymywać się przed wzięciem szybkiego pierwszego łyka, bo ochota była wielka. Już po samym nosie miałem ochotę zamówić kilka dodatkowych butelek.

W ustach wino również nie rozczarowuje. Gra słodyczy i kwasowości wręcz urzeka, delikatnie przykrywając odczuwalną mineralność. Odczuwalną bardziej niż w nosie, ale bynajmniej nie w nadmiarze. W nutach owocowych prym wiodą cytrusy i owoce tropikalne. Skojarzenia z ananasem nie mogę się pozbyć, choćbym chciał. Nuty dojrzałych owoców pozostają aż na migdałkach, ale wino jest stosunkowo lekkie. Młode i figlarne, nijak nie tak dystyngowane i poważne jak, dajmy na to, Montrachet. Po drugim kieliszku tej owocowej słodyczy jakby ciut za dużo… a może jednak nie? Nie mogę się zdecydować. Ale chyba jednak trochę za dużo tej słodyczy.

Wedle moich preferencji, świetne jako aperitif i na lato – lekkie, zwiewne, rześkie. Nie pogardzi też niejedną potrawą. W sumie… zastanawiałem się, czy to napisać – najwyżej mnie zlinczujecie. Bardzo smaczne. Zwłaszcza za cenę, którą przychodzi za nie zapłacić – niecałe 30zł.

Jedyne co… no właśnie. Napisałem tą notkę i wróciłem do kieliszka, który chwilę postał. Kwasowosć jakby stała się bardziej denerwująca, bez równowagi, słodycz wychodzi na pierwszy plan. Nieco, wręcz, landrynkowa. Gruba Molly z czasem na smaku nie zyskuje… a chyba wręcz dość stanowczo traci.

Pierwsze wrażenie potrafi zmylić… uwzględniając tą krótką erratę, przemianowuję bardzo smaczne na niezłe — ale chyba jednak zapowiadanych kolejnych kilku butelek nie wezmę.

Krzysiek

Byłem bardzo zaciekawiony, gdy dowiedziałem się, że przyjdzie nam spożywać blend z Semillonem – to już drugi w moim przypadku w ostatnim czasie (pierwszy – Asticę – znajdzie Czytelnik tutaj).

Miałem nadzieję, że wino to okaże się propozycją ciekawszą, wszak obok Semillona znalazł się w butelce również Chardonnay. Niestety, moje wrażenia, zwłaszcza mając porównanie z tańszą Asticą to wino nie wypada lepiej. Mocno, na mój język zbyt mocno, kwasowe. Przyjemny, ale z drugiej strony dość typowy owocowy aromat. Reasumując – dobre, ale zbyt drogie – da się znaleźć tańsze propozycje, vide wspomniana wcześniej Astica.

Pozostałe blogi